2. Młoda-zbuntowana.

536 23 0
                                    

Adele - One and only

Czuję jak zmęczenie paraliżuje moje ciało. Mimo wszystko uśmiecham się, bo co prawda opadam z sił, ale zaliczyłem kolejny dobry trening, moja siatkarska forma wzrastała. Powołanie do sezonu reprezentacyjnego znaczyło dla mnie niesamowicie dużo. Każdego roku z niecierpliwością czekałem aż wrócę do domu, zacznę przygotowywania do kadry i będę mógł godnie reprezentować Amerykę w meczach międzynarodowych. Mam dopiero dwadzieścia cztery lata, a już jestem filarem w reprezentacji, to zawsze powoduje mały, zwycięski uśmiech na moich ustach.
Potrzebuję długiego prysznica i ciepłego łóżka. Wyjmuję klucze ze sportowej torby i otwieram klatkę schodową. Wielkie ogłoszenie jest naklejone na skrzynkę pocztową, więc nie mogę się do niej dostać. Klnę pod nosem i zrywam jakąś ulotkę, by odbezpieczyć zamek.
- Kogo obchodzą głupie ogłoszenia! - krzyczę, dostając się do listów, które prawdopodobnie są rachunkami za prąd i wodę.
- Wszystkich, tylko nie takich egoistycznych dupków jak ty - słyszę za swoimi plecami, więc odwracam się zaskoczony.
Widzę przed sobą średniego wzrostu dziewczynę, której włosy przypominają jasnofioletowy kolor. Trzyma w rękach tekturowe pudło i patrzy na mnie ze zdegustowaniem. Podchodzi w moim kierunku gwałtownie i zrywa do końca ogłoszenie ze skrzynki, machając nim przed moją twarzą.
- Warto czasem zainteresować się tym, co jest pod nosem - prycha, a ja spostrzegam, że ulotka dotyczy wpłat na konto na schronisko dla zwierząt. Czuję jak wstyd oblewa moje wnętrze. Chcę coś powiedzieć, ale nie potrafię wymyślić nic sensownego.
- Próbuję dostać się do listów - bronię się w końcu.
- Czyżby? Przecież to i tak same rachunki - śmieje się kpiąco. Wywracam oczami. Zastanawia mnie, co ta dziewczyna tutaj robi, ponieważ widzę ją pierwszy raz w życiu. Nieznajoma zabiera ze sobą ogłoszenie oraz, jak mniemam, ciężki karton i rusza schodami na górę.
- W tym bloku jest winda - odzywam się, ewidentnie wyprowadzając tym samym dziewczynę z równowagi.
- Zauważyłam - cedzi, patrząc na mnie z góry. - Po prostu pójdę schodami - dodaje cicho.
Próbuję się nie roześmiać, ponieważ młoda-zbuntowana najwyraźniej boi się jeździć windą.
- Heej, to może chociaż pomogę ci z tym kartonem? - proponuję, powstrzymując chichot.
- Nic od ciebie nie chcę, egoistyczny dupku - mruży oczy i znika za rogiem. Kręcę głową, zabierając ze sobą swoje lekko podeptane ego oraz dwie koperty z rachunkami. Winda zawozi mnie na moje czwarte piętro. Otwieram swoją torbę w poszukiwaniu kluczy od mieszkania, przekopuje się przez koszulki i ochraniacze, ale w końcu znajduję upragniony przedmiot. Gdy mam już wkładać klucz do zamka, widzę młodą-zbuntowaną, która dostaje się na czwarte piętro i staje przed drzwiami naprzeciwko moich. Ma na sobie dżinsowe ogrodniczki, które są w niektórych miejscach pobrudzone żółtą farbą. W końcu dziewczyna zauważa moją sylwetkę i marszczy nos, otwierając przy tym swoje drzwi. Wygląda na to, że własnie się wprowadza i szczerze mówiąc nie jestem tym faktem ucieszony. Unoszę do góry brwi. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Jej twarz ma delikatne rysy, ale króluje na niej jakaś zadziorność. Wygląda jakby chciała zbawiać świat, ściągajac tym samym na siebie mnóstwo kłopotów. Ona sama jest jak jeden wielki kłopot, który nie powinien pojawić się w moim życiu. Ale cóż. Pojawił się.
- Wprowadzam się - komunikuje mi. - Oczekuję, że przywitasz mnie dobrym ciastem, jak na Wisteria Lane*, Matthew Andersonie - mruga okiem, a drzwi zamykają się za jej sylwetką. Zostawia mnie kompletnie osłupiałego na klatce schodowej. Rozpoznała mnie i nie miałem pojęcia, czy powinienem się ciszyć, czy bać. Wzdycham i zaszywam się w moim mieszkaniu na resztę dnia, biorąc upragnioną kąpiel i zasypiając w wygodnym łóżku. Miałem nadzieję, że młoda-zbuntowana będzie trzymała się ode mnie z daleka, a nasze ścieżki nijak się nie połączą.


Czy kiedykolwiek dowiem się jak to jest mieć Cię blisko?


Patrzę na panią McVoy, która słucha mnie uważnie i co jakiś czas uśmiecha się delikatnie.
- Co wtedy czułeś? - pyta po chwili.
Przypominam sobie dokładnie nasze pierwsze spotkanie. Zaczęło się tak niewinnie, prawie nie wzbudziłaś we mnie żadnych emocji. Nie chciałem poznawać cię lepiej.
- Właściwie nic - mówię szczerze. - Była dla mnie młodą-zbuntowaną. Długo ją tak nazywałem, nawet po tym, jak wyjawiła mi swoje imię - śmieje się cicho. Potem jednak szybko poważnieje. Może nie byłaś najpiękniejsza. W kącikach twoich oczu zawsze pojawiały się małe zmarszczki, a w policzkach formowały niewielkie dołki. Wydymałaś swoją wargę, gdy coś nie szło po twojej myśli i często wściekałaś się o byle co. Gdy popadałaś w zamyślenie, odpowiadałaś monosylabami i patrzyłaś w dal. Farbowałaś swoje włosy na jasny blond, który czasem przyjmował odcień fioletu lub niebieskiego. Nigdy nie rozumiałem tego zabiegu, ale przecież byłas artystką, nie mogłem ingerować w twoją kolorową duszę. Więc godziłem się z zaschniętą farbą na panelach, którą malowałaś obrazy i porozwieszanymi zdjęciami w przedpokoju. Często po podłodze porozrzucane byly kawałki gazet i elementy płótna. Wiecznie panował bałagan, a ty śmiałaś się głośno i biegałaś boso po mieszkaniu z ołówkiem za uchem. I absolutnie żadna z tych rzeczy mi nie przeszkadzała. Właściwie kochałem je wszystkie równie mocno jak ciebie. Gdy tylko byłaś obok nic nie liczyło się bardziej niż ty. Na niebie mogły być ciężkie chmury, deszcz mógł padać bez ustanku przed ponad tydzień, mogłem przegrać kolejny mecz, ale tak długo jak trzymałem twoją drobną dłoń w swojej, byłem szczęśliwy.
- Kiedy nastąpił przełomowy moment? - głos kobiety wyrywa mnie z zamyślenia.
Wzdycham i ponownie błądzę w swoich refleksjach.


Bóg jeden wie, dlaczego tak długo zajęło mi pozbycie się wątpliwości.


Leżę w swoim łóżku i próbuję zasnąć. Jest dopiero dwudziesta, ale dzisiejszy trening odebrał mi wszystkie siły. Przyjemne zmęczenie pali w każdej komórce mojego ciała, dlatego przykrywam się kocem i zamykam oczy. Słyszę jednak głośną muzykę, która dochodzi zza ściany i jestem pewien, że moja nowa sąsiadka ma wiele z tym wspólnego. Muzyka jest coraz głośniejsza i nie wiem, czy to fakt, czy moja wyobraźnia. Zakrywam twarz poduszką i staram się nie skupiać na hałasie, ale to po prostu niemożliwe.
- Zabiję ją - grzmię, wstając gwałtownie. Nie zadaję sobie nawet trudu, by włożyć koszulkę. Zmierzam prosto pod drzwi młodej-zbuntowanej i walę pięścią w wejście. Emma w końcu otwiera, w jej ręce widnieje butelka z piwem, a koszulka jest brudna od farby.
- Co cię do mnie sprowadza Matthew Andersonie? Znowu zgubiłeś klucze od piwnicy? - pyta, a wściekłość wzrasta w moich żyłach.
Wchodzę do jej mieszkania, mimo, że nie dostałem takiego upoważnienia i sunę bosymi stopami do miejsca skąd puszczana jest muzyka. Gdy odnajduję sprzęt stereo po prostu przyciszam go do stopnia, w jakim moje uszy nie krwawią.
- Nie można tak po prostu wchodzić do czyjegoś mieszkania - prycha. - Brak koszulki nie daje takiego przyzwolenia - dodaje, a ja machinalnie patrzę na siebie i uświadamiam sobie, że stoję przed dziewczyną półnagi.
- Nie można tak po prostu puszczać muzyki na caly regulator, próbuję odespać trening - parodiuję jej ton, po czym jęczę sfrustrowany i zmęczony.
- To pomaga mi w tworzeniu - podpiera ręce na biodrach.
- A mi nie pomaga...w niczym - przewracam oczami. Oglądam mieszkanie młodej-zbuntowanej. Panuje tu istny nieporządek, ale mimo to jest przytulnie. Emma wprowadziła się miesiąc temu. Rozmawialiśmy ze sobą dwa razy, w pierwszym dniu jej przybycia oraz drugi, gdy zgubiłem klucze od piwnicy. Wtedy poznałem imię blondynki i dowiedziałem się, że studiuje w szkole artystycznej FE w Nowym Jorku. To było praktycznie wszystko, co o niej wiedziałem. A teraz tak po prostu stoję niemal nagi w jej mieszkaniu i podziwiam obrazy na ścianach. Młoda-zbuntowana nie wydaje się mieć z tym problemu. Moja obecność w żadnym wypadku jej nie krępuje, wodzi za moim wzrokiem i uśmiecha się pod nosem.
- Są mojego autorstwa - mówi o malunkach, a ja potrafię doszukać się w jej głosie dumy. - Piwa? - proponuje, zupełnie naturalnie, jakbyśmy się przed chwilą nie kłócili o zbyt głośną muzykę.
- Tak, z chęcią - odrzekam z oczami wlepionymi w obrazy. Moje całe zmęczenie uleciało jak mydlana bańka. - Niech zgadnę, alkohol też pomaga ci tworzyć? - unoszę brwi do góry.
Emma śmieje się krótko, trzymają w swoich rękach dwie butelki.
- Proszę cie, piwo to nie jest alkohol - wywraca oczami.
- Więc to jest to, co robisz w życiu. Malujesz - stwierdzam najzwyklej, po chwili ciszy.
- Maluję, szkicuję, fotografuję - poprawia mnie. - Mam kilka całkiem niezłych aktów - dodaje z rozbawieniem. - Jak znudzi cię siatkówka, zapraszam, powinieneś mi zapozować - wskazuje na moją nagą klatkę piersiową.
Śmiejemy się cicho.
- Jesteś wariatką - kręcę głową.
- A ty nie jesteś pierwszym, który mi to mówi.


Wiem, że nie jest łatwo oddać swoje serce.


Nie potrafię przypomnieć sobie naszego następnego spotkania. Mam pustkę w głowie i to powoduje, że zaciskam szczęki ze złości.
- Już wtedy ci się spodobała? - słyszę głos pani McVoy.
- Nie - dumam chwilę. - Wtedy po prostu stwierdziłem, że jest szalona, ale ma w sobie coś, co zyskuje sympatię - wyjaśniam i opieram głowę o szybę w oknie. Błądzę wzrokiem po twarzach ludzi znajdujących się w Little Collins. Żadna dziewczyna nie przypomina ciebie w najmniejszym stopniu, więc z powrotem skupiam się na mojej psycholog.
- Kiedy uświadomiłeś sobie, że zakochałeś się w Emmie? - kobieta stara się mówić łagodnie i ciepło, żeby w żadnym stopniu nie spotęgować mojej złości.
- Nie wiem - odrzekam szczerze. Zalega między nami kompletna cisza. Próbuję sobie przypomnieć ten moment, błądzę we własnych wspomnieniach odkopując jedno po drugim. - Nie wiem - powtarzam. - Nigdy nie sądziłem, że ją kocham. Ale wtedy ona znikała, a ja nie pragnąłem niczego tak, jak jej obecności obok.


*fikcyjna, popularna ulica w serialu Gotowe na wszystko, gdzie nowo przybyłych mieszkańców zazwyczaj witano ciastem lub innym wypiekiem.

Tough love / zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz