Początek

124 4 6
                                    

Od upadku Saurona minęło wiele lat. Przez ten czas dużo podróżowałam po Śródziemiu, poznałam wiele tajemnic, dziwnych istot i miejsc. Znałam tą krainę lepiej nież ktokolwiek inny. Widziałam upadki i powstania dynastii, wojny i sojusze. Widziałam jak krasnoludy zakładają królestwo Ereboru i jak Smaug je napada niszcząc przy okazji Dale.
Cały czas szukałam ojca ale po pewnym czasie zrezygnowałam, nie wiedziałam nawet jak się nazywa. Poznałam za to kilku czarodziejów- Radagasta, Sarumana i Gandalfa. Radagast był moim przyjacielem tak jak i Gandalf ale tego drugiego znałam najmniej. Czasem widywałam go w Rivendell, gdzie miałam jedną z siedzib, lub na bezdrożach ale przeważnie mnie unikał. Saruman natomiast szczerze mnie nie znosił. Mimo to nie mogłam narzekać na brak przyjaciół. Zawsze trafiał się ktoś przyjazny.
Pewnego deszczowego wieczora dotarłam do małego miasteczka- Bree. Zatrzymałam się w mijej ulubionej gospodzie Pod rozbrykanym kucykiem. Jak zwykle było w niej tłoczno i przytulnie. Zamówiłam sobie piwo i usiadłam w kącie. Obserwowałam ludzi i hobbitów. Dwaj mężczyźni szczególnie mi się nie spodobali.
Do karczmy wszedł jakiś krasnolud, miał kaptur ale gdy go zdjął rozpoznałam w nim Thorina Dębową Tarczę. Chciałam się z nim przywitać ale akurat dostałam swoje zamówienie. Zastanawiało mnie co sprowadza księcia do Bree. W sumie to się domyślałam. Słyszałam, że jego ojca- Thraina- widziano w okolicy Dunlandu. Przypomniało mi się też spotkanie z jakimś orkiem posiadającym list gończy za Thorinem.
Zauwarzyłam, że mężczyźni których wcześniej obserwowałam wstają i chcą podejść do krasnoluda, on też to zauwarzył, sięgnął po miecz. Jednak nagle przysiadł się do niego ktoś kto odstraszył potencjalny problem. Gandalf.
Uśmiechnęłam się lekko. Czarodziej coś zamówił i zaczą rozmawiać ze znajomym. Wyciszyłam umysł by w gwarze dosłyszeć o czym rozmawiają.
-Co robi Thorin Dębowa Tarcza w Bree?
-Słyszałem, że mojego ojca widziano w lasach koło Dunlandu. Szukałem go tam, ale nie znalazłem.- spojrzał na czarodzieja.- Ty też myślisz, że nie żyje.
-Nie brałem udziału w bitwie w Morii.
-A ja tak. Mój dziadek zginął. Ojciec kazał mi uciekać. Poprowadził atak w kierunku bramy i nie wrócił. Dalej wiadomo co było. Szukałem go w śród poległych, nie było go tam.
-Thorinie, to już tyle lat i tyle niepotwierdzonych plotek o Thrainie.
-On nadal żyje, wiem to na pewno.
-Twój dziadek nosił pierścień. Jeden z siedmiu dawno danych krasnoludzkim władcom. Co się z nim stało?
-Thrór dał go memu ojcu przed bitwą.
-Więc nie miał go na palcu gdy...
-...
-Wszystko jasne
Podeszła kelnerka- to dla pana.
-Mój ojciec był u Ciebie przed bitwą. Co mu powiedziałeś?
-By ruszył do Ereboru, zebrał siedem armii krasnoludów i pokonał smoka. Odbił Samotną Górę. Tobie radzę to samo.
-Nie spotkaliśmy się przypadkiem.
-Nie. Samotna góra bardzo mnie martwi Thorinie. Smok zbyt długo ją zajmuje. Prędzej czy później zwrócą na niego uwagę mroczniejsze siły. Po drodze natknąłem się na niezbyt przyjemnych osobników. Mieli mnie za włóczęgę.
-Pewnie tego pozałowali.
-Jeden z nich miał przy sobie to.- czarodziej wyjął coś zza pazuchy.
-Co to?
-To czarna mowa. Obietnica zapłaty.
-Zapłaty?
-Za Twą głowę. Ktoś pragnie twojej śmierci Thorinie. Nie możesz dłużej czekać, jesteś dziedzicem rodu Durina. Zjednocz siedem armii krasnoludów, zarządaj spełnienia przysięgi.
-Siedem rodów przysiegało wierność temu kto ma Arcyklejnot. A tak się składa, że ten klejnot ma akurat Smaug.
-A gdybym pomógł go odzyskać?
-Jak. Główna brama jest zamknięta, skarbu strzeże Smok.
-Dlatego potrzebny nam włamywacz.
-Kogo masz na myśli?
-Znam kogoś idealnego do tego zadania. Zwołaj zebranie, poproś o pomoc. Ja załatwię resztę. Prześlę Ci datę spotkania, na drzwiach będzie mój symbol.
-Można temu komuś ufać?
-Tak.
-Zgoda.
Rozmowa się skończyła, Thorin poszedł ale Gandalf nadal siedział przy stole, czekał na coś lub kogoś. Uśmiechnęłam się lekko i dosiadłam.
-Witaj Mithrandirze.
-Meredith. Co za spotkanie.
-Nie udawaj zaskoczonego.
-Dużo słyzałaś?
-Na prawdę chcecie odbić Erebor?
-Owszem.
-Można się przyłączyć? Mam doświadczenie ze smokami.
-W to nie wątpię ale Smaug to nie Nárë.
-Wiem.
-Nie możesz też jej zabrać, zbyt duże ryzyko.
-Wiem. Gandalfie, nie jestem dzieckiem przeżyłam wiele konfliktów większych niż to. Poradzę sobie.
-Nie zmienia to faktu że się martwie.
-Dlaczego?
-Bo jesteś nadal młoda w stosunku do wielu z nas.
-Ale nie mniej doświadczona.
-Nie zmienisz zdania?
-Nie. Kogo chcesz wybrać na włamywacza.
-Pewnego hobbita.
-Serio? Jakiś Took?
-Nie do końca.
-Nie zgodzi się.
-Zobaczymy.
-Jak chcesz. Do zobaczenia w Shire.
Wstałam od stołu i wyszłam z gospody płacąc przy okazji za posiłek. Miałam parę spraw do załatwienia zwłaszcza ze czas teraz został ograniczony. Dosiadłam swojego wierzchowca i ruszyłam do gór mglistych. Za Bree przyłączyła się moja smoczyca.
-Coś ciekawego?
-Bedzie wyprawa. Zgłosiłam się.
-Jaka?
-Odzyskać Erebor.
-Mogę lecieć z Tobą?
-Nie. Krasnoludy raczej nie przepadają za smokami. Poza tym za duże ryzyko. Jesteś mimo wszystko smokiem. Ale bądź blisko w  razie potrzeby.
-A może zamienię się w wierzchowca? Ten wyraźnie będzie potrzebował odpoczynku. W razie konieczności „ucieknę"
Myślałam chwilkę, mimo wszystko była moją przyjaciółką.
-Zgoda. Ale masz się słuchać i trzymać w miarę daleko od Ereboru.

who I really am?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz