🍪Rozdział 3🍪

511 41 3
                                    

Gdy tylko obudziłam się rano, wiedziałam, że ten dzień jest z góry skazany na porażkę.

Moje podejrzenia potwierdził grafik przytwierdzony do niewielkiej tablicy korkowej wiszącej nad równie niedużym biurkiem w rogu pomieszczenia. Lista zadań na dzisiejszy dzień zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a jedno z nich, wielokrotnie podkreślone różowym zakreślaczem i oznaczone dla pewności wielkim zielonym wykrzyknikiem, wprowadzało mnie w stan depresji od samego patrzenia.

Jednak czy mi się to podoba, czy nie, muszę wykonać wszystkie zadania zaplanowane na dzisiejszy dzień. Jak zwykle zaczynam dzień od kawy z czekoladą oraz ciastek, również czekoladowych. Jakby nie było to aż tak oczywiste, to dodam, że czekolada to moja największa miłość, bez której nie wyobrażam sobie dnia.

Stawiam kubek z parującym napojem oraz opakowanie ze słodyczami na biurku i zaczynam pracę. Ponownie zerkam na dzisiejszą rozpiskę, aby ją lepiej zapamiętać. Popijając napój bogów, leniwie rozkładam papiery na stoliku i zaczynam się zastanawiać nad wyborem stroju na dziś i wyjściem do Bena na śniadanie. Jak na zawołanie w pokoju rozlega się dźwięk pukania do drzwi, a ułamek sekundy później widzę Bena z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Dzień dobry - mówi posyłając mi ciepły uśmiech. Sam jest jeszcze w piżamie, co mi wcale nie przeszkadza, bo widziałam go nieraz w o wiele gorszym stanie. - Pamiętasz, prawda?

Jego rozemocjonowany głos doprowadza mnie do śmiechu, czego nie potrafię ukryć.

- Och - mówię, odkładając długopis na bok. Odwracam wzrok od zapełnianej przeze mnie strony, aby spojrzeć na przyjaciela. - Tak zakreśliłeś na różowo ten punkt i dla pewności dopisałeś ten wielki zielony wykrzyknik, że jest zupełnie niewidoczny i nie wiem jak to się stało, ale nie zauważyłam go!

Wzruszam niewinnie ramionami i powracam do porzuconego chwilę wcześniej zajęcia.

- Aż tak? - pyta zmieszany, spuszczając wzrok z zażenowaniem. Ponownie zanoszę się chichotem, po czym odpinam z tablicy kartkę z zapisanymi na niej 6 punktami do wykonania na dzisiejszy dzień.

- Aha - odpowiadam, wstając. Wyciągam notatkę przed siebie, aby Ben mógł się jej lepiej przyjrzeć. - Tyle razy zakreślałeś, że mało dziury nie zrobiłeś tym różowym markerem. I wiesz, nie chcę cię wyganiać czy coś, ale już zjeżdżaj stąd. Zanim pójdę do nich na oprowadzanie po szkole, muszę zrobić mini projekt dla Audrey na nasz następny trening.

Punkt jedenasta stawiam się na dziedzińcu przed szkołą. Z daleka dostrzegam czwórkę z Wyspy Potępionych, co nie jest wcale trudne ze względu na ich specyficzny ubiór i niecodzienne fryzury. Niebieskie włosy jest zdecydowanie łatwiej wypatrzeć w tłumie niż na przykład brązowe, prawda?

- Witajcie - mówię, gdy tylko znajduję się przy grupce. Nerwowo splatam i rozplatam dłonie, w marnej próbie opanowania własnych nerwów. Jednak pomimo własnej niechęci nie ustąpię, gdyż danego słowa nie można łamać. Jak się coś obieca, należy to zrobić. - Jak książę Ben wam wspominał, mam na imię Molly i moją rolą na dziś jest oprowadzenie was po szkole. To pewnie też wam mówił, ale w razie pytań, problemów, potrzeby rozmowy i tym podobnych macie się zwracać bezpośrednio do mnie, w ostateczności do niego.

- Opiekunki nie zamawialiśmy - buczy Mal, na co wywracam oczami.

- Spokojnie, kołysanek nie śpiewam - odpowiadam, poprawiając sukienkę. - Chodźmy już, o dwunastej trzydzieści macie zajęcia z Wróżką Chrzestną i na pewno nie chcecie się na nie spóźnić. Myślę, że zaczniemy od waszych szafek, bo to zajmie nam najwięcej czasu. I także jest najbliżej.

Prowadzę wyspiarzy po schodach znajdujących się kilka kroków od miejsca naszego spotkania.

- Okej, tutaj się wszystkie szafki - tłumaczę, wskazując na rząd metalowych szafek. Sięgam do torebki i wyciągam cztery pary kluczy, które zamierzam przekazać Potępionym. - Jak się domyślacie, i co jest dosyć oczywiste, każdy uczeń w okresie nauki ma własną szafkę, w której trzyma podręczniki i inne rzeczy, które uważa za stosowne. Te cztery szafki są wasze, a to są klucze do nich. Ustalcie między sobą, kto którą bierze i pędzimy dalej.

Pomimo moich wcześniejszych obaw, wszystko idzie zaskakująco sprawnie - chyba jest to spowodowane niechęcią obu stron do tego zajęcia. Odprowadzam całą czwórkę pod salę, w której mają się odbyć zajęcia wyrównawcze z dobroci z Wróżką Chrzestną. Już mam odchodzić do swojej komnaty, aby zażyć trochę lenistwa i bezczynności, lecz zatrzymuje mnie melodyjny głos Wróżki Chrzestnej:

- Molly, kochanie, zostałabyś? Książę Ben poprosił o krótki raport z przebiegu tej lekcji, a ja dzisiaj nie mam głowy do takich spraw i wiem, że ty na pewno zrobiłabyś to najlepiej.

Chociaż początkowo chciałam zaprzeczyć i uciec stąd w siną dal, nie mam serca jej odmówić. Ona i królowa Bella to dwie najcudowniejsze kobiety jakie znam i szczerze podziwiam za ich niewyczerpaną dobroć do każdego.

Więc zbieram się w sobie i wchodzę za Wróżką Chrzestną do sali. Podchodzę do biurka, skąd biorę czystą kartkę i podkładkę, po czym siadam na najbliższej ławce i próbuję wyłapać wszystkie poprawne i te mniej poprawne zachowania dzieci Potępionych. Nie o takim relaksie marzyłam, ale cóż... Takie życie.

- Uwaga! - mówi Wróżka Chrzestna, wskazując na ogromną tablicę za jej plecami. - Ktoś daje wam płaczące dziecko. Co robicie? A. Rzucacie klątwę, B...

Unoszę podkładkę na wysokość swojej twarzy, aby ukryć cisnący się uśmiech na moje usta. Śmieję się w duchu, patrząc ukradkiem na znudzonych nastolatków. Nie wiem co mnie bardziej bawi - ich przerażone miny, czy same pytania.

Wywód zostaje przerwany przez cichutkie pukanie do drzwi, które chwilę później lekko się uchylają, ukazując niewysoką postać w niebieskiej sukience. Nie od razu ją poznaję, gdyż ukrywa się ja pokaźnych rozmiarów teczką. Dopiero po postawie i przemknięciu niczym cień bokiem sali, domyślam się, że to musi być Jane, córka Wróżki Chrzestnej.

- Kochani - mówi podekscytowana wróżka, wyciągając swoją córkę na sam środek sali, co z pewnością się jej nie podoba, gdyż wygląda, jakby w przeciągu następnych kilku sekund miała zemdleć. - Poznajcie moją córkę, Jane.

Dziewczyna znika równie szybko, jak się pojawiła. Po kilku sekundach ciszy kobieta wraca do lekcji - tym razem zadaje pytanie związane z trucizną, któro cieszy się o wiele większym zainteresowaniem, niż to poprzednie. Na tyle większym, że wymagało siłowej interwecji, gdyż doszło do nieciekawie wyglądającej przepychanki między chłopcami.

- Chyba mam jeszcze jedno zadanie dla ciebie, Molly - mówi Wróżka Chrzestna, patrząc ze zrezygnowaniem na Jaya i Carlosa. - Tym dwóm panom należałoby znaleźć jakieś ciekawe zajęcie na zewnątrz.

Chocolate cookie▪Carlos▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz