Widziałam ją w zamglonym borze
Opłyniętą krwią swoją i zwierzęcą
W jej oczach wiły się polarne zorze
Pachniała bzami oraz śmierciąStała patrząc we mnie jak na obcą
Ofiarę, rozkosznie spojrzała na mą szyję
W jej oczach widziałam nadzieję rosnącą
Że będzie szczęśliwa, gdy nie przeżyjęZachłannie wbiła paznokcie w mą skórę
Jej dusza lśniła jak księżyc na niebie
Lecz nie dała rady mnie opleść trumny sznurem
Zabrakło jej odwagi
By zabić samą siebie