Siedzący i wpatrujący nieprzerwanie w zegarek chłopak nagle schował przedmiot do kieszeni, wstał z krzesła i spojrzał na drugą osobę w pokoju, myślał, czy by go nie zostawić i pójść samemu, przecież on by mu zawadzał, podszedł do drzwi i wyciągając wcześniej przygotowany wytrych z widelca, zaczął otwierać zamek w drzwiach, po kilku próbach mu się to udało, miał już wychodzić, ale spojrzał się jeszcze na śpiącego.
- Jakim cudem... Przecież ja nie mam sumienia, a jednak nie potrafię...
Westchnął cierpiętniczo i podszedł do chłopaka, potrząsnął nim i zaczął wybudzać.
- Ej strachajło, wstawaj, bo cię tu zostawię.
Zenithar otworzył leniwie powieki i nieobecnym wzrokiem spojrzał się na osobę, która go budziła, rozejrzał się po pomieszczeniu i gdy dotarło do niego co się dzieje, wstał jak najszybciej się dało.
- Już miałem cię zostawić, ruszaj się, czas na przedstawienie.
Usta Hanzo wygięły się w złowieszczy uśmiech, bez żadnych skrupułów i przesiąknięty zgrozą, gdy Zeni na to spojrzał to aż drgnął z przestrachu, lecz ruszył za chłopakiem, który ofiarował mu pomoc. Wychodząc z piwnicy trafili do kuchni, było tam strasznie ciemno, przez pojedyncze okno wpadły nikłe promienie księżycowego światła, to oto światło padało na długi stół gdzie wbity był długi nóż, Zenithar idąc dalej za Hanzo nagle na niego wpadł, odsunął się kilka kroków i zdziwiony spojrzał na niego próbując zrozumieć czemu ten się zatrzymał, jednak to, co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach jeszcze bardziej niż wcześniejsza groźna mina chłopaka, w tym momencie Hanzo patrzył się na nóż wbity w stół z zadowoleniem, rozmarzeniem, a nawet z chęcią zabrania go, niestety na tych chęciach się nie skończyło, chłopak podszedł do stołu, zostawił na nim noże, które miał w kieszeni wcześniej i wyjął z drewnianego stołu ten, na którego się teraz patrzył, pogładził grzbiet narzędzia, a następnie lekko ostrze, cały zadowolony z siebie, że znalazł coś takiego zaczął ponownie iść do wyjścia z pomieszczenia, gdy doszli na korytaż to chłopak obrał za kierunek schody, zaczął wchodzić na samą górę, a za nim przerażony dalszymi wydarzeniami Zenithar.
- C.. Co zamierzasz, po.. Poco ci ten nóż?
Szeptał przerażony chłopak, był przerażony nie tylko tym, że jego "znajomy" ma broń, lecz też dlatego że bał się, iż jego wypowiedziane słowa kogoś zbudzą.
- Zobaczysz, to będzie piękne przedstawienie, jednak jeśli nie chcesz patrzeć, to nie wchodź za mną w żadne drzwi. Hahah.
Jego śmiech nie był głośny, był natyle cichy by nikt go nie usłyszał, poza idącym za nim osobnikiem, który w tym momencie nie wiedział co ma robić, nogi robiły mu się jak z waty, lecz szedł dalej, aż w pewnej chwili zobaczył towarzyszą przechodzące przez wielkie dżwi, stanął przed nimi zastanawiając się czy wejść, czy może sobie darować i zaczekać, jednak niedane mu było nad tym rozmyślać, z pomieszczenia wydobył się dźwięk, dość głośny dźwięk tłuczonego szkła, a po tym odbijającego się od podłogi metalu, następnie było słychać głośne kroki dobiegające od strony schodów, Zeni niewiele myśląc wbiegł do pomieszczenia, a widok, jaki zobaczył przyprawił go o odruch wymioty, Hanzo z zakrwawioną twarzą, stojący nad martwym już ciałem tego, który ich kupił, pana tej posiadłości i szlachcica.
- Musimy uciekać.. Id.. Idą tutaj.
Wydukał powstrzymując swój żołądek by nic z niego nie wyleciało, lecz chłopak nie reagował, patrzył się tępo w ciało z wielkim uśmiechem i szaleństwem wpisanym na całej twarzy, Zenithar pobiegł do niego i miał go już odciągnąć i jak najszybciej skierować się do okna i przez nie uciekać, lecz zatrzymała go woń krwi, dawno jej nie pił, a ten zapach tylko mu o niej przypomniał i mimo że chłopak nie pił ludzkiej krwi, tylko zwierzęcą, to ta krew jednak była inna, zapach był o wiele przyjemniejszy niż ta zwierzęca, chciał już podejść i napić się tej cudnej cieczy, lecz do pomieszczenia wbiegł lokaj i widząc co się stało cały zadł, szybko przeładował trzymaną w dłoni strzelbę i wycelował w Zenithar wypalając, chłopak odskoczył od miejsca gdzie stał, lecz jeden z naboi jednak go dosięgnął wbijając mu się rękę, jednak przy takiej sytuacji adrenalina mocno podskoczyła, przez co strzał nie był odczuwalny, Zeni pobiegł do drugiego chłopaka złapał go za rękę i szybko podbiegając do okna wybił je, gdy wszedł szybko na parapet i zobaczył wysokość nieco się zląkł, lecz kątem oka widząc jak lokaj przeładował strzelbę i znów do niego celuję, to nawet nie myślał, skoczył ciągnąc drugiego za sobą, słychać było jeszcze strzał gdy spadali, wylądowali na ziemi z głośnym chrupnięciem, Zeni szybko wstał i miał dalej uciekać, lecz Hanzo dalej nie kontaktował, chłopak zdzielił go w twarz i krzyknął.
- Otrząśnij się, bo zginiemy !!!!
Spoliczkowany złapał się w bolące miejsce i normalnym już wzrokiem spojrzał na osobę, która go uderzyła.
- Jak kiedykolwiek to powtórzysz to złamie ci rękę, a następnie ją utne.
Wstał obojętnie, jak by jego życie nie było dla niego takie cenne, gdy wstał od razu został pociągnięty za rękę i musiał biec by się nie wywalić, Zenithar manewrował między krzakami ogrodu, kiedy dobiegł do jego końca okazało się że ogród jest a skraju lasu, szybko do niego wbiegł i uciekał dalej.
Jeden był ciągnięty, a drugi biegł i biegł, powoli schodził z niego adrenalina co powodowało narastający ból wlewej nodze, próbował o tym nie myśleć i uciekać dalej, choć robił od 10 minut
- Zatrzymaj już się, zaraz nie wyrobię, nie mam takiej kondycji jak ty durny wampirze.
Chłopak biegł jeszcze przez parę metrów, gdy po chwili noga odmówiła mu posłuszeństwa przez wielki ból i gdy znów na niej stanął to upadł na ziemię z przepełniony bólem piskiem.
- O jak dobrze, że się zatrzymałeś.
Wydyszał zduszany i wykończony Hanzo, gdy doszedł do siebie spojrzał na ledwo przytomnego wqmpira.
- Bez żartów, nie mdlej mi tu do cholerny, wstawaj, nie mam zamiaru cię nieść, zregeneruj się czy coś.
Lecz chłopak nie reagował i powoli odpływał przez ból, Hanzo widząc to niechętnie podszedł do niego i podwinął rękaw swojej szaty, wbił swój nadgarstek w zęby wampira, aż nie poleciała krew.
- Pij przeklęty komarze, regeneruje się w końcu, bo taskać cię nie będę.
Posmak krwi w ustach i jej zapach spowodował, że ten nieco oprzytomniał i zaczął pić, słodkawa ciecz spływała mu po przełyku, a perę kropel po brodzie, lecz w pewnym momencie stracił kontrolę, pił zachłanniej i więcej, przerwał, lecz gdy dostał mocny cios w głowę.
- Starczy, bo zaraz wyssiesz wszystko, jak byś nie wiedział to krew mi jest potrzebna.
Lewe oko było koloru czerwieni, lecz takie nie powinno być, Zeni syknął i warknął.
- Jeszcze, daj mi krwi, daj mi jeszcze.
Hanzo natomiast, zamiast się przestraszyć zaczął się szaleńczo śmiać.
- Jeszcze? Może to ja wypije twoją krew, wyssę wszystko, choć bym miał dostać zatrucia, zobaczymy jak długo przeżyjesz bez ani jednej kropelki. Hahaha.
Przerażający śmiech dotarł do podświadomości Zeniego, przez co lewe oko wróciło do normalnej barwy, a chłopak zaczął panicznie krzyczeć.
- Nie trzeba!! Zostaw mnie, nie chciałem, poniosło mnie!!
Znów rozbrzmiał śmiech, lecz tym razem nie psychopatyczny, lecz normalny śmiech rozbawionej osoby, gdy śmiech ucichł padły słowa.
- Ty serio jesteś straszne strachajło, dobra wstawaj, trzeba znaleźć jakieś schronienie.
- Nie wstanę, mam złamaną nogę, na razie ból minął, ale pełna regeneracja potrwa więcej czasu, może nawet 2 dni... Proszę, nie zostawiaj mnie...
Jego głos był przestraszony, na myśl zostania tu samemu, niby powinien się jak najszybciej oddalić od tego psychopaty, lecz nie miał jak, a na dodatek nawet nie był taki straszny, jeśli nie wpadł w swoje chore transe, Hanzo tylko westchnął, by następnie podejść do chłopaka i pomóc mu wstać, zarzucił jego rękę przez ramię i ruszył przez las zastanawiając się czemu nie porzuci go, przecież był tylko balastem, niepotrzebną kulą u nogi i utrudnieniem, lecz chciał mu pomóc, czuł, że nie poradziłby sobie sam i choć zamordował szlachcica i zrobił jeszcze wiele złych rzeczy to akurat porzucić tego bezbronnego strachajły, by nie mógł.
Szli przez las szukając z niego wyjścia, choć nie było to łatwe przez stan Zenithara, do tego chłopak nie wspomniał o fakcie, że ma wbitą w rękę kulę, niefortunnie to była ta ręka, którą miał zarzuconą przez ramię towarzysza, co niemiłosiernie bolało, choć próbował to ukryć i jak naradzie mu się to udawało.
CZYTASZ
Zmagania sprzeczności
FantasyPrzygody pewnego młodzieńca który musiał stawiać czoła swojej sprzecznej naturze. Opowiadanie będzie zachaczało o homoseksualizm i wątki męsko, męskie. Jeśli ci to nie pasuje nie czytaj, nikt nie zmusza. Okładka nie należy do mnie.