4

96 1 0
                                    

Ze snu budzą mnie krzyki mamy.

- Lily wstawaj! - krzyczy i krzyczy! Wstaje trochę zaspana. No to dalszą część wakacji spędzę w pokoju. Wyszłam leniwie z pokoju. Moja mama siedzi na kanapie i wskazuje mi, żeby też usiadła. Czuję się ja u dyrektorki. Czas na spowiedź. Usiadłam obok mamy. Patrzyła na mnie zdenerwowanym wzrokiem.

- Czemu tam poszłaś? A gdyby coś ci się stało? Meg.. Ten duch, gdyby on ci coś zrobił?

- Nie udawaj, wiem, że ty ją znasz, sama mi o tym powiedziała! Nawet się z tobą przywitała! - powiedziałam i oparłam rękę o brodę. Milczy.

- Po co tam byłaś? I z kąd wiesz, że Megan tam jest?

- Bo była tam zgraja smerfów na uczcie, a jak ci się wydaje? Żeby wiedzieć coś o tacie, bo unikasz tego tematu jak ognia! - powiedziałam. Mama chyba się na mnie wkurzyła.

- A z kąd wiesz, że ona tam jest?

- Byłam tam z dziewczy- - urwałam zakrywając sobie usta rękami i zdałam sobie sprawę co powiedziałam. Jesteśmy w dupie, nie ja jestem w dupie. Dziewczyny się wkurzą kiedy się dowiedzą, że wypaplałam gdzie byłyśmy.

- Dobrze, zadzwonię do mam dziewczyn i powiem co zrobiłyście. - mama wyciągneła rękę do telefonu.

- Nie! - wykrzyknęłam i złapałam ją za rękę. - przecież jesteśmy już pełnoletnie! Możemy łaźić gdzie chcemy.

- Nie jak mieszkasz pod moim dachem, teraz wynocha do pokoju i będziesz tam siedzieć przez tydzień albo do odwołania.

- Co? Przecież są wakacje! Mamo... - łzy zaczęły nalatywać mi do łez kiedy mama zaczęła wybierać numer mamy Linigie. Wbiegłam do pokoju i zamknęłam do na klucz. Oparłam się o drzwi. Co ja takiego zrobiłam? Przecież chęć znania taty to nie grzech. Wiem, że pewnie za nim tęskni, ale żeby tak reagować? Tata nie żyje, wiem o tym, ale chc-

- skoro nie żyje to pewnie jest pochowany. - szepłam do siebie. To jest myśl... Mamie zajmie trochę to paplanie, więc mogę wyjść przez okno i pójść na cmentarz. Nie byłam tam... W sumie nigdy tam nie byłam. Otworzyłam delikatnie okno. Mój pokój nie jest na piętrze, więc się nie połamałam. Żwawym krokiem poszłam w kierunku cmentarza. Jest bardzo blisko więc biegiem jest bardzo szybko. Dużo koparek. Cmentarz jest podobno podzielony, a jedna strefa to strefa z osobami z apartamentów Addisona. Tutaj są prace, wykopują groby? Przebiegłam obok budowników w poszukiwaniu nazwiska Fisher.

- Hej tu jest miejsce pracy proszę odejść. - budowniczy złapał mnie za ramię. Wzdrygnełam się. Muszę go zobaczyć... Przynajmniej chwilę.

- Przepraszam, ale tam jest grób mojego taty... Ma na nazwisko Fisher. Proszę nie będę przeszkadzała! Błagam... - powiedziałam drzącym głosem. Budowniczy się na mnie spojrzał i wypuścił.

- Na samym końcu, może jeszcze zdążysz. - powiedział i wrócił do pracy. Biegłam tak szybko ja mogłam. Na samym końcu były rozwalone groby. Nie zdążyłam.

- No nie... Gdzie leżał grób Fishera? - spytałam się, a jeden pracownik pokazał na miejsce rozwalonego grobu. Popatrzyłam na kupę kamienia. Na jednym naprawdę było napisane "Fisher". Schowałam ten kawałek do kieszeni. Łzy znowu zaczęły mi napływać do oczu.

- Te pani, jest pani z rodziny tego człowieka. - spytał się mnie pracownik. Przytaknełam głową. Budownik dał mi białą maske z różową plamom. Były też trzy piramidki.

- Leżało przed grobem. Bierz to i znikaj pani, mamy robotę do wykonania. - powiedział mężczyzna i dał mi te rzeczy. Wyszłam z cmentarza i usiadłam na ławce. Patrzyłam na rzeczy, które dostałam od mężczyzny. Słone łzy zaczęły mi lecieć po policzku. Nie wiem, po co są te piramidki, ale pewnie miał coś z twarzą, bo tylko to wytłumaczało maskę. Założyłam ją na twarz. Kiedy wracałam kilka kobiet po 40 patrzyło na mnie ze strachem. Szeptały coś w stylu "Czy on wrócił?" "Ona też to zrobi?" "Pewnie też miała wypadek". Nic nie zrozumiałam. Czyli tata miał wypadek i coś zrobił tak? A może zginął przez wypadek? Nie kumam... Weszłam do pokoju przez okno, które zostawiłam otwarte. Usiadłam na łóżku. Mama nie chcę, żebym wiedziała coś o tacie... I już się nie dowiem... Rozległo się pukanie do drzwi. Szybko sciągnęłam maskę i włożyłam pod łóżko razem z piramidkami.

- Lily wychodzę. Masz nie wychodzić z domu rozumiesz? - usłyszałam głos mamy za drzwiami. Wróciłam w samom porę. Odpowiedziałam mruknięciem. Usłyszałam trzask drzwi. Zamknęłam okno i położyłam się na łózku.
*dzyyyyyy* *dzyyyyyyyyy*
No nie tylko tyle brakowało... Grupka dzwoni. Odbieram, ale zakrywam kamerkę. Widzę wściekłe i zapłakane twarze, oprócz Seni. Oczywiście, pannami ze studiów, rodzice nie opiekują się nimi. Pewnie też dostała ochszan, bo się nami miała opiekować, a i tak poszliśmy.

- Kto to był? - spytała smutnym głosem Planna.

- Lily, to ona wygadała. Mama to powiedziała. - wyjąkała Linigie.

- Dziękuję wiesz! Dzięki tobie będę miała obniżone zachowanie na studiach... - powiedziała ponuro Seni.

- A ja wracam jutro do Niemiec! Nie mogę się już z wami spotykać! Dzięki tobie jebana gaduło! - krzyknęła Niemka.

- Dziewczyny ja przeraszam! Zmusiła mnie, ja... Niemka nie możesz namówić mamy, żebyś została? - wyjąkałam dalej zakrywając kamerkę palcem.

- Myślisz, że nie próbowałam? I nie mów do mnie Niemka, tylko przyjaciele są moimi przyjaciółmi... Teraz jestem Monika dla ciebie. - powiedziała wnerwiona Niem... Monika...

- Mnie też! Wiesz, że nie mogę wychodzić poza podwórko! Linigie nie już nie istnieje... Została tylko Liza. - powiedziała i zaczęła płakać. Niszcze naszą drużynę. Rozłączam się. Kładę ręce na twarz. Zniszczyłam naszą przyjaźń. I to tylko dlatego, że chce wiedzieć coś o rodzinie. Czy to grzech? Już nikt mi nie został...

(hmmm... Gore? Przepraszam!!!)

Jesteś tylko jakąś duszą... Duszą, która nie ma nic do roboty na tej ziemi oprócz niszczenia życia innych. Biorę scyzoryk z kieszeni. Otwieram nożyk i wyciągam rękę do ostrza. Nie wiem. Nic już nie wiem. Przecinam delikatnie skórę. Pisknełam cicho. Zaczęłam coraz głębiej i coraz bardziej boli. W końcu wyciągnęłam nóż z ręki. Krew zaczęła lecieć z mojej rany. Co ja zrobiłam? Po chwili ból zniknął, a ból w sercu jakby trochę ustał? Nie mam pojęcia co mam teraz myśleć.

- Nie. NIE! - krzyczał jakiś głos w mojej głowie. Już oszalałam! Patrzę na zakrwawiony nóż. Zaczynam się śmiać. Śmieje się jak opentana.

- Czego ja się bałam? Że ta cięka skóra zostanie przeciętna? Ona już nic więcej nie zrobi! - zaczęłam krzyczeć i tak w kółko. Oszalałam. Po 10 minutach uspokoiłam się i zaczęłam rysować, na mojej skórze, ostrzem. Hehe, mówią, że życie ma sens. Jak ty nawet przyjaciół nie masz! Na serio, one były jedynymi przyjaciółkami, reszta klasy mnie nienawidziła. Teraz cała klasa mnie nie nienawidzi... Ktoś wchodzi do domu. Popatrzyłam na ręce, które mają różne wzroky z krwi i mięśni. Co ja zrobię? Jak mnie zobaczy to nie wiem co zrobi. Zakładam szybko jakąś bluzę, a scyzoryk zamykam i wkładam z powrotem do kieszeni.

Maraton końcowy!
Właśnie zakończyłam książkę.
No dobra, następny rozdział będzie za godzinkę (16:00), chyba, że będzie tu aktywności to będzie szybciej. narka!

💙Lily💙2💙Sally Face x Reader💙Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz