Blondyn wybiegł z klasy jak najszybciej to było możliwe.
- Hej Fisher! - krzyknął za niebieskookim trochę zwalniając tępo.
Na dźwięk swojego nazwiska chłopak zatrzymał się, odwracając się powoli. Gdy Travis był na tyle blisko, pewnie i bez zbędnych słów walnął niebieskookiego w twarz, po czym rzucił się pędem do wyjścia z szkoły.
Jedyne co widział przed ucieczką to wywracającego się Sala i Ash biegnącą by mu pomóc.
Wiedział, że nie powinien tego robić. Wiedział, że zachowanie Sala było uzasadnione. Wiedział, że on też miał problemy, ale jak na razie był zbyt zdenerwowany.
Wybiegł na deszcz, ale nie zwolnił tępa. Chciał biec. Uciec. Ale od czego? Od Sala? Od zapewne już wiedzącego co się stało Larrego? Nie.
Chciał uciec od wszystkiego.
Od tej nieszczęsnej chemii. Od swoich grzesznych uczuć. Od tych wszystkich denerwujących spojrzeń.
Skręcił w stronę łąki o mało się nie wywracając, ale mimo tego nie zwolnił. Deszcz zasłaniał mu widoczność, ale nie zwolnił. Zimno owiło jego ciało, ale nie zwolnił. Płuca zaczęły go piec, ale nie zwolnił.
W końcu upadł na śliskiej trawie wpadając do błota. Patrzył z obrzydzeniem jak jego ręce zatopiły się w brązowej mazi. Zacisnął dłonie w pięści kuląc się i powstrzymując łzy bezsilności. W końcu wybuchł. Zaczął krzyczeć jak histeryk wiedząc, że tu nikt go nie usłyszy. W końcu, kto normalny łazi w deszczu po łące?
Krzyczał do puki nie zdarł sobie gardła. Potem już tylko płakał. Klęczał w błocie z przemoczonymi ubraniami i płakał.
- Wow, to brzmij serio żałośnie - usłyszał nad sobą co zmusiło go do gwałtownego podniesienia głowy.
Niebieskowłosy chłopak w żółtym płaszczu przeciw deszczowym z naciągniętym na głowę kapturem stał nad nim przyglądając się jego twarzy.
- Spierdalaj - warknął blondyn wycierając obłoconym rękawem twarz starając się zetrzeć łzy. Dotknął dłonią twarzy czując błoto zapominając przy tym że jego ręce śmiało można było porównać z zdeformowanymi dłońmi Neila który niegdyś chodził do ich szkoły.
Chłopak obok niego zaśmiał się cicho kucając obok i wpatrując się w jego twarz z niemym rozbawieniem.
- Więc... Robisz tu kamuflasz? Powiedz, na co polujesz? - rzucił uśmiechając się chamsko ściągając przy tym kaptur.
Travis wywrócił oczami i nabrawszy do ręki błota zrzucił je na głowę nowego znajomego.
- Hej! - chłopak krzyknął dotykając swoich zabłoconych włosów.
Blondyn prychnął śmiechem widząc zdenerwowanie w brązowych oczach.
Niebieskowłosy nie był mu dłużny. Nabrał na rękę błota by po sekundzie rzucić nim w Phelpsa nie wiedząc na co się pisze. Widząc ubłoconą twarz chłopaka wybuchł śmiechem.
Travis powstrzymując się od śmiechu i próbując zachować groźny wyraz twarzy rzucił się na niego i siadając na jego brzuchu wtarł w jego twarz błoto które dalej miał na rękach po czym zaniósł się głośnym szczerym śmiechem.
Brązowooki szybko zmienił pozycje uprzednio wyrywając trochę trawy i nie przejmując się korzeniami z ziemią rzucił nią w czarnookiego. Po chwili obaj tarzali się w trawie i w błocie zanosząc się głośnym śmiechem.
Travis przez chwile mógł zapomnieć o problemach.
O życiu które potoczyło się zupełnie inaczej niż powinno.
O matce która zostawiła go z tym potworem.
O ojcu który sam się pogubił.
O Sallym którego darzył złymi uczuciami.
I nawet o Bogu który zdawał się go opuścić.
- D-dość! - krzyknął niebieskowłosy ze śmiechem.
Travis sturlał się z chłopaka kładąc się obok niego śmiejąc się równie głośno jak on. Śmiali się do puki nie rozbolały ich brzuchy. Potem z uśmiechami na ustach patrzyli się w szare niebo ignorując fakt że deszcz moczył ich twarze. Po prostu leżeli ciesząc się swoim towarzystwem i próbując unormować swój przyśpieszony oddech. Zapadła cisza która po chwili robiła się niezręczna.
Blondyn zakaszlał cicho patrząc w piegowatą twarz chłopaka. Jego wzrok był pusty natomiast lekko czerwone usta zdobił uśmiech. Policzki były zaróżowiałe przez zimno a włosy rozczochrane co dodawało mu jedynie uroku. Blondyn szybko odwrócił wzrok jakby wystraszony swoimi myślami.
- Philip - rzucił brązowooki patrząc się na twarz chłopaka.
- Travis - mruknął mrużąc oczy gdy krople postanowiły napastować jego gałki oczne.
- Wow, masz chujowe imię - rzucił Philip na nowo wpatrując się w ciemne chmury.
Chłopak prychnął cicho by po chwili zamknąć oczy pozwalając otulić się ciemności.
- Tak... Ale tego się nie wybiera, co nie? - westchnął lekko się uśmiechając.
- Niestety. Jakbyś miał wybór, jak byś się nazywał?
- Hm... Nigdy się nie zastanawiałem.
- Ja na przykład lubię swoje imię. Jest takie proste i pospolite. Nie wyróżniające się.
Na nowo zapadła cisza, ale nie taka niezręczna. Zwyczajna.
Leżąc w mokrej trawie, cały obłocony, zziębnięty od deszczu, z niebieskowłosym u boku czuł się naprawdę szczęśliwy.
________________
Idę spać. Do zobaczenia za miesiąc.
Żartuje oczywiście xdd
Tylko teraz pytanie. W której kwestii? Tego że idę spać, czy tego że zawitam tu dopiero za miesiąc?
Niepotrzebne skreśl.
CZYTASZ
Deus vult |Travis Phelps|
FanfictionHistoria dziecka którego presja życia przerosła za bardzo.