3

162 18 31
                                    

Gdy szłaś na pociąg, kawa była gorąca.

– Zmieniłaś preferencje? – Spytałem, gdy kupiłaś małą latte od miejscowego sprzedawcy.

– Wiele się zmieniło od tamtego czasu.

Oboje zdawaliśmy sobie sprawę z niezręczności tej rozmowy. Nie było tak swobodnie jak dawniej. Ale czy powinniśmy się dziwić? Nic przecież nie było takie jak dawniej. Cud, że w ogóle rozmawialiśmy. Po tym, co Ci zrobiłem, nie zdziwiłbym się jakbyś tę kawę kupiła tylko po to, aby wylać mi ją na łeb. Jednak tego nie zrobiłaś. Mimo wszystko chciałaś jeszcze ze mną rozmawiać. Brakowało ci mnie. A mi brakowało Ciebie.

Tak cholernie mi Ciebie brakowało.

Tak cholernie chciałem jeszcze raz trzymać Cię w swoich ramionach. Tak cholernie chciałem jeszcze raz Cię pocałować. Tak cholernie chciałem jeszcze raz dotknąć Twoich włosów, skóry, piersi... Tak cholernie chciałem znów uprawiać z tobą miłość.

Ale wszystko się spieprzyło. Czas nieubłagalnie biegł dalej, mimo że sprawiał wrażenie stojącego w miejscu. Teoretycznie leczył rany, ale gdy tylko znów Cię zobaczyłem, znów znalazłem się przy Tobie, wszystko się zmieniło. Wszystkie strupy zostały rozdrapane. Wszystkie rany były znów świeże. Wszystko działo się jeszcze raz, tylko trochę inaczej. Wszystko było znów tak żywe jak wcześniej.

Jednak nasza młodość umarła. Te chwile które wtedy przeżyliśmy, przeminęły bezpowrotnie. Nie ważne, jak bardzo byśmy chcieli je przywrócić, one i tak nie powrócą. Nic nie będzie dokładnie takie samo.

Więc odprowadziłem Cię na pociąg, świadomy tego wszystkiego. Nie próbowałem Cię pocałować, czy nawet przytulić. Nie mogłem znów mieszać Ci w głowie i zmieniać Twojego planu na życie. To by było zbyt okrutne. Nie chciałem, abyśmy zaczęli na nowo się do siebie przywiązywać i ranić się kolejny raz. To nie miałoby żadnego sensu.

Każde z nas miało inną drogę.

Miałaś jeszcze kilka minut do odjazdu. Mogłaś od razu wsiąść do pociągu, nawet się na mnie nie oglądając, ale Ty jedynie stałaś na peronie, bijąc się z myślami. W końcu rozchyliłaś wargi, z których następnie popłynął gorzki smak przeszłości, którego tak bardzo chciałem uniknąć.

– Czy Tobie w ogóle kiedyś na mnie zależało? – Spytałaś prosto z mostu, zbyt ostro i zbyt nietypowo jak na Ciebie. – Czy ty kiedykolwiek mnie... kochałeś?

Moje uczucie do Ciebie było tak oczywiste jak oddychanie. Nigdy nikogo nie kochałem tak jak Ciebie. Ale nie mogłem Ci tego powiedzieć. Nie mogłem czynić rozstania jeszcze trudniejszym. Nie mogłem Ci znów mieszać w głowie.

– Nie. To był tylko krótki romans.

Nigdy nie skłamałem tak bardzo jak wtedy.

– Krótki romans?

Powiedziałaś szeptem, bardziej sama do siebie, ale i tak byłem w stanie to usłyszeć. Nawet nie chciałaś się pożegnać, tylko od razu postawiłaś kilka kroków w stronę pociągu. W ostatnim momencie jednak się odwróciłaś.

– Czyli masz w dupie to wszystko, co się wtedy stało, tak? To, jak bardzo robiłeś mi nadzieję? To, jak sprawiałeś, że czułam się wyjątkowa, jak najszczęśliwsza osoba na świecie? To, że oddałam Ci całe moje serce, a Ty je zdeptałeś, rozjechałeś tirem, spaliłeś i wrzuciłeś do rzeki? Nic to dla Ciebie nie znaczyło? Nic a nic, Andreas? Nic a nic?!

Spuściłem wzrok. Nie byłem w stanie kłamać, patrząc Ci w oczy.

– No powiedz coś, kurwa! Zabrakło Ci języka w gębie? Chyba mogę dostać chociaż jakieś jebane wyjaśnienia!

Gdy pociąg odjeżdżał, kawa była zimna.

Cold Coffee || andreas wellingerWhere stories live. Discover now