Miłość

6 1 0
                                    

Na płaską powierzchnie chodnika spadają powoli płatki śniegu. Każdy inny, ubrany w inne kształty i odcienie - zupełnie jak ludzie zamieszkujący nasze mikroskopijne miasteczko. Szarzy jak kostka brukowa ludzie splątani w codzienność.

Rzeczywistość nigdy nie była dla mnie życzliwa. Jej objęcia ściskały mnie za mocno swoim chłodnym dotykiem pozbawionym wszelkich skrupułów. Świat, pozornie rozkładający się przede mną, ukazujący swoją różnorodność zamykał mnie tak naprawdę w klatce. Nigdy nie czułam się rzeczywiście wolna - początkowo obwiniałam moje wewnętrzne pęta, następnie budowę tego, co nas otacza. Niewidzialny mur zbudowany przez ludzi, którzy niedoskonałe składali kolejne cegiełki, które spadały na mnie z coraz większym impetem. Wpierw delikatnie, niczym te białe śnieżynki przyklejające się do kosmyków rozpierzchnionych włosów. Potem - tak intensywnie, że zaczęłam się dusić. Z nienaturalną siłą rozbijającą mnie od środka.

Od zawsze szukałam źródła tych cegieł, choć bywały momenty, kiedy poddawałam się i rozkładałam moje delikatne, metafizyczne ciało, by spadały na mnie wraz z rytmem wiatru. Uciekając od objęć rzeczywistości szukałam innych - fizycznych. Ciepłych, dających nadzieję na jutro. Ale zawsze tylko obwiązywałam się nowymi łańcuchami, coraz cięższymi, ciągnącymi mnie niżej i niżej.

Szukałam ukojenia z mojego bólu w oczach, które były mi nieznajome, chociaż wmawiałam sobie, że to właśnie te. W ustach, które całowałam, ale parzyłam sobie język. W dłoniach, które raniły mnie do mięsa.

Jestem na zawsze zaklęta w mojej głowie. Jestem skazana na moje myśli, czarniejsze od kruków nadjadających ludzkie zwłoki leżące na brudnym, asfaltowym zakątku. Jestem zamknięta w szaleństwie, które zjada mnie od środka. Które staram się trzymać na skórzanych wodzach, ale które wyrywają mi się za każdym razem, gdy wchłania mnie lęk lub obojętność.

Czym jest więc prawdziwa wolność?

Nim. Wiedzą, że będzie dobrze, niezależnie od intensywności mojego niepokoju. Bliskością jego skóry przy moich ustach. Jego wzrokiem, który mówi mi, że jestem naprawdę kimś. Oczami podniesionymi na gwieździste niebo trzymając jego chłodną dłoń. Jego spokojnym oddechem na mojej szyi. Wspólnym jutrem. Obietnicami składanymi wieczorną porą. Brudnymi myślami i czystymi spojrzeniami.

Jasne płatki śniegu są zupełnie podobne do nas, bo gdy szaleńczy wiatr zdmuchuje je na powierzchnie chodnika, samotnie najpierw topią się, by następnie podnieść się i wyparować wraz z blaskiem słońca. Jednak mogą też skleić się w puch na szczycie pewnego alpejskiego szczytu i trwać, obojętne na jego siarczyste promienie.

Czym jest wolność? Wolność jest miłością.

MięsoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz