|3|

192 30 72
                                    

Gerard zaszczycił szkołę swą obecnością już na drugi dzień po dziwacznym incydencie, jakiego doświadczył Frank w jego domu rodzinnym.

Gdy syn pastora dojrzał sylwetkę swego przyjaciela, który machał do niego już z drugiego końca korytarza, początkowo miał ochotę rozszarpać go na strzępy. Jednakże, gdy Gerard zaczął zbliżać się w jego stronę, przez umysł chłopaka zaczęły przewijać się różnorakie, skrajne odczucia. Ostatecznie stwierdził, że za wcześnie na wybuch. Na początku postanowił poznać tę historię z perspektywy czerwonowłosego, a jeśli ten skłamie, w ostateczności zamiast samych bluzgów, użyć pięści.

   Cześć, jędzo. Stęskniłeś się?   zapytał Gerard, zamykając drobne ciało Franka w mocnym, przyjacielskim uścisku. Gdy tylko nieco się odsunął, boleśnie poklepał go po plecach Bo ja bardzo. Nie nabroiłeś, jak mnie nie było? zapytał, po czym obaj bez wcześniejszego uzgadniania, zwrócili się w stronę wyjścia, a co za tym idzie, palarni.

Gdzie ty w ogóle byłeś, dupku? - burknął Frank, skrywając wiedzę, którą posiadł w domu Wayów Dostałeś sraczki jak McFly? Przysięgam, niczego ci nie dosypałem... No, chyba, że znów mi się pokręciło.

Gerard wybuchnął szczerym śmiechem, wyciągając z kieszeni nowiutką paczkę Marlboro. Zerwał z niej folię, po czym wysunął kartonowe pudełeczko w stronę Iero.

  Nie, przeziębiłem się. Gorączkę miałem taką, że czułem się jak na fazie. odparł z powagą, nie zauważając zaciskającej się z nerwów szczęki Franka No, poza tym ciekło mi z nosa i spuchłem jak jakiś pierdolony balon. Matka chciała wieźć mnie do szpitala, ale na szczęście przemówiłem jej do rozsądku. Poleżałem i czuję się jak młody bóg. wyjaśnił, po czym, dla potwierdzenia swoich słów, zakręcił się tanecznie, wyrzucając ręce do góry.

Iero miał ochotę sprzedać mu porządnego kopniaka prosto w jaja, lecz powstrzymał się ostatkiem sił. Uznał, że złapie go na kłamstwie w ten sposób, by to Gerard sam się wkopał. Problem w tym, że nie było to tak łatwe, jak się spodziewał.

Spędzili ze sobą calutki dzień, na robieniu zupełnie niczego. Zerwali się z kilku lekcji, zjedli razem obiad, wypalili papierosy Gerarda i rozmawiali, jakby zupełnie nic się nie stało. Tylko, że się stało, lecz wiedział o tym tylko Frank. I mimo najróżniejszych podchodów, rozpoczynania niewygodnych tematów, Gerard nie puścił pary z ust. Zbywał pułapki słowne Franka, bądź lawirował w odpowiedziach tak bardzo, że Iero gubił się i zmuszony był porzucić temat.

Gdy kilkukrotnie musieli rozstać się na czas nielicznych lekcji, na których postanowili się pojawić, Frank cały czas myślał. Rzecz jasna nad tym, jak może zdemaskować przyjaciela, nie stawiając to przy tym w ogniu pytań, bo, jak zgadywał, postawiłoby to na szali ich świeżą (lecz intensywnie rozwijającą się) przyjaźń.

Na myśl nasuwało mu się tylko i wyłącznie jedno rozwiązanie, które (choć było dość oczywiste), nie pojawiło się od razu w jego zagmatwanym umyśle.

Nie chciał nazywać tego śledzeniem, nie tak wprost. Gdyby Gerard jakimś cudem przyłapał go i usiłował wyegzekwować odpowiedzi, Frank zaprzeczyłby bez wahania. Bo to nie tak, że był jakimś psychopatą, który pragnie nachodzić go w nocy i obserwować, jak ten smacznie śpi. Nie, chodziło o coś innego. O cholerne zaufanie, które Gerard naruszał ciągłym mąceniem i lawirowaniem między prawdą a kłamstwem. Poza tym, ten dzieciak, który wybiegł wtedy za Frankiem... Syn pastora uznał, że musiał być naprawdę zdesperowany, jeśli postawił się tamtemu wąsatemu tyranowi. Bo kto wie, jaka kara go za to spotkała?

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, Iero już wiedział, że podjął dobrą decyzję.

Jako pierwszy opuścił klasę, gnając na ślepo w kierunku szatni. Wpadł tam niczym pustoszący wszystko huragan. Histerycznie rozejrzał się po porozwieszanych na wieszakach kurtkach. Nie szukał jednak swojej. Wiedział, że to co robi jest okropne i nienawidził się za to, lecz postanowił postawić na "większe dobro". Chwycił przypadkową, kraciastą kurtkę, której nigdy nie zakupiłby z własnej woli i wyleciał z szatni, jakby goniło go sto diabłów.  Gdy znalazł się na dziedzińcu, narzucił na głowę kaptur i czekał, aż na horyzoncie pojawi się ognista czupryna tego kłamliwego dupka.

Boy AfraidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz