New York, Queens, Biuro Amerykańskiego Stowarzyszenia Solidarnościowego (A.S.S.) 10:12
- Że co ci powiedział? No cymbał, zwykły cymbał - Stwierdził wielce oburzony Alex gdy razem przykucneliśmy w śmierdzącej windzie naszego biura, czekając aż zatrzymany się na parterze. Właśnie opowiezialem mu moją poranną historię, z pewnym bucem w roli głównej, ale o tym później. Narazie musicie wiedzieć tylko to, że obaj mieliśmy nietęgie miny i ramiona splecione na piersiach jak rozgmiewane matki, które zrobiły za małe zakupy żeby dostać maskoyke dla swojego bombelka i właśnie z takim nastawieniem wkroczyliśmy na piętro rządzone przez Storm, on z rękami w kieszeni A ja z kubkiem owocowej herbaty w dłoni. Ograniczam kofeinę, zdziwieni?
Przeżyliśmy tą okropnie długą drogę, bo po pierwsze Alex musiał skorzystać, a po drugie, ja nie chciałem zostawać tam całkiem sam bez obstawy. Colden i Nathan przychodzili dopiero na 13, a ludzie z porannej zmiany potrafili być naprawdę bardzo niemili. Pewnie dlatego że musieli tyrać od piątej rano.
Więc, wracając, Alex zniknął w toalecie już od wyjścia z windy ściągając spodnie żeby zdążyć na czas A ja udawałem że jestem florystą i oglądałem płatki storczyka stojącego na stoliku. Odłozyłem na parapet na ktorym syał kwiat kubek zimbej herbaty, na którą już w sumie nie miałem ochoty. Mógł byk teraz pograć w Dumb ways to day albo przescrolować twittera, ale całą moją rozrywkę w postaci smartfona w etui z małymi padami, zostawiłem piętro wyżej na istnym poligonie.
Chciałem przy okazji uniknąć rozmowy ze Storm (później zobaczycie jaki dobry jestem w unikanuiu), bo wiem, że ostatnio nie jest dla nas przychylna i ćwiczy rzucanie do celu swoim dziurkaczem. Jednak (Jak byście się nie domyślili) szczęście nie jest moim drugim imieniem, ani trzecim, ani nawet czwartym, także oczywiście Pani S wyszła zza swojej jamy i zaśmiała się z mojego oglądania kwiatków.
- Bardzo sucha ziemia, podlewasz to czasem?- zapytałem grzebiąc palcem w doniczce, bo dalej patrzyła na moje ruchy.
- Ty wiesz że to jest sztuczne? - uniosła jedną brew A ja wyciągnąłem rękę z doniczki i kiwnałem potwierdzająco głową.
- No pewnie....- uśmiechnąłem się najbardziej wiarygodnie jak umiem i machnalem dłonia- tak tylko się... żartuję sobie...
Poddałem się i zakrylem twarz dłońmi, kiedy zaśmiała się z moich poczynań. No i kto tu jest prawdziwym cymbałem, co Jonathan?
- Jak ci mija dzień? - oparła głowę na dłoni i zmierzyła mnie wzrokiem. Speszony stanąłem prawie na baczność splając dłonie za plecami. Czy ktoś mi wytłumaczy czemu ta kobieta dalej ze mną rozmawia i NIE MA swojego sarkastyczbego tonu? Halo policja, chyba podmienili nam sekretarkę. Myślałem że jeśli to zrobią to wstawią tu jakąś ładną panią w blond lokach, a nie miłą wersję starej Storm.
- Dobrze...znaczy tak po części.- przyznałem uciekając wzrokiem od jej twarzy. Zerknąłem na drzwi łazienki. Alex, przyjacielu, wyjdź z tej otchłani. Dlaczego nie ma go tyle czasu, w klozecie jest portal?
- Nowa fryzura?- uśmiechnęła się delikatnie i wskazała na moje włosy. Przełknałem ślinę. Zaczynało robić się bardzo, bardzo dziwnie.
- Co?- lekko zdziwiony dotknąłem kosmyków na mojej głowie- Nie, nie, dalej jest taka sama.
Starałem się odpowiadać dość wymijająco albo wejść na taki poziom nudy i zażenowania że ona sama zrezygnuje, ale z jakiegoś powodu poprawjając swoje bujne loki dalej brnęła w coś czego na dobrą sprawę nie potrafiłem określić.
I do cholery gdzie jest Alex!?
- A widzisz. Może po prostu wyładniałeś- przymrużyła oczy z niewinnym uśmiechem, poprawiając się na krześle. Wszystkie mięśnie mojego ciała w jednym momencie zapragnąły być skałami i zamarlem w totalnym bezruchu z otwartymi ustami i wybabuszobumi oczami. O Jezu.
CZYTASZ
wyciągnicie kija z dupy, rozkręcamy imprezę
Humorgdy pracownikom biura w Nowym Jorku zaczyna się nudzić