Rozdział 11

1K 44 4
                                    

     Moja poprzednia podróż na grzbiecie szybkiego jak wiatr rumaka była niczym w porównaniu z pędem łap Aslana. Lew sunął między drzewami niczym duch ; wszystko dookoła było jedną wielką rozmazaną smugą.

     Serce zakuło mnie boleśnie w piersi, gdy przed nami wyrósł lodowy pałac Białej Czarownicy. Wokół ostrych iglic wież, wznoszących się ku niebu, nie było żadnych ptaków. Martwa cisza ciążyła wokół zamku niczym gęsta mgła.

     Aslan w kilku susach doskoczył do bramy i wyważył ją potężnym uderzeniem przednich łap. Pomimo wiosny panującej na zewnątrz, siedziba czarownicy wywoływała chłód na całym moim ciele.

Po kolei zsiadłyśmy z miękkiego grzbietu lwa, dygocząc z zimna.

     Każdą wolną przestrzeń ogromnego holu zajmowały kamienne posągi. Małe lisy z otwartymi z przerażenia pyszczkami, centaury zatrzymane w biegu czy olbrzym z maczugą to tylko nieliczne przykłady okrutnego dzieła Białej Czarownicy.

     Rosnąca gula w gardle powiększyła się, gdy kątem oka spostrzegłam schody prowadzące do podziemi pałacu. To właśnie tam więziła mnie czarownica. Mnie oraz moją matkę.

- Adelaine, gdy tylko odczarujemy tych biednych nieszczęśników... - Niskie mruczenie Aslana dudniło w przestronnej sali. - ... odczarujemy twoją mamę.

To jedno, krótkie zdanie wywołało burzę uczuć w moim sercu. Ogromna radość i ulga wlały się we mnie aż po czubki palców. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia ; moja mama żyje! Już wkrótce usłyszę jej kojący głos, znajdę się w jej ramionach...

     Głośny stukot kopyt wyrwał mnie z odrętwienia i sprowadził z powrotem na ziemię. Zaskoczona spojrzałam przez ramię ; to Aslan odczarował jednego z centaurów. Ten skłonił się przed swym królem i zatańczył w miejscu z radości.

     Aslan po kolei podchodził do każdego z posągów i za pomocą oddechu zdejmował zaklęcia czarownicy. Już po chwili sala pękała w szwach, wypełniona wesołymi rykami i stukotem kopyt.

     Biedna Łucja wciąż smętnie wodziła wzrokiem między uradowanymi stworzeniami, na próżno szukając w tłumie Pana Tumnusa. Pogodnego fauna w czerwonym szaliku nigdzie nie było.

Aslan wtedy uśmiechnął się ciepło do dziewczynki i uniósł łapę w kierunku schodów prowadzących na piętro.

     Jak się okazało, tam również wszystkie zakamarki i korytarze udekorowane były po brzegi kamiennymi posągami.

Wkrótce i Pan Tumnus uściskał serdecznie mnie i dziewczyny, a w szczególności Łucję, której jeszcze nigdy nie widziałam aż tak szczęśliwej.

     Gdy już cały pałac wypełniały krzyki, tańce i nieopisana radość, nadszedł dla mnie długo wyczekiwany moment ; odczarowanie mamy.

     Gdy tylko moja stopa spoczęła na pierwszym stopniu prowadzącym do podziemi, gardło ścisnęło mi się boleśnie, aż nie byłam w stanie przełknąć śliny. Bardzo się cieszyłam na ponowne spotkanie mamy, ale z drugiej strony obawiałam się, czy na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem. Może Biała Czarownica rzuciła na mamę jakieś dodatkowe zaklęcia, którym nie podoła nawet Aslan?

     Poczułam, jak drobne palce ściskają moją dłoń. Obróciłam głowę i mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko na widok Łucji. "Wszystko będzie dobrze" - wyszeptała wręcz bezgłośnie dziewczynka.

     Wspólnie pokonałyśmy długi korytarz i przystanęłyśmy w miejscu, w którym jeszcze do niedawna byłam uwięziona. Mama stała dokładnie tam, gdzie widziałam ją po raz ostatni. 

I'll be back [Piotr Pevensie] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz