EPILOG

104 5 26
                                    

Wina. Twoja wina.
Te słowa powtarzały się w mojej głowie. Wszystko zaczęło wirować. Tego było za dużo.
Twoja! Twoja! Twoja!
Oparłam się o blat kuchenny. Tego już za dużo. Stop! Popatrzyłam na swoje dłonie. W prawej ręce trzymałam nóż. Krew spływała po moich nadgarstkach. W rogu pokoju leżała Martyna.  Po co to zrobiłaś idiotko?! Masz teraz większe problemy. Zabiorą cię. Gdzieś. Tego jest za dużo. Uklękłam przy Martynie. Wpatrzyłam się w jej martwy wyraz twarzy i chwyciłam jej dłoń w swoją. "Wiesz, chciałabym być tobą teraz... staniesz się gwiazdą... On cię pokocha. Zatęskni. Pokocha." Szeptałam. "Pokocha! Pokocha!" Krzyczała na nią. "Chcę być tobą..."

....

Minął miesiąc. Siedzę zamknięta w zakładzie poprawczym. Nie mogło być lepiej. Mam teraz więcej czasu na myślenie o niej. O nich. Jestem zajęta pisaniem cały czas. Zapełniłam już wszystkie moje zeszyty. Muszę przecież ich uszczęśliwić. Przecież on ją kocha. Ona potrzebuje go. Potrzebuję go aby poradzić sobie ze wszystkimi problemami.
"Alicja. Czas na obiad." Powiedziała pani Basia. Zawsze przynosiła mi jedzenie.
"Dziękuję pani." Odpowiedziałam. "Ale jestem niezwykle zajeta."

Weganka||SzympinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz