Lissie - They all want you
- Przygotowania kadrowe pochłaniały większość mojego czasu. Później wraz z reprezentacją graliśmy w Pucharze Świata w Japonii. Nie poszło nam za dobrze, ale nie przejmowałem się tym zbytnio - mówię Pani McVoy, która przytakuje głową. - Sezon klubowy spędziłem, jak w poprzednim roku, w Trento.
- Nie kontaktowaliście się z Emmą, prawda? - psycholog pyta cicho.
- Nie.
Próbowałem o tobie nie myśleć. I nawet świetnie mi szło. Miałaś być w Bostonie, więc gdy wróciłem po sezonie do Nowego Jorku, twoje mieszkanie zastałem puste. Widocznie tak miało być. Miałem zapomnieć.
- Zacząłem spotykać się z dziewczyną - niemal szepczę. - Miała na imię Vittoria i była Włoszką. Poznałem ją podczas mojego sezonu klubowego. Zajmowała się statystykami w Trentino.
Twarz pani McVoy zaczyna się rozjaśniać. Może wierzy, że jest jakaś nadzieja w tej historii?
- Było nam naprawdę dobrze. Uwielbiałem jej poczucie humoru, spokojną naturę, dokładność w tym, co robiła. Ale wciąż tęskniłem za rozbijanymi talerzami, porozrzucanymi farbami akwarelowymi, spontanicznością. Vittoria nie była Emmą. Po prostu... - wzdycham krótko.
Więc miłość nie mogła przyjść, bo wciąż była ulokowana gdzieś indziej. W osobie, która znikała. W tobie.
Naprawdę próbowałem wrócić do normalnego życia. Prawie już się dla mnie nie liczyłaś. Ale jakaś dziwna siła spowodowała, że rozstałem się z Vitti po prawie rocznej znajomości, tuż przed tym jak wróciłem do Stanów. Tchnienie, że powinienem po prostu to zrobić, bez względu na wszystko.
- W czasie mojego trzeciego sezonu w Trento, nabawiłem się kontuzji barku - wzdycham cicho, a pani McVoy krzywi się we współczuciu. - Nie była poważna, ale nijak nie mogłem kontynuować grania, więc wróciłem wcześniej, prosto do Kansas - dodaję.
Odwiedziłem rodzinę, spędziłem miło czas, odpocząłem. Później zadzwonił do mnie Christenson. Wyprawiał swoje dwudzieste piąte urodziny w Los Angeles.
- Cóż. I tak nie miałem nic lepszego do roboty. Wybrałem się więc na weekend do LA. To była dobra okazja, żeby zobaczyć tego hawajskiego dupka i braci Shoij, którzy też grali w lidze uniwersyteckiej - śmieję się cicho. - Zupełnie nie spodziewałem się tego, co przyszykowała dla mnie Kalifornia.
Może było ciemno i nie mogłaś mnie zobaczyć?
Zatrzymuję się u Micah na weekend, który cholernie cieszy się z mojej obecności. Ale chyba cieszy się bardziej z alkoholu, który przywiozłem ze sobą. Wszyscy siedzimy na tarasie, gdzie mimo mroku, jest naprawdę ciepło. Dziewczyna Christensona, Ally, stawia przede mną szklankę z drinkiem i uśmiecha się pokrzepiająco. Badam wzrokiem ludzi, którzy zjawili się na imprezie urodzinowej, większość z nich to koledzy chłopaka z klubu oraz reprezentacji. Reszty niestety nie znam. Widzę klika przyjaciółek Ally, które patrzą na mnie uwodzicielsko, ale staram się je ignorować. Micah przeciska się przez gosci, niosąc przekąski z grilla, śmieję się do niego ciepło, bo naprawdę nieźle się bawię.
- Stary, ktoś dobija się do drzwi frontowych, możesz otworzyć? - zagaduje mnie po chwili, ma zajęte ręce i skwaszony wyraz twarzy. Połowa gości jest już wstawiona, a druga domaga się jedzenia, więc ze śmiechem kiwam głową.
Biorę po drodze swojego drinka i dostaję się wreszcie do wejścia.
- Impreza przeniosła się na taras, zapraszamy! - krzyczę, a potem spostrzegam kto stoi w progu.
Emma.
Podnosi swoje powieki do góry. Jej oczy zdają się niemal błyszczeć w tym nikłym świetle. Ale jej wzrok jest odległy i dziwnie pusty. Chcę zapytać, co tutaj robi, ale nie potrafię. Milczę z zaciśniętymi ustami. Zupełnie jak ona. Chyba również nie spodziewała się mnie zobaczyć, jej mina jest nieodgadniona. Stoimy oboje, wpatrując się w siebie. Skóra dziewczyny jest blada, wygląda na zmęczoną, ma lekko podkrążone oczy, ale cóż, nadal jest piękna. I mimo tego, że naprawdę długo się nie widzieliśmy, to wciąż czuję jakiś dreszcz na ciele. A potem przypominam sobie, że Emma nadal nie jest moja, a nasze ostatnie spotkanie nie należało do najlepszych i wtedy moje serce ściska się mocno. Chciałbym ją dotknąć, potrzymać za rękę, uświadomić sobie, że jest prawdziwa i stoi tuż naprzeciwko, ale nie potrafię się ruszyć.
- Taras to dobre miejsce na imprezę - blondynka przerywa wreszcie tą niezręczną ciszę między nami.
- Co tutaj robisz?
- Prawdopodobnie to samo, co ty.
Mierzymy się spojrzeniem, topię się pod wpływem jej wzroku i nie mogę uwierzyć, ze wciąż tak na mnie działa. Próbuję opanować te dziwne emocje, które mną targają, więc chrząkam delikatnie i mimo wszystko odsuwam się w progu, by Emma mogła wejść do środka. W końcu to nie jest mój dom.
Nie chcę jej widzieć, mam do niej żal, bo zdeptała moje bijące serce, ale z drugiej strony nie mogę jej winić, za to, że nie potrafiła mnie kochać. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli więcej ze sobą rozmawiać.
Ciągnę łyk mojego drinka i opuszczam pomieszczenie, zostawiając blondynkę samą.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że Emma się zjawi - słyszę przyciszony głos Christensona. - Wciąż przyjaźnią się z Ally - dodaje.
Mrużę oczy i zaciskam szczękę. Dzięki hawajski dupku za poinformowanie wcześniej.
- Jest ok. Nic nas już nie łączy. Właściwie nigdy nie łączyło - odrzekam gorzko, przykładając z powrotem szklankę z alkoholem. Im szybciej się upiję, tym lepiej dla mnie. Odwracam się delikatnie i widzę za sobą blondynkę, która chcą nie chcąc słyszała moje ostatnie słowa. I mógłbym przysiąc, że w jej obojętnym wzroku pierwszy raz widzę smutek. Tak przeraźliwie głęboki, że przez chwilę prawie czuję wyrzuty sumienia, ale przecież to ona skończyła naszą historię w tamtym momencie. Wymijam towarzystwo i siadam koło Erica Shoji, któremu procenty zdecydowanie uderzyły do głowy. Chcę pokazać, że nie jestem rozgoryczony i mimo wszystko dobrze radziłem sobie przez ostatnie ponad półtora roku.
Alkohol wreszcie zaczyna płynąć z moich żyłach, więc udziela mi się dobry humor. Żartuję z chłopakami z kadry i niemal zapominam o Emmie. Dopóki nie widzę jej samej po przeciwległej stronie ogrodu. Trzyma w jednej ręce szklankę z drinkiem, a w drugiej cienkiego papierosa i coś przeraźliwie boli mnie we wnętrzu, bo przecież siedzi tak blisko, ale tak naprawdę jest setki kilometrów stąd. Od kiedy ona pali? Właściwie, co o niej teraz wiem? A właściwie czy kiedykolwiek cokolwiek o niej wiedziałem? Prycham ironicznie. Nie mógłbym powiedzieć nic o jej rodzinie, ani znajomych, o byłych chłopakach, ani pierwszym pocałunku, o ulubionym kolorze, ani o pieniądzach na koncie. Ale mimowolnie wiedziałem, że denerwuje ją wiatr i wilgoć, ponieważ jej włosy zwijają się wtedy w fale, że woli szkicować niż malować, że w wieku 10 lat dostała swój pierwszy aparat fotograficzny, że chciałaby mieć tatuaż na nadgarstku, ale potwornie boi się bólu, że ma pieprzyk po wewnętrznej stronie uda i nie lubi swojego nosa.
Wiem też, że ją kochałem.
Kocham.
Wciąż.
Ale teraz po prostu patrzymy na siebie z tej odległości i już nie wiem, w co powinienem wierzyć.
I nie kontroluję swoich nóg, które niosą mnie do niej.
I po prostu bez słowa przysiadam obok. Jakbym należał do Emmy, a Emma do mnie.
Biorę łyk szkockiej. Nie mówimy nic. Przebywamy najzwyklej koło siebie, jakbyśmy widywali się codziennie, ale przecież od naszego ostatniego spotkania minęło sporo czasu. I mam wrażenie, że dzisiaj jesteśmy kompletnie inną dwójką ludzi. I mimo to patrzę w jej oczy, i widzę w nich coś, czego naprawdę potrzebowałem.
- Mam nadzieję, że u ciebie wszystko okej - słyszę zachrypnięty głos blondynki.
- Tak.
Nie. Ale nie mam ochoty się do tego przyznawać.
- Miałeś rację - mówi cicho.
- Z tym, że nigdy nic nas nie łączyło? - prycham. - Wiem, nie musisz mi o tym już więcej przypominać.
- Nie. Z tym, że jestem tchórzem - szepcze i wypuszcza dym.
Otwieram szerzej oczy i patrzę na nią. Emma wyrzuca niedopałek i dopija resztkę drinka. Zaciska mocno powieki i mógłbym przysiąc, że jej głos lekko się załamuje. Zagryza swoją wargę, uciekając wzrokiem w bok. Chcę ją dotknąć, przytulić, pocałować. I nie wiem czy jestem pijany. Chyba jestem. Pijany nią...
Jestem jedynym, który cię widzi.
Wtedy, kiedy wszyscy inni cię opuszczają.
Czuję gęsią skórkę na swoich ramionach. Wiem, że moje pęknięte serce ponownie się rozdziera i machinalnie patrzę na swoją klatkę, jakbym mógł zobaczyć swój ból.
- Przepraszam na chwilę - szepczę. Pani McVoy chyba widzi, że to za dużo dla mnie, bo kiwa głową we współczuciu.
Wychodzę do łazienki. Załatwiam swoją potrzebę, a potem patrzę na swoje niemrawe odbicie w lustrze. Nie jestem człowiekiem. Już dawno przestałem nim być. Blada skóra, jasny kolor oczu, zapadnięte policzki. Wiem, że juz mi nic innego nie pozostało. Muszę wrócić do swojej psycholog, skończyć naszą historię, a później wyjdę z Little Collins. Wyjdę do życia. Życia bez ciebie.
Zamawiam którąś z kolei filiżankę herbaty i siadam ponownie w fotelu. Zamyślam się na chwilę i próbuję sobie przypomnieć imprezę urodzinową Christensona. Siedziałaś ze mną na murku w części ogrodu, gdzie nie było żywej duszy. Ściskałaś mocno swoją szklankę z drinkiem i od czasu, do czasu patrzyłaś na mnie. A ja nie mogłem nic poradzić na to, że twoje oczy, mimo upływu czasu, wciąż robiły na mnie wrażenie. Że twoje małe dłonie, wręcz prosiły się o mój uścisk. Wciąż byłem tym samym zakochanym idiotą, z którym żegnałaś się na lotnisku w Nowym Jorku, tym samym, który zgubił klucze od piwnicy, tym samym, z którym oglądałaś Shreka. Tym samym, który powiedział, że cię kocha. Nic się nie zmieniło. Ciągle stałem w tym samym miejscu i czekałem na coś, co się miało nigdy nie wydarzyć.
Czekałem na miłość. Czekałem na ciebie. Czekałem...
I moje serce pęka
- Nie rozumiem - patrzę na Emmę powoli. Lampy ogrodowe delikatnie oświetlają jej blade policzki.
- Chyba boję się miłości. Uciekłam - stwierdza pewnie i wzdycha cicho. - Przepraszam za wszystko.
Znowu osiada między nami cisza. Niby jesteśmy innymi ludźmi, ale czuję jakbyśmy nadal byli uwięzieni w tej samej pułapce.
- Jeżeli to cię ucieszy, to ostatnie dwa lata były chyba najgorszymi w całym moim życiu. Od momentu, kiedy wyszłam z twojego mieszkania, nic mi się nie udało - śmieje się szorstko.
- Co się stało? - machinalnie biorę ją za rękę. I nie mogę nadziwić się, że nasze dłonie pasują do siebie tak idealnie. Chyba Emma też to widzi, bo przygląda się naszemu uściskowi przez chwilę.
- FE rozwiązało ze mną umowę - szepta, a ja czuję jakiś dreszcz niepokoju. - Właściwie nie mam planu na resztę swojego życia i chyba nawet nie potrafię się tym przejmować - kręci głową, chichocząc delikatnie.
Oddaję ten gest. Nic się nie zmieniła. Zupełnie.
I powinienem być nauczony doświadczeniem, powinienem być mądrzejszy, powinienem pomyśleć dwa razy, ale byłem tylko zakochanym dupkiem, więc znowu mówię coś, czego nie powinienem.
- Pojedź ze mną do Włoch - zerkam na nią.
Widzę jej idealnie długie rzęsy, które mrugają niespokojnie. Dochodzi do mnie powoli, co własnie jej zaproponowałem i chcę spróbować to odkręcić, ale wtedy Emma ściska moją dłoń mocniej.
I patrzy na mnie w taki sposób, w jaki patrzy tylko ona.
I czuję jej dotyk, i wiem, że w jakiś sposób jesteśmy sobie potrzebni nawzajem.
Siedzimy oboje na murku w tej ciemnej części ogrodu, kalifornijskie powietrze dmucha w nasze rozgrzane twarze i wiem, że jestem dokładnie w tym miejscu, w jakim powinienem być. Bo jestem przy niej.
Jakbyśmy mieli gubić się, a potem odnajdywać na nowo.
Jakbyśmy...
CZYTASZ
Tough love / zakończone
Historia Corta,,Mieliśmy już za sobą wszelkie powroty i wiedzieliśmy, że się nie wraca ani do tych samych miejsc, ani do tych samych planów." A co, jeśli tylko wydawało nam się, że jesteśmy dla siebie stworzeni? I z chwilą kolejnego rozstania wiedziałem, że nasza...