Prolog

301 21 10
                                    

Poczuł niewyobrażalną lekkość spadając w dół. Jego ręce pewnie trzymały rękojeść miecza. Wszystko wydawało się teraz tak majestatycznie piękne, a zarazem puste. Nie umiał określić dlaczego, ale dopiero teraz poczuł że naprawdę żyje. I o ironio, poczuł to właśnie w obliczu śmierci. Jego blond włosy powiewały chaotycznie do góry. 

Wydawało mu się, że ta chwila trwa wiecznie. 

Spada, spada, spada... Coraz bardziej pogrąża się w pustce, w nicości. 

- Synu - słyszy i dobrze wie że mówi to jego umierający ojciec. Ojciec którego klatka piersiowa jest przebita przez trzymany przez niego miecz. Najgorsze jest to że nie czuje poczucia winy. Co gorsza jest szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Że to koniec.

Życie jest darem Bożym.

To dlaczego jest takie okrutne? Piękne ale okrutnę. Czy Bóg nie miał chcieć dla nas jak najlepiej? Czy nie miał o nas dbać? 

Młody mężczyzna wytężył wzrok napotykając twarde spojrzenie czarnych oczu ojca które nie skrywała teraz żadna maska. Tak twarde i suche ale gdzieś na dnie kryła się duma. Młodszego Phelpsa przerażał ten widok. Usta jego rodzica rozciągnęły się w szatańskim uśmiechu.

Wydawało mu się, że ta chwila trwa wiecznie.

Choć w rzeczywistości trwała sekundy.

Ostatnie co usłyszał to przerażające słowa ojca po czym spowiła go ciemność.

- Ode mnie nie uciekniesz, Travis. Zawsze będę blisko.

---------

Hej.

Na wstępie powiem że nie jestem przekonany do tej książki. Pomysł na nią zrodził się już bardzo dawno i dopiero teraz odważyłem się ją napisać. Nawet jeśli nikt nie będzie nią zainteresowany raczej rozdziały będą. Po części w sumie pisze głównie dla siebie. Lubię to. Można uciec od rzeczywistości i przenieść się w gorszą bądź lepszą. 

Tutaj jednak rzeczywistość będzie gorsza.

Deus vult |Travis Phelps|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz