Jasieńkowi nic nie trzeba już,
Bo mu kwitną pąki białych róż,
Tam pod jarem, gdzie w wojence padł,
wyrósł na mogile białej róży kwiat.
Właśnie tymi słowami zapisana jest pierwsza strona dziennika mojej mamy. Ten mały, poszarpany zeszyt to jedyna pamiątka, jaka mi po niej pozostała.
Delikatny wiosenny wiatr otula moją twarz, przynosząc kojące ciepło. Miękka trawa łaskocze mnie w palce, a ptaki nad głową śpiewają cichą, zwiastując nowy, piękny poranek.
Przychodzę pod tą rosłą wierzbę codziennie, spędzając tu każdą wolną chwilę. Gdy kładę się w cieniu drzewa i otwieram zeszyt, czasami mam wrażenie, że moja mama wkrótce tu przyjdzie. Wtedy słyszę jej śmiech i widzę ją, jakby stała przede mną.
Niestety, wizja mojej mamy jest tylko kruchą mrzonką.
Wojna i okrutni niemieccy żołnierze zabili ją na moich oczach, a ja cudem zdołałam umknąć z życiem. Gdyby nie mój dziadek, profesor Kirke, dołączyłabym do mojej matki na stosie poległych.
Po raz pierwszy zobaczyłam dziadka tamtego okrutnego dnia, gdy cały mój świat rozpadł się w gruzach. I to dosłownie. Bomby spadały jedna za drugą z czarnego jak smoła nieba, posyłając na miasto meteoryty śmierci. Do dziś w nocnych koszmarach nawiedzają mnie wrzaski ludzi.
Siwy mężczyzna przedstawił się jako ojciec mojej matki i zabrał mnie od całej tej masakry. Jedyną rzeczą, jaką udało mi się ze sobą zabrać, był właśnie dziennik mojej mamy.
Każdego dnia czytam jej zapiski i usiłuję zrozumieć, co jej dziwne wpisy mają znaczyć. W zeszycie jest pełno wierszy, krótkich notatek czy uwag. Są jednak tak chaotyczne, że nie sposób je zrozumieć.
- Adelaine, twój dziadek cię woła! - Wzdrygam się lekko na dźwięk głosu pokojówki mojego dziadka.
Profesor Kirke mieszka w ogromnym domu, który wręcz ugina się od najróżniejszych rupieci. Sama dokładnie nie wiem, ile ten dom liczy pięter : schody praktycznie są na każdym piętrze, jednak mosiężne gałki zamknięte na klucz blokują wejścia do licznych pomieszczeń.
Dziadek przydzielił mi skromny pokój z widokiem na wierzbę na pierwszym piętrze. Stare łóżko, biurko, komoda i mały regał to niestety jedyne meble, jakie są mi przypisane.
- Do jutra, mamusiu. Obyś w końcu znalazła swoją białą różę. - Szepczę cicho i z czułością dotykam palcami skórzanej okładki dziennika. Biorę głęboki wdech i opuszczam moją oazę spokoju.
***
- Adelaine, przedstawiam ci twoich nowych współlokatorów. Zuzanna, Łucja, Piotr i Edmund Pevensie. -Dziadek uśmiecha się sztywno, a widząc moje osłupienie popycha mnie do przodu, przez co prawie przewracam się na twarz.
Staram się nie myśleć o tym, że mam na sobie starą, poniszczoną letnią sukienkę, że moje włosy po kontakcie z wiatrem z pewnością są rozczochrane ani nawet o tym, że nie mam na sobie żadnego obuwia.
Nigdy wcześniej nie widziałam na żywo rodzeństwa Pevensie. Mama opowiadała mi kiedyś o nich, ale jakoś nigdy nie było okazji do spotkania w cztery oczy.
Uśmiecham się lekko i podchodzę do wysokiej, pięknej dziewczyny. Wygląda na moją rówieśniczkę, co przyjmuję z ulgą.
- Cześć, jestem Adelaine. - Podaję jej rękę i ściskam delikatnie.
- Zuzanna, miło mi cię poznać...
- Oj, no dajcie spokój z takimi oficjalnymi powitaniami! Jesteśmy przecież dziećmi. - W słowo wchodzi jej urocza dziewczynka, która krzyczy radośnie i ciągnie za rękaw blond chłopaka. - Chodźmy na górę i tam się pobawimy!
- Łucjo, uspokój się. Za chwilę się pobawimy, ale najpierw musimy poznać naszą kuzynkę. - Czule głaszcze ją po głowie, a ja przyglądam mu się z lekkim uśmiechem. To słodkie, jak traktuje swoją młodszą siostrę. - Jestem Piotr, a to Edmund. - Wskazuje na młodszego brata z kruczoczarną czupryną, a ten uśmiecha się do mnie krzywo. Widać jak na dłoni, że nie jest rad z tej wizyty.
Gdy już kończymy wymieniać między sobą formalne uprzejmości, profesor wskazuje nam schody i odwraca się na pięcie :
- Wybaczcie mi, ale nie mam czasu teraz na rozmowy. Idźcie na górę i rozgośćcie się. Moja gosposia wskaże wam pokoje, a moja wnuczka z pewnością mile spędzi z wami czas. Spotkamy się wieczorem, przy kolacji.
CZYTASZ
I'll be back [Piotr Pevensie]
Fantasia- Nie płacz, Adelaine. Pewnego dnia wrócę do ciebie i twojej białej róży. Wtedy będziemy już zawsze razem... - Dobrze wiesz, że to się nigdy nie stanie. Wieczność nie istnieje - przerwałam mu drżącym głosem - Żegnaj, Piotrze. Nie zapomnij o mnie. ...