Rodział 4

138 5 1
                                    

Dziś zaczynaliśmy informatyką. Choć z całego serca nią gardziłam, postanowiłam wstać tą godzinę wcześniej niż zwykle. Humor poprawiła mi tylko myśl o głupiej Nicole, z którą chodziłam na zajęcia. Pojawił się jednak problem. Mój telefon zawibrował kilka razy i zagrał muzyczkę rosyjskiego hymnu, a na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od tej zdrajczyni:

Jestem z tatą na rybach! Zaraz złowię swojego pierwszego DORSZA!!!

I dołączyła zdjęcie:

Oj pszepraszam, pomyłka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Oj pszepraszam, pomyłka.

Nosz ja pierdzielę! Już miałam zrezygnować z pomysłu pójścia na informatykę, ale bałam się nie zdania z powodu 50% nieobecności

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Nosz ja pierdzielę! Już miałam zrezygnować z pomysłu pójścia na informatykę, ale bałam się nie zdania z powodu 50% nieobecności.

Ubrałam swoje kroksy w ZYGZAKA MAK KŁINA i bluzkę białą, obcisłą, wsadzoną w czarne mama dżins. Spakowałam śniadanie w formie pomidora i camemberta. Wybiegłam z domu.

******

Do sali weszłam przed dzwonkiem, wykonując fikołka ninja. Usiadłam na swoim miejscu, czekając na pana Mięczaka. Mięczak wszedł do klasy i powiedział, że robimy dzisiaj jakieś barachło do programowania - SRECZA. Nigdy nie umiałam się tym głównem posługiwać. Co innego Szczepan Dekiel, wywodzący się z rodziny informatyków. Najlepszy przyjaciel Mateusza (pomijając dziwną bójkę miedzy nimi z niewiadomego powodu), a w dodatku pupilek Mięczaka. Nie minęło sporo czasu, a wystrzelił ręką w górę i wrzasnął:

- ZROBIŁEM!

Birucie aż głowa zachwiała się na kiju, zwanym szyją. Myślałam, że się rozpłaczę. Ja nawet nie wiedziałam jak odpalić komputera! CHCĘ DO DOMU!!! Byłam na skraju załamania nerwowego. Nagle jednak wpadłam na pomysła. Był ryzykowny, ale nie miałam nic do stracenia. Gdy Mięczak na chwilę wyszedł, zawołałam najmilej jak potrafiłam:

- Szczepuś...Pomożesz mi?

Ten na początku był confused a little bit, but he podszedł do mnie. Dopiero teraz mogłam ujrzeć jego umięśnioną figurę. Był wysokim i umięśnionym złotowłosym blondynem w stylowych okularach, prawie tak stylowych jak Nicole, ubrany w białą koszulę i czarne, materiałowe biodrówki zapięte różowym paskiem z ćwiekami. Prezentował się niebywale dobrze.

- Małpigajska... - Wymruczał niskim, ponętnym głosem, kładąc swą dłoń na mojej, o wiele drobniejszej od jego. Była taka zimna i szorstka. Uśmiechnęłam się delikatnie, a to przez jego włosy na rękach, które łaskotały mnie z każdym ruchem. Uniosłam wzrok na jego suche, wąskie usta, potem na wąsa, - niby meszek lub koperek - a na samym końcu na te morskie, połyskujące w świetle lamp, oczy. Zmniejszyłam dystans między nami i wtedy...

- Skończyłem. - Powiedział z łobuzerskim uśmiechem i odszedł, pomagać Jullie Muchachos-Gracias - Polce o hiszpańskich korzeniach. Poczułam swego rodzaju rozczarowanie? Jednakże, dostałam 6 za SRECZA i poszłam na resztę lekcji.

******

Zadzwonił mój ukochany dzwonek. Wszyscy zerwali się ze swoich krzeseł i pobiegli. Najszybsza byłam jednak ja. Nie zwalniałam na zakrętach, przeskakiwałam po 4 schodki na raz, potrąciłam jakieś dziecko i Jullie Muchachos-Gracias, która zaczęła do mnie coś tam wołać po hiszpańsku, gdy wypadła jej salsa z taco. Odpowiedziałam jej tylko:

-  SPASIBA! - Co po hiszpańsku oznacza „twoja stara". 
A to wszystko w moich kroksach ZYGZAKA MAK KŁINA. To dzięki nim tak pędziłam.
Stanęłam w kolejce do sklepiku. Zaraz za mną ustawił się spory wężyk ludzi. Wszyscy tu przyszli po nie, chemiczne i zdrowe drożdżówki. Wybrałam największą, najlepiej upieczoną i z idealnie wymierzoną ilością lukru, wśród połyskujących marchewek.

- 2,50. - Powiedziała ekspedientka.
- Mam tylko złotówkę. - Palnęłam.
- No to wypad z kolejki, chyba że bierzesz lizaka.
Nie chciałam lizaka.
- Co?! Ale ja chcę drożdżówkę! - Już miałam odejść zrezygnowana, lecz ktoś powiedział:

- Po proszę tą drożdżówkę. Zapłacę za tą piękną damę.

Spojrzałam się na mojego wybawcę z szokowaną miną, a tam stał...
SZCZEPAN?! Moje usta ukształtowały się w wielką literę wyniku ilorazu zera z zerem, gdy złotowłosy odbierał moją sznekę z glancem. Podał mi ją, - pomijając to, że ekspedientka nie dała mu paragonu, ale pozwę ją pózniej - a ja powiedziałam:

- Łoł. Nie wiem jak ci dziękować...
- Ale ja wiem. - Powiedział łobuzersko z chrypką.

Nie wiedziałam o co mu chodziło.
Dopiero gdy, zaczął się do mnie powoli zbliżać z przymkniętymi oczami, zrozumiałam. On chciał mnie pocałować! Kompletnie zbita z tropu, poszłam z silnym nurtem chwili i czekałam przygotowana na bliskość jego ust. Już miałam zatopić się w wąsie Szczepana, gdy ni stąd, ni z owąd, jakiś typ wyrwał moją drożdżówę i uderzył z impetem nią o ziemię, wyjąc:

- AUUUUUUU!!!

Odskoczyłam wkurzona  od Szczepusia, by ujrzeć tego dekla (nie chodzi o szczepana). Moim oczom ukazał się rozbawiony do szpiku kości, Cappy Mordowski. Stał tam, tak po prostu, bez żadnych wyrzutów, cienia zażenowania, stał tam wśród odłamków mojej szneki z glancem, śmiejąc się z swojego czynu.

I wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Cappy'ego przysłonił cień o wiele wyższej jednostki.

- Może zmierzysz się z kimś swojego wzrostu, a nie z drożdżówką?! - Warknął Mateusz Opel.
Mordowski od razu uciekł gdzieś wgłąb korytarza.

- Dziękuję. - Wyszeptałam. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się cieplej.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie. - I odszedł w stronę zachodzącego słońca.
Chciałam za nim pobiec, wręcz czułam jak nogi same mnie niosą przez korytarz, lecz wtedy...

- Patrz jakiego dorsza złowiłam. - Wtrąciła się moja głupia przyjaciółka Nicole. Uśmiechnęła się, więc dałam jej gonga w zęby. Rozpłakała się i rzuciła swoją rybą o podłogę.

mój bed boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz