4

140 16 13
                                    

Gdy milczeliśmy, kawa była gorąca.

– No i co ja mam ze sobą teraz zrobić? Pociąg mi odjechał przez Ciebie.

Oboje wpatrywaliśmy w pędzący po torach środek lokomocji, a zarazem zostawiający nas daleko w tyle.

Westchnąłem. Miałaś rację. Wszystko przeze mnie.

– Eh... Kiedy masz kolejny pociąg? – Spytałem.

– Do Hamburga? Bo ja wiem... – Odpowiedziałaś poirytowana. – Za trzy godziny?

Spojrzałem na rozkład jazdy, a następnie na zegarek. Skrzywiłem się odruchowo.

– Cóż, kolejny miał być za cztery godziny, ale dziś sobota, a w soboty nie jeździ.

Przeczesałaś nerwowo włosy, z wyraźną irytacją i rozgoryczeniem na twarzy. Następnie usiadłaś na pobliskiej ławce, udając, że tak naprawdę nic Cię dzisiaj zanadto nie wyprowadziło z równowagi.

– I co? Będziesz tu tak siedzieć do rana?

Parsknęłaś śmiechem, nawet na mnie nie patrząc.

– Może. A co, zabronisz mi? Ewentualnie znajdę jakiś hotel.

Wyciągnęłaś telefon z kieszeni płaszcza, ale przeklnęłaś pod nosem. Domyśliłem się, że się rozładował.

– Oh, daj spokój. To przeze mnie się spóźniłaś, więc mam obowiązek Cię odwieźć.

Spojrzałaś na mnie ukradkiem, ale nie minęła nawet sekunda, a już odwróciłaś wzrok.

– Nigdzie z Tobą nie idę. I nic od Ciebie nie chcę. Nawet się nie wysilaj.

To ja byłam wszystkiemu winien, ale emocje i tak wzięły górę.

– Kurwa, Viviane, po prostu chodź ze mną do tego pieprzonego auta!

Owszem, wstałaś, ale poszłaś w zupełnie przeciwnym kierunku.

A w zasadzie to pobiegłaś. Biegłaś w stronę wyjścia ile sił w nogach.

Nie mogłem w tamtej chwili dać Ci tak po prostu odejść. Prawda, spieprzyłem sprawę, ale nie chciałem jej spieprzyć jeszcze bardziej. Nie zasługiwałaś na takie traktowanie. Zasługiwałaś na wszystko co najlepsze na tym świecie. Na wszystko co chciałem Ci dać, jak i na wszystko to, czego nie potrafiłem.

Dlatego również się zerwałem i pobiegłem za Tobą. Muszę przyznać, że naprawdę byłaś szybka, bo dogoniłem Cię dopiero na moście. Złapałem Cię za ramię i odwróciłem w moją stronę, abyś na mnie popatrzyła, ale pierwsze co rzuciło mi się w oczy to łzy gorliwie spływające po Twoich policzkach. Od razu odwróciłaś ode mnie wzrok i starałaś się je wytrzeć, ale i tak wciąż zanosiłaś się płaczem. Wtedy wiedziałem, że znów Cię zraniłem. Przyciągnąłem Cię do siebie i objąłem mocno ramionami, a Ty nawet nie stawiałaś oporu. Albo tego potrzebowałaś, albo wciąż coś do mnie czułaś. Albo chciałaś żebym szybko się odsunął i sobie poszedł.

A może wszystko na raz?

Twoje łzy wsiąkały w moją kurtkę, a mnie coraz bardziej dręczyło poczucie winy. Po kilku minutach odsunęłaś się ode mnie, skierowałaś wzrok na fale na wodzie, a następnie spojrzałaś mi prosto w oczy.

– Myślisz, że dlaczego nam się nie udało? – Spytałaś, przepełniona smutkiem i żalem, prawie nie krztusząc się od płaczu.

Odpowiedź nie przyszła łatwo. I nie przyszła od razu.

– Cóż... Chyba trafiliśmy na siebie w złym miejscu i w złym czasie.

Gdy już się trochę uspokoiłaś, wsiedliśmy do mojego auta. Całą drogę do Hamburga milczałaś. Ja nawet nie ośmieliłem się odezwać. W powietrzu wisiały niewypowiedziane słowa, niespełnione oczekiwania, zatajona prawda. Nadzieja ledwo, lecz nieprzerwanie tliła się przez te wszystkie lata w naszych zszarganych sercach, aż w końcu na dobre zgasła.

Nie mieliśmy sobie już nic więcej do powiedzenia.

Na jednej ze stacji benzynowych kupiłem Ci kawę. Nie wzięłaś nawet łyku, a gdy wysadziłem Cię pod Twoim domem, zostawiłaś ją w samochodzie. Nawet się nie pożegnaliśmy. Wiedzieliśmy, że tak naprawdę pożegnaliśmy się już wieki temu.

Gdy zniknęłaś za drzwiami, kawa była zimna.

Cold Coffee || andreas wellingerWhere stories live. Discover now