Mrok nocy i bezszelestna cisza mnie przerażały. Wiatr syczał, przedostając się w najmniejsze i najciemniejsze zakamarki. Ojciec wciąż spał, a matka nie wracała. Jedynie ja leżałam na twardym, zimnym materacu i wpatrywałam się w ciemności wyglądający bezdennie sufit. Słyszałam tykające wskazówki zegara, którego wciąż nie zatrzymałam oraz zacinający przez szybę deszcz. Bezsenność. Nienawidziłam jej. Katowałam siebie za to, że nie potrafię ot tak zasnąć. Przecież to nie było nic trudnego, prawda? Nie mogło. A potem pojawiał się problem, około trzynastu minut po godzinie drugiej. Twardy łoskot i przekręcenie klucza. Słyszałam tylko, jak ktoś wchodzi do środka i na piętrze niżej rozlega się głośny huk. Ojciec się obudził. Powoli, drobnymi krokami zszedł niżej. Byłam przygotowana na głośną kłótnię skoro wiedziałam, że i tak nie zasnę. Niczego nowego bym się nie dowiedziała. A potem była już tylko cisza i głucha rozmowa z policjantem. Ja też przeżyłam szok, którego nie chciałam pamiętać. Koszmar minionej nocy.
***
Elias
Robiło się naprawdę późno, a Felix wciąż nie odbierał. Trochę mnie to... przerażało? W dzisiejszych czasach, kiedy każdy używał telefonu do nawet najmniej wymagającej czynności, on się wyłączał, ale mimo to lubił pozostawać ze mną w kontakcie. Miałem nawet wrażenie, że dogadywaliśmy się ze sobą trochę, jak bracia – kłóciliśmy się, darliśmy się, ale koniec końców i tak nie potrafiliśmy bez siebie żyć. W moim życiu brakowało prawdziwego moralitetu, a on go nadawał. Właśnie dlatego postanowiłem przejść się do jego domu, nie mówiąc o tym ani Nikolasowi, ani Josefowi. Może i w jakimś stopniu udzieliło mi się uczucie troski, ale Jakobsen nie odzywał się do mnie od soboty. Od pieprzonej soboty.
Wchodząc w zaśnieżoną uliczkę mijałem domy, które w zasadzie były już przygotowane na święta i stały tak od połowy listopada. Szczerze mówiąc, nie czułem świąt. Mimo pogody, ogromnej, naprawdę ogromnej ilości śniegu i ozdób świątecznych coś we mnie blokowało tę radość związaną ze zbliżającym się okresem. Większość osób twierdziła, że powinienem zająć miejsce Grincha, a najlepiej psuć tę atmosferę w odosobnieniu.
Powoli zbliżałem się do celu. Zdążyłem dostać w tym czasie wiadomość od Sany, z którą ostatnio nawet całkiem dobrze się dogadywałem. Zamierzaliśmy się dziś spotkać, zaraz po tym, jak tylko zrozumiem, co tak naprawdę było powodem nieobecności Felixa. Znajdowałem się prawie przy jego domu, który też był udekorowany sztucznymi, plastikowymi reniferami, których nosy tandetnie świeciły się na ogrodzie.
Na jednym ze świerków zostały zawieszone dwa łańcuchy kolorowych lampek, więc trudno było nie zauważyć tego budynku. Uparcie wpatrywałem się w jeden punkt – okno w sypialni Felixa i ciemność jaką prezentowało. Czy ktokolwiek był w jego domu? Pokręciłem z niedowierzaniem głową. To wszystko sprawiało, że moja pewność siebie opadała niżej i niżej. Żałowałem, że nie przyszedłem tu z kimś jeszcze. Kimś, komu mogłem zaufać – nie miałem przy sobie takiej osoby.
Podchodząc do drzwi, nosiłem w sobie wielorakie mieszane uczucia. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi o kolorze białego drewna i wpatrywałem się w odbicie szyby.
Przez moment zdawało mi się, że nikogo nie słyszę. Dopiero po kilku minutach otworzyła mi pani Jakobsen z jak zwykle upiętymi włosami i nożem do ciasta.
– Elias, dawno cię tutaj nie widziałam – odparła z nieco zaskoczonym uśmiechem. – Wejdź do środka, napijesz się czegoś?
Mama Felixa od zawsze taka była. Zachowywała się, jak anioł w stosunku do... każdego? Kiedy byłem młodszy, uwielbiałem tutaj przychodzić. Zawsze przesiadywała w kuchni i gotowała lub szydełkowała. A potem, odkąd wyszła ponownie za mąż, zaczęła promienieć. Jednak dziś czułem, że coś może pójść nie tak.
CZYTASZ
Prawo Katharsis | ski jumping
Mystery / ThrillerZadośćuczynienie gra ważną rolę w każdym prawie. Nie żyjemy w świętych czasach, toteż nikt nie zwraca uwagi na to, co dobre a co złe. Ludzie żyją chwilą, biegiem, sekundą. Elias Amundsen doskonale o tym wie, kiedy przyjmuje zakład, traci przyjaciela...