Nieśmiertelne królestwa. Valinor siedziba Valarów. Miejsce z pozoru spokojne ale jest w nim coś, lub może raczej ktoś ktoś kto tego spokoju nie lubi i zrobi wszystko by go zakłucić.
Wzdłuż brzegu wyspy chodzi ubrana na biało-niebiesko dziewczyna uważnie wpatrująca się w choryzont jakby na kogoś czekała. Ma długie, jasne prawie że białe włosy które rozpuszczone praktycznie sięgają do ziemi.
Zbliża się do niej konno dwóch żołnierzy, zdaje się tego nie zauważać lecz w rzeczywistości wyczówa ich obecność.
- Troszkę wam zajęło znaleźenie mnie.- powiedziała ze stoickim spokojem.- Powinniście się już dawno nauczyć że jak coś przeskrobię albo targają mną emocje to idę na brzeg.
- Może i tak ale niegdy nie wiedomo z której strony Cię szukać. Masz niezłe kłopoty.
- Zgdauję, że muszę stawić się przed radą? Tak się zastanawiam kiedy sobie odpuścicie, żadna kara nie zmieni mojego charakteru i postępowania.
Dziewczyna w eskorcie ruszyła ku centrum wyspy.
Mijali wzgórza pokryte łąkami, rzeczki, stawy a także góry i elfickie domy.
Wreszcie dotarli d celu podróży. Przed nimi wznosił się krąg za którym widniały dwa drzewa. Dziewczyna poczuła dziwny chłód jak zawsze z resztą ilekroć była w tym miejscu.
Krąg przeznaczenia, bo tak zwano to miejsce był miejscem obrad, sądów ale też magii i cudów. Rozejrzała się. W kręgu znajdowali się praktycznie wszyscy ważni mieszkańcy krainy. Widziała tam przyjaciół i opiekunów ale pare osób rzucało jej ukradkiem dość nieprzyjemne spojrzenia.
Westchnęła, wcześniej nigdy nie zwoływano całego zgromadzenia z powodu jej wybryków, czuła, że coś jest nie tak. Stanęła na środku i ukłoniła się w stronę opiekunów- władców krainy, którzy opiekowali się nią odkąd jej ojciec odszedł a matka w niewyjaśniony sposób zmarła.
- Panie.- jasnowłosa spojrzała na władcę.- Mogę wiedzieć skąd to zgromadzenie? Jak dotąd w mojej sprawie chyba nigdy nie zebraliście się wszyscy.
-Nie kpij dziecko.- Odezwał się Manwë.- Dobrze wiesz dlaczego tu jesteś. Twoje żarty to jużnie zabawa. Naraziłaś niewinne dzieci na niebezpieczeństwo, zniszczyłaś cały plac w mieście wliczając w to zbrojownię, która była porządnie zabezpieczona i jeszcze do tego straciłaś kontrolę. Na prawdę myślisz, że po tym wszystkim co zrobiłaś potraktujemy Cię tak samo jak dotychczas?
-Nie wiem. To wy jesteście potężni i macie władzę oraz zero łaski. Fakt zniszczyłam ten plac i zbrojownię ale to dlatego bo chciałam obronić te dzieci. Skąd mogłam wiedzieć że tam przyjdą. W nocy zazwyczaj dzieci śpią, a nie grają w chowanego. Nie chciałam nikogo skrzywdzić, po prostu mam dość tego że nie pozwalacie mi się zająć magią, walką czy czymkolwiek. Jedyne co robię to opiekuję się innymi, ja to lubię ale chcę robić coś więcej. Chcę wiedzieć „kim na prawdę jestem".- Powiedziała.- Nie chcę być dłużej zwykłą Meredith. Powiedzieliście że moja matka wybrała je dla mnie nie bez powodu, ale nie mówicie mi nic więcej.
-Wiemy, że jest Ci ciężko i chciałabyś móc praktykować magię lub walczyć ale jak chcesz to zrobić jeżeli nie panujesz nad emocjami. Wiesz dobrze, że kiedy tak się dzieje tracisz też kontrolę nad mocą.
-Tak. Ale może praktykowanie...
-Dosyć- przerwał jej Valar- nie możemy pozwolić aby takie rzeczy miały miejsce.
-Co chcecie ze mną zrobić?
-Postanowiliśmy, że wyślemy Cię na kontynent.
- Zaraz. Chcesz mi powiedzieć, że nie mogę walczyć i używać magii bo nad sobą nie panuję a wysyłacie mnie do krainy gdzie trwa wojna, i praktycznie obejście się bez magii i walki jest w moim przypadku niemożliwe?
-Tak. Będziesz tam służyła radą podczas tej wojny. Twoim zadaniem będzie też opieka nad ludźmi, krasnoludami i innymi rasami które będą potrzebowały twojej pomocy. Jeżeli będzie trzeba możesz ich szkolić, tworzyć strategie i tak dalej. Ale nie możesz sama uczyć się od innych magii czy walki. Może w ten sposób zapanujesz nad umiejętnościami które posiadasz.
-Dobrze- westchnęła.- A mogę wiedzieć na jak długo tam wyruszam?
-Na tak długo ile zajmie Ci zapanowanie nad sobą.
-Ale to może mi zająć równie dobrze wieki. Co jeżeli nigdy tego nie osiągnę?
-Wtedy zostaniesz tam na zawsze. To nasza ostateczna decyzja. Wuryszasz jutro rankiem. Teraz idź się spakować i pożegnać.
Meredith, nadal w szoku, nawet nie zauważyła kiedy wszyscy zniknęli, wszyscy oprócz Niënny.
-Wszystko dobrze moja droga?
Dziewczyna drgnęła i obróciła się w stronę Valiery.- Tak, wiesz. Zostałam prawie, że wygnana, wyruszam do miejsca gdzie nigdy nie byłam i mam radzić sobie sama. Wiesz, jest super.
-Brawo za sarkazm.- Kobieta nadal była spokojna, wydawało się że słowa Mery jej nie poruszyły. Dziewczyna jednak wiedziała, że było inaczej. Niënna uczyła najpierw jej ojca a potem ją i w sumie była jej najbliższą przyjaciółką.
-Przepraszam, jestem po prostu...
-Zdenerwowana. To widać, ale jeżeli to Ci pomoże, choć raczej najpierw Cię to zdenerwuje, to był mój pomysł byś wyjechała do Śródziemia.
-Co?! Daleczego to zrobiłaś???
- Bo tutaj ograniczają Cię zasady, i jesteś lekkomyślna. Wyprawa tam może pozwolić Ci opanować twe umiejętności i co ważniejsze je rozwinąć. Poza tym może nauczysz się odpowiedzialności, i dowiesz się kim jesteś.
-Co Wy macie z tym „kim jestem", dobrze wiem że jestem Meredith. Dziewczyna z mocą która co chwila wymyka się spod kontroli.
-A zastanawiałaś się skąd ją masz? Dlaczego przypadła ona akurat Tobie? Dlaczego najwięksi z nas tak się Tobą zajmowali przez wszystkie te lata?
-...
-Chodź. Coś Ci pokarzę.
Niënna ruszyła w stronę ogromnego orła który pojawił się z nikąd. Mera ruszyła za nią i chwilę później leciały już nad Valinorem.
Wylądowały na półce skalnej wystającej ze zbocza Taniquetilu- najwyższego szczytu świata. Na samym jego szczycie śiedzibę mieli Manwë i Varda.
-Co tu robimy?
-Cierpliwości. Chcę coś Ci pokazać.
Ruszyły wzdłuż ściany. Nagle dziewczyna zauważyła że to co najpier wzięła za ciemniejszy fragment skały tak na prawdę było wejściem do jaskini. Z jaskini szło się dalej korytarzem oświetlanym przez różnego rodazju kryształy. Mino tego że były dość wysoko i za zewnątrz było zimno, w środku było przyjemnie ciepło i sucho. Szły tak ładną chwilę aż stanęły przed kamiennymi drzwiami. Nie posiadaky one klamki czy dziurki na klucz.
-Co teraz?- spytała Meredith.
-Te drzwi otwiera się wymawiając hasło. I to Ty musiasz to zrobić.
-Dlaczego?
-Bo jesteś tu pierwszy raz. Nawet jeżeli podam hasło drzwi Cię nie wpuszczą. Powiedz „Áre, silme, cala isil. Pantuva men fenna. Utúlie'n Angoluke tári.
-Poważnie?
-Chcesz zobaczyć co mam Ci do pokazania?
-Tak ale dlaczego akurat angulócë tári, Nie rozumiem.
-Powiem szczerze, że ja też nie, ale twoja matka powiedziała że masz podać właśnie to hasło.
-Chcesz powiedzieć że ona wiedziała o tym miejscu? Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?
-Twoja matka stworzyła to sanktuarium. Prosiła by przyprowadzić Cię tu gdy będziesz potrzebowała pomocy. Myślę, że teraz jest odpowiedni moment. Więc jak?
-Áre, salme, cala isil. Pantuva men fenna. Utúlie'n Angoluke tári.
Drzwi otworzyły się ukazując ogromną grotę rozświetlaną światłem ognia, płonącego w kamiennych misach, odbijanym przez kryształy znajdujące się w ścianach podłodze i sklepieniu. Każdy z nich odbijał światło o innej barwie tak więc sala mieniła się tysiącami kolorów. Kryształy w suficie wyglądały jak gwiazdy i układały się w konstelacje, na samym środku sklepienia znajdował się największy kryształ który odbijał białe światło prosto w dół, na coś wrodzaju ołtarza. Na nim leżąło jajo. Ale nie jakieś tam zwykłe jajo, to było o wiele większe i mieniło się na niebiesko i złoto.
-Co to?
-Jajo.
-Widzę że to jajo. Ale czyje?
-To jajo smoka. Ale nie takiego jak Glaurung czy Ancalagon czarny. Mimo, że pochodzi bezpośrednio od tego pierwszego. Twoja matka zabrała je z jego leża, wiele lat temu i umieściła je tutaj.
-Stąd to dziwne hasło. Ale jaką mamy pewność, że kidy sie wykluje będzie inny niż reszta?
-Twoja matka o to zadbała. Była silna i użyła najpotężniejszej magii jaką znała by odmienić jego naturę. Powiedziała, że skoro Morgoth mógł przekrztałcać elfów w orków i tworzyć trolle na wylaczony wzór entów to ona może odmienić naturę jego tworu. Powiedziała, że wykluje się dopiero wyedy gdy ty będziesz potrzebowała pomocy. Należy do Ciebie.
-Jak to do mnie. Skąd matka wiedziała że kiedykolwiek tu przyjdę? Dlaczego mi nic o tym nie powiedziała?
-Tego nie wiem. Ale jak widać twoja misja w Śródziemiu jest ważna. Weź to jajo ze sobą a kiedy się wykluje zaufaj mu.
-Ja... nie jestem pewna. Ale pewnie nieprzyprowadziłabyś mnie tu gdybyś nie wierzyła, że to ma jakikolwiek sens.Dziewczyna podeszła i wzięła ostrożnie jajo. Było ciepłe i miłe w dotyku.
Wyszły z jaskini i znów na orle zleciały do podnuża góry.
Meredith ruszyła się spakiwać, nie chciała się żegnać z nikim. Jej jedynymi towarzyszami były dzieci i zwierzęta, nie chciała wodzieć ich twarzy wiedząc że będą płakać. Poza tym, wiedziała że jeżeli wróci to dopiero za wiele lat i mało prawdopodobne by wtedy o niej pamiętali Ci co teraz byli dziećmi.
Spakowanie nie zajęło jej wiele czasu. Wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy takie jak mapy kilka brulionów (z zaklęciami, przepisami na różne napary itp.) pare ubrań. W jednej z sakw ukryła też, opatulone w ciepła ubrania, jajo. Ostatnimi rzeczami które spakowała były dwie sakiewki, jedna z monetami i innymi rzeczami za które można było coś kupić, druga natomiast zawierała pamiątki po matce, jej portret na kartce papieru, medalion i pierścień.
W przystani pożegnało ją tylko kilka osób w tym Nienna, Aulë z żoną i Eönwë -sługa Manwëgo. Od każdego z nich otrzymała po jednym darze. Nienna ofiarowała jej broń (sztylet, łuk i miecz), kolczugę, płaszcz i linę, cienką i mocną. Aulë przekazał wiedzę ktorą podiadał oraz kawałek tilkalu tak zmodyfikowany by przybierał krztałt tami jaki chciał właściciel. Od Yavanny Mera otrzymała zdolność rozumienia zwierząt (ale w taki sposób że kiedy chciała słyszała ich myśli) oraz mogła rozmawiać z roślinami. Eönwë natomias w imieni swego pana i jego małżonki przekazał Merze dar zmiany wyglądu, tak by w razie niebezpieczeństwa mogła zmienić się w dowolą istotę żywą lub przedmiot oraz wtopić w tło.
Dziewczyna weszka na pokład. Była jedyną osobą na pokładzie ale się nie martwiła. Wiedziała że Ulmo bezpiecznie pokieruje statkiem do Śródziemia.
Ostatni raz spojrzała w stronę ojczyzny. Nie płakała, nie miała po co. Wiedziała że będzie tęsknić, ale teraz miała do wykonania misję.
Odbiła od brzegu i ruszyła ku otwartemu morzu. Ku przeznaczeniu o którym nawet nie śniła.
CZYTASZ
who I really am?
FantasyMeredith to dziewczyna wychowywana przez jedne z najpotęrzniejszych istot zamieszkujących świat. W skutek pewnego zdarzenia zosatje wysłana do Śródziemia na misję która odkryje przed nią wiele sekretów skrywanych przez wieki. Kto wie może nawet odna...