CHAPTER 2

19 2 0
                                    

                                           Minęło zaledwie 6 minut od telefonu ze szpitala, a Jimin zdążył się ubrać, pożegnać kota, zjechać windą i stanąć przed drzwiami przyjaciela. Od tego momentu zaczniemy akcję dalej. 

- Chwila, co sobie zrobiłeś, że musimy tam jechać? - zapytał Jin, świeżo wyrwany ze snu. 

- To nie o mnie chodzi. Proszę Jin, musimy się pospieszyć.... - Park ledwo znajdował odpowiednie słowa.

- Dobrze wejdź na minutę i weź kluczyki z haczyka przy drzwiach, a ja w tym czasie szybko się ubiorę. - adrenalina w żyłach barczystego mężczyzny zaczęła działać, więc jak powiedział tak zrobili. Chwilę później obydwaj siedzieli w samochodzie i jechali w kierunku szpitala.

- Mamy moment, a więc opowiedz mi co się stało, a ja zadzwonię po resztę jak już dojedziemy.- zagaił by chociaż odrobinę się dowiedzieć o sytuacji, w którą został wplątany.

- Czytałem właśnie kolejny rozdział książki i nagle zadzwonił telefon, myślałem że to dyrektor kreatywny Chanel, która miała zadzwonić jak tylko czegoś się dowie w sprawie tej nowej wiosenno-letniej kolekcji, ale to nie była ona. To był Kai - zadzwonił jak tylko przywieźli ją do szpitala, w tej chwili jest w sali na OIOM-ie, a jej stan jest bardzo krytyczny. Na razie nie wiadomo czy przeżyje do rana i czy w ogóle przeżyje. Jest podpięta pod większość aparatur, ale wyniki nie są dobre. Inni lekarze nie chcieli jeszcze do mnie dzwonić, ojciec im zabronił. - opowiedział z rozpaczą w głosie różowo włosy. - Boję się, że ją stracę Jin... Nie jestem w stanie poradzić sobie bez jej wsparcia, nie teraz z tyloma problemami w pracy i w rodzinie.. Nie dam rady sam...

- Nie jesteś sam Jimin. Już nie i nie pozwolę żebyś na mojej warcie został sam. Zrobiłem taki błąd raz w życiu... 

- Dziękuję... nie mam pojęcia co by było gdybyśmy się nie spotkali w liceum. - powiedziałem, uśmiechając się do przyjaciela przez łzy. 

- Już jesteśmy. - oznajmił, odwracając się w moją stronę i lekko odwzajemniając moją czynność sprzed chwili. 

Wyszliśmy z samochodu, kierując się do wejścia głównego, a następnie byliśmy już w recepcji, gdzie dość znudzona starsza pani odesłała nas do sali numer 19. Po dojściu na odpowiedni oddział musiałem zostawić Jina poza drzwiami, ponieważ na OIOM wpuszczają tylko najbliższą rodzinę lub opiekunów prawnych i tylko za zgodą kierownika. Udałem się w stronę odpowiedniego pokoju i przystanąłem przez szklanymi szybami, czułem jak serce rozrywa mi się na pół, łzy ciekły mi po policzkach lub szyi, chyba że zdążyłem je wytrzeć. Patrzeć na rodzica, podpiętego pod te wszystkie maszyny, by mieć szansę uratować życie danej osoby, coś okropnego, krzywdzącego psychicznie jest w tej sytuacji... sytuacji gdzie nie można nic zrobić tylko czekać z daleka i obserwować wszystko z odległości...

- O Ji... już jesteś.. - odskoczyłem lekko na bok przerażony głosem znikąd, ale gdy tylko spojrzałem w prawo zobaczyłem doktora Kim Jong Ina, wychodzącego właśnie z pokoju gdzie leżała moja mama. Otworzyłem usta by spytać go o.. - Jest w naprawdę ciężkim stanie, nie wiemy jeszcze wszystkiego, ale po badaniach, które już zaczęliśmy dowiemy się o wiele więcej. Ale nie załamuj się, postaramy się zrobić wszystko co w naszej mocy. - odpowiedział na moje nie zadane pytanie. 

- Dziękuję Kai-ssi..  - nie potrafiłem wykrzesać z siebie ani jednego słowa więcej, wszystko co miałem na myśli nie potrafiło przejść mi przez gardło. Powoli zaczynałem czuć jakbym się dusił, jakby ktoś łapał mnie większymi rękami za szyję, uścisk stawał się coraz boleśniejszy, a ja czułem się jak w pułapce. Nogi dygotały mi jeszcze bardziej, traciłem zdolność widzenia, wszystko mnie bolało, od głowy po palce u stóp. Płuca odmawiały mi posłuszeństwa, a czucie w nerwach bolało miałem wrażenie, że to jakiś nieśmieszny żart, ale ból był tak ogromny, że się zachwiałem. Ostatnie odczucie, które zapamiętałem to okropny, przeraźliwy ból lewego ramienia. 

Ice Candies and Long-lived WineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz