Rozdział 7

52 2 0
                                    

Perspektywa Czerwonej Czapki Ernesta Wojtyły 

O kapitanie, mój kapitanie! Czemuż mnie zdejmujesz ze swej łysej głowy?

O żadnej pomyłce nie ma tu mowy. 

W-F się rozpoczyna. Nie czas na spanko.

Zaraz zobaczę twoje piękne, nagie ciałko. 

Najpierw koszulka, potem spodenki,

to na twe mięśnie lecą panienki.

Reszta klasy armagedon w szatni zaczyna,

lepiej by tam nie weszła żadna dziewczyna.

Dziurę w ścianie zrobili, 

a także drzwi wywalili.

Dwójka chłopaków się przepycha,

mój kochanek tylko na to prycha.

A gdy zachwycałam się jego tchnieniem,

zrobił unik przed uderzeniem.

Dzwonek zadzwonił,

więc klasę pogonił.

Już myślałam, że o mnie zapomniał,

ale w ostatniej chwili po mnie pognał.

Gdy tylko poczułam jego gładkie dłonie,

myślałam, że me ciało zapłonie.

Zamiast mnie, na głowie położył zdechłego kota,

niech wszyscy myślą, że tego jego naturalna szczota.

Dziewczyny na jego widok wzdychały,

a nauczycielki na hula-hop mdlały.

Pan Marcepan rzucił mu wyzwanie: "Czy trawisz z tej odległości do kosza, baranie?"

Ernest mu odpowiedział: "Jak trafię oddajesz swoją żonę, mocium panie."

Wszyscy zaczęli się stresować,

nie wiedząc na kogo głosować.


Perspektywa Roksany Małpigajskiej


Właśnie się rozciągałam, gdy do sali gimnastycznej weszli chłopcy. Wśród nich był Mateusz Opel, Szczepan  Dekiel, Biruta, Dzieciaczek, Leon Skejter, Dominik Żydowski, rudy Eryk Warzywniak, kilku innych chłopaków oraz O N... Ernest Wojtyła. Tym razem łysinkę zakrywała mu brązowa szczota, nieźle się chłop krył. Rzucił swoją czerwoną czapkę na ławkę, która niefortunnie (tak sądzę) otarła się o moje udo. Alanus podciągnął majty, mrugając do mnie uwodzicielsko. Zignorowałam go. Byłam zainteresowana innym mężczyzną, który stał w rogu sali. A był nim Pan Domino. Obserwował nas, co chwilę poprawiając swoje prostokątne okulary. Przez chwilę wydawało mi się, że na mnie spojrzał, ale to musiał być paraliż.  

Nagle głos Pana Marcepana przerwał moje przemyślenia. Rzucił on wyzwanie Wojtyle. Polegało ono na tym, że Ernest miał rzucić do kosza za 3 punkty, a w zamian miał  dostać żonę trenera. Wszyscy się podekscytowali, gdy chłopak stanął z piłką w kierunku kosza. Był perfekcyjny. Marcepan się rozpłakał, bowiem kochał swoją żonę. Będzie tęsknił za obiadkami jego luby. Ernest napinając wszystkie mięśnie, rzucił piłką. Ta przeleciała przez połowę sali, ostatecznie lądując w metalowym kółku z siatką. Trafił. Wszyscy zaczęli wiwatować. Lecz nagle ucichli. Patrzyli to na Wojtyłę, to na roztrzęsionego Marcepana. W pewnym momencie zwycięski chłopak przemówił:

- Nie chcę twojej żony. Postaw mi 6 z W-Fu lol.

- Dziękuję o miłościwy. - odpowiedział trener. 

I każdy już wiedział, że to ostatnia lekcja  W-Fu, na której zawitał Ernest. Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy zaczęli kierować się do wyjścia. Nagle poczułam na nadgarstku czyjąś dużą, zimną, szczupłą dłoń. Odwróciłam się, a ku mojemu zdziwieniu to był Wojtyła i zmysłowo wyszeptał:

- Lepiej go unikaj. 

- Kogo? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.

- Pana Domino.

- Co? Dlaczego? 

- Te wścibskie dzieciaki... - odpowiedział, po czym wyszedł szybko z sali.

To było dziwne. Zwłaszcza, że Domino gdzieś zniknął. Ale o co może chodzić? 


********************

Jak myślicie? O co chodzi Wojtyle? 


Wasze najukochańsze, najpiękniejsze, najmądrzejsze, najelokwentniejsze autorki UwU.

Pamiętajcie by myć rączki, śmierdziele :3








To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 25, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

mój bed boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz