Minęło 5 długich dni. Dni wypełnionych bo brzegi smutkiem, ciemnością, bólem. Wziąłem urlop, gdy tylko w apartamencie namjinów dostałem w swoje łapki laptopa, Hyungwon przyszedł do mnie wtedy popołudniu, porozmawialiśmy o pracy i o tym, że on wszystkiego dopilnuje, przez co musiał wylecieć do Szanghaju. Kazał mi dzwonić do siebie kiedy tylko będę się nudzić, ale nie chcę mu przeszkadzać, czuję się wtedy okropnie jakbym kogoś musiał zmuszać do rozmowy na tak nieważne tematy. Kiedy miałem wychodzić z domu przyjaciół nieźle się zdziwiłem, bo ta osoba od razu zagarnęła mnie w swoje ramiona, poczułem jak schyla się i kładzie swoje czoło na moim ramieniu. Tak dawno go nie widziałem... to tylko rok, a ja czuję się tak jakbyśmy nie spotykali się od wieków.
- Chanyeol, stęskniłem się za tobą.. - powiedziałem z radością w głosie.
- Ja też braciszku, nawet nie wiesz jak trudno było mi wytrzymać, nawet nie wiem co bym zrobił jakbyś do mnie nie dzwonił i opowiadał co się w wielkim świecie dzieje! - Chan odlepił się ode mnie, staliśmy tak w drzwiach chyba z 5 minut choć może i dłużej, kiedy się wyprostował zobaczyłem na jego twarzy ten uśmiech specjalnie dla nas. Od małego mieliśmy swój własny szyfr, kod, pełen grymasów, gestów i jakiegoś niezrozumiałego dla innych slangu. Był, jest i pewnie będzie najlepszym bratem jakiego mogłem sobie wymarzyć, choć to on pierwszy zwiedzał świat. Odwzajemniłem gest po czym zaprosiłem go do środka, bo stanie w przejściu było naprawdę niewygodne do prowadzenia dalszej rozmowy.
- Namjoon zadzwonił do mnie, miałem przyjechać w następnym tygodniu, ale zdążyłem uporządkować wszystko na uniwersytecie i przyjechałem szybciej.
- Cieszę się, że przyjechałeś i nie musiałeś przerywać żadnego projektu. - ucieszyłem się, Chan tak jak i ja byliśmy w tej kwestii podobni, nie potrafiliśmy przeszkadzać drugiej osobie w pracy i nie narzucaliśmy się za bardzo (praktycznie wcale). Zaprowadziłem brata do salonu, rzeczy zostawiliśmy po drodze w moim tymczasowym pokoju, ale skoro on też przyjechał to będzie on nasz. Wstąpiliśmy też na chwile do kuchni, gdzie zaparzyliśmy sobie kawy, ja caffe latte, on natomiast macchiato i z takim zasobem w końcu dotarliśmy do naszego celu - kanapy. Po usadowieniu się wygodnie i przykryciu kocem zaczęliśmy rozmowę.
- Przeszkodziłem ci? - spytał patrząc na mnie podejrzliwie.
- Trochę.. - odpowiedziałem dokładnie wiedząc o co chodzi. - Wychodziłem do szpitala.. do mamy.
- Skoro tu już jestem to możemy pójść razem, nie zastawię cię w tak trudnym okresie samego.. - powiedział poważnie i ponownie przytulił mnie do siebie.
- Uważaj o mało co nie wylałeś mi kawy. - uśmiechnąłem się i zachichotałem pod nosem.
- Oki doki bro - odpowiedział również śmiejąc się, a następnie lekko odłożyłem kawę na drewnianą podkładkę na poręczy, do stawiania właśnie takich rzeczy, Jin jest geniuszem i leniem przy okazji jak już o ty mówimy.
- A kiedy chcesz odwiedzić Ye-seul? - Chan i ja mamy różne matki dlatego kiedy spytałem brata użyłem jej całego imienia, niestety ani ja ani on nie wiedzieliśmy kto jest jego prawdziwą mamą, nasz ojciec nigdy mu tego nie powiedział, jedyne co obydwaj wiemy to to, że kobieta zaszła w nieplanowaną ciążę i do tego dość młodo, dlatego chciała oddać małego Chania do domu dziecka, ale tata nie pozwolił jej na to. Po roku przyjścia na świat, nasz ojciec związał się z kobietą, którą wybrał mu mój dziadek, z dobrej, bogatej rodziny. Ponoć wcale się nie lubili i planowali na początku się rozwieść, ale wtedy moja mama zaszłą w ciąże i tak w naszej rodzinie pojawiłem się ja, a wtedy dorośli postanowili wychować naszą dwójkę i jakoś tak tylko sobie dokuczali od tamtego czasu.
CZYTASZ
Ice Candies and Long-lived Wine
FanfictionPark Jimin to prezes własnej firmy 'Park Fashion', jednak pomimo 22 lat na karku, dalej nie czuje się prawdziwie dorosły. Wyśmiewany przez rodzinę i rówieśników w szkole, uczy się chwać swoje uczucia głęboko w sercu, odkrywając swój kawałek tylko sw...