Rozdział 5

535 54 44
                                    

Blady mężczyzna zdenerwowany stukał palcami o blat biurka.
Wpatrzony w swoje plany wojenne, zastanawiał się nad najlepszym sposobem ataku.
Jego wampiry już od kilku miesięcy rozpoczynały atakowanie Tokio.
Japonia im zapłaci... Za wszystko co zrobili...

-Wasza wysokość? - usłyszał czyjś głos  z tyłu

Odwrócił się z wyniosłym uśmiechem obserwując swojego żołnierza

-Słucham? - mruknął - Łowców zaczęło przybywać, wyślij dwójkę naszych najlepszych żołnierzy, niech rozprawią się z nimi... - mruknął

-Och... Ja nie o tym chciał...

-Nieważne! - machnął ręką - Po prostu to zrób... Weź kogoś od Mrocznych, śmiertelnicy nawet nie zauważą, skąd dobiegł cios! - zaśmiał się

-Królu! - w końcu krzyknął żołnierz - Nasi przeszli na stronę wroga...

-KTO!? - wrzasnął wystawiając kły i łapiąc go za koszulę

- Aż 20 wampirów zginęło w Tokio... - wyjąkał - Czujemy dziwną aurę, nie jesteśmy pewni kto to... Ale raczej ktoś z naszych

-Jesteście do niczego! - syknął rzucając nim o ziemię - Zejść mi z oczu!

Ten szybko się pozbierał i migiem zszedł z widoku białowłosego

- Banda niedorajdów... - mruknął

-Nie bądź dla nich taki surowy, robią co mogą - usłyszał smutny głos

-Nie wtrącaj się kochany - uśmiechnął się - Ich życie nie powinno cię obchodzić... - uniósł jego podbródek patrząc mu w oczy

-Kiedy tak bardzo się zmieniłeś? - szepnął blondyn z zawodem cofając się lekko

-Nie toleruje zdrajców Terumi... - mruknął - Czy to cię dziwi?

-Tak! - warknął - Kiedyś miałeś inne wartości Gouenji! Tak samo jak oni, kiedyś poszliby za ciebie w ogień... Zastanów się dlaczego już tego nie zrobią - mruknął i zarzucając peleryną wyszedł z komnaty

Gouenji Shuuya. Kiedyś poważny, lecz dobry władca. Doznał niesprawiedliwości która zmieniła go na gorsze...
Tolerowali ludzi do czasu, aż z szeregu wyrwało się kilka wampirów.
Dla tych nędznych śmiertelników jednak nie miało to znaczenia, winę ponieśli wszyscy...
Od tego czasu planuje zemstę w nadziei, że kiedyś poniosą ich ból.

-Mogę stracić wszystkich mi bliskich... - mruknął - Ale poświęce się by w końcu dać im szansę na normalne życie...

★ ★ ★ ★

Midorikawa wbiegł do szkoły, szybko biegnąc w stronę klasy.
Nagle usłyszał huk za sobą. Zatrzymał się i wycofał, spoglądając za ścianę

-Hiroto?! - pisnął zdziwiony, widząc chłopaka który przytrzymywał bojler z wodą

-Och...Hej Midori - chan! - zaśmiał się niepewnie, odstawiając maszynę na miejsce i zbierając kubeczki

Zielonowłosy nie zważając na swoje spóźnienie podszedł do chłopaka biorąc go za rękę.

-Krwawisz... - mruknął, widząc rozcięcie na całym przedramieniu - Powinieneś pójść do lekarza... - odparł zaniepokojony

-Daj spokój to tylko... AŁA! - wrzasnął gdy czarnooki dotknął jego ręki

-Właśnie widzę... - mruknął zirytowany - Idziemy do lekarza!

-Nie! - krzyknął wyrywając się, i popychając chłopaka na ścianę

Mido opadł na ziemię trąc się po obolałej głowie z sykiem.
Popatrzył na niego zranionym wzrokiem, powodując jego zakłopotanie

Darkside | IE 🚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz