×
ok więc wygląda to tak jakbym zapomniała dodać epilogu, ale prawda jest taka, że zapomniałam dodać epilogu
¯\_(ツ)_/¯Był siódmy lipca dwa tysiące piętnastego roku, a Ashton Irwin nigdy wcześniej nie był tak bardzo zmęczony.
Wszystko zaczęło się sześć dni wcześniej, kiedy obejrzał nagranie z urodzin. I zupełnie przypadkiem dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel jest jego bratnią duszą.
Po tym odkryciu, sprawy potoczyły się szybko; kupiony na ostatnią chwilę bilet do Sydney, nerwowe oczekiwanie na szósty lipca, półtora godziny tłuczenia się w komunikacji miejskiej, dwie godziny siedzenia na lotnisku, potem spowodowane burzami kolejne pięć godzin opóźnienia.
W Australii miał być o trzeciej, zamiast tego jest o ósmej.
Teraz została mu najłatwiejsza część planu; dostać się do domu Caluma.
W teorii było to proste, ponieważ w Sydney mało było miejsc, których nie znał, więc drogę z lotniska do domu mógł przejść z zawiązanymi oczami. W praktyce byłyby to trzy godziny wędrówki z zawiązanymi oczami i temperaturą nie przekraczającą aktualnie dziesięciu stopni (po gorącym amerykańskim lecie, australijski zimny lipiec był dla niego zaskoczeniem).
Gdyby nie zmieniał numeru, mógłby zadzwonić do Michaela albo Luke’a, jednak teraz musiał zapłacić za swoje błędy z przeszłości. Na szczęście złapał stopa do mniej więcej centrum miasta, a stamtąd już powinien ogarnąć autobusy (niestety nigdy nie rozumiał rozkładu tych odjeżdżających z lotniska). Jego wybawcami była całkiem miła starsza para, która właśnie odwiozła swojego jedynego syna na samolot do Ameryki. Z radością pomogli chłopakowi podobnemu do ich dziecka, wierząc, że karma wróci i jeśli syn będzie w potrzebie to ktoś mu pomoże. Ashton nie zamierzał zabijać ich nadziei, tłumacząc, że większość Amerykanów jest uboga w moralność. Szczególnie w Nowym Jorku.
Wysiadł na parkingu KFC, z którego było zaledwie kilka metrów do przystanku autobusowego. O ile dobrze pamiętał, jeden z odjeżdżających stąd autobusów miał przystanek niecałe pół kilometra od domu Caluma.
Później spojrzał na stoliki przed fast foodem i doszedł do wniosku, że dość się już przecierpiał i los postanowił mu pomóc.
— Mikey! — pisnął w wyjątkowo mało męski sposób, ale Michael pomimo to rozpoznał jego głos i odwrócił głowę z szokiem wypisanym w oczach. Koło niego siedziała dziewczyna z brązowymi włosami. Ona się nie odwróciła, zamiast tego skorzystała z rozkojarzenia Clifforda i bez najmniejszego wahania zabrała mu garść frytek i kubek z piciem.
— Kurwa — oznajmił elokwentnie Mike, a Ashton nie był pewien czy ma wyrazić to zaskoczenie, czy raczej jego przyjaciele ochrzcili go tak po jego wyjeździe.
Chyba jednak chodziło o to pierwsze, ponieważ kilka sekund później czarnowłosy obecnie chłopak ścisnął Ashtona w miażdżącym wnętrzności uścisku.
— O mój Boże, ty jednak żyjesz — wyszeptał, w dalszym ciągu łamiąc mu żebra. Odsunął starszego na długość ramion. — Okropnie wyglądasz. Twoje włosy zawsze były takie ciemne? Dlaczego nic ze sobą nie masz? Co tu robisz? Poznałeś swoją bratnią duszę? Dalej nie lubisz Fify? — W tym momencie Ashton musiał zasłonić mu usta ręką i powstrzymać słowotok. Pomijając komentarze dotyczące swojego wyglądu, a także pytanie dotyczące gry, na całą resztę zamierzał odpowiedzieć w ciągu najbliższych pięciu minut. Teraz jednak zamierzał nacieszyć się bliskością przyjaciela.
CZYTASZ
𝐫𝐞𝐬𝐭𝐥𝐞𝐬𝐬 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭 𝐬𝐲𝐧𝐝𝐫𝐨𝐦𝐞.
Fanficw świecie gdzie z góry narzucana jest bratnia dusza, miłość do caluma była dla ashtona niczym nielegalny narkotyk albo gdzie calum i ashton znają się prawie od zawsze i są praktycznie nierozłączni, a w piętnaste urodziny tego drugiego dołącza do nic...