Brooklyn
Zaraz po wyjściu Luka postanowiłam, że bezcelowe siedzenie w domu do niczego nie prowadzi. Założyłam wiec moje converse oraz ukochaną bluzę, do uszu włożyłam słuchawki puszczając "Say something" wyszłam z domu i poszłam przed siebie. W moich uszach rozbrzmiewaly juz pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki. Nie wiem dlaczego ale przypomina mi ona o rodzicach. W głowie przylatują mi wszystkie wspomnienia z nimi związane. Jednak tym razem z moich oczu nie płyną łzy. Zamiast tego moje nogi prowadzą mnie w dobrze znanym mi kierunku. Nie byłam tu od pogrzebu moich rodziców. Nie miałam odwagi spojrzeć na ich grób i poraź kolejny uświadomić sobie ze nigdy więcej ich nie zobaczę. Nigdy więcej nie usłyszę jak mówja ze kochają mnie najbardziej na świecie. Niegdy wiecej nie spojrzę w brązowe tęczówki oczu mojej mamy ani w zielone tęczówki oczu mojego taty.
Zatrzymałam się przed prostym pomnikiem. Świeciło się na nim kilka małych świeczuszek. Usiadłam na małej ławeczce stojącej obok i spojrzalm przed siebie prosto na zdjęcie uśmiechniętych rodziców. Łzy napłynęły mi do oczu. Po raz kolejny poczułam, że rany w moim sercu zaczęły się otwierać. Odwrocilam wzrok, a moja uwagę przykuła mała biała karteczka wsunięta pod jedną ze świeczuszek. Nie chciałam jej brać jednak ciekawość zwyciężyła. Podeszłam bliżej wzięłam równiutko złożona prostokątna karteczkę i schowałam ja do kieszeni , moich jeansów. Spojrzałam jeszcze raz na grób rodziców i ruszyłam droga prowadząca do mojego domu.
Luke
Wybieglem z naszego domu. Nie mogłem dłużej tego słuchać. Musiałem to przemyśleć. Jak ktoś z kim spędziłem tyle lat, ktoś to był dla mnie oparciem w trudnych chwilach mógł krzywdzić niewinnych ludzi. Rozumiem taka ma pracę i pewnie by mnie to tak nie poruszyło gdyby nie chodziło o Brooke. Moją kochana Brooklyn. Biegiem do puki nie zabrakło mi tchu. Moje płuca zaczęły niemiłosiernie palić. Zacząłem zwalniać i zatrzymałem się. Rozejrzałem się dookoła. Bylem w parku. Usiadłem na jednej z pobliskich ławeczek. Oparlem łokcie na kolanach i schowalem twarz w dłoniach. Potrzebowałem tego. Musiałem rozładować emocje. Bieganie zawsze min pomagało. Usłyszałem grzmot, a następnie na moja głowę zaczęły spadać małe kropelki deszczu. Nie przeszkadzało mi to. Wzdrygnęłem się słysząc dzwonek mojego telefonu. Wyciągnąłem z kieszeni smartphone i przejechalem palcem po ekranie -Halo? - spytałem, -Luke? - usłyszałem dziewczęcy głos stłumiony przez szloch. Od razu wiedziałem do kogo należy. Wstałem z ławki i zacząłem jak najszybciej biec z stronę domu Brooke.
Brooklyn
Do domu dotarłam po kilkunastu minutach. Od razu wbiegłam po schodach i skierowałam się do swojego pokoju. Miejsce ciasnych rurek zajęły luźne dresy. Juz miałam kierowac się w stronę łazienki gdy coś przykuło moja uwagę. Z kieszeni moich spodni wystawalo coś białego. Podeszłam do spodni leżących na krześle przy biurku i wyciągnęłam tajemniczy przedmiot. No tak! Karteczka z cmentarza. Ciekawe kto i po co ja zostawił? A może w ogóle nie była za adresowana do mnie? Tylko co innego mogłaby robić na grobie moich rodziców? Delikatnie otworzyłam karteczkę i przeczytałam "Tesknisz za rodzicami? Niedługo do nich dołączysz" Ugiely się pojemna nogi. Co to miało znaczyć? W mojej głowie pojawiło się wspomnienie uśmiechniętych rodziców. W oczach pojawiły mi się łzy, które pzysloniły mi widok. Widząc wszytko przez mgle pobiegłam do szafki i otworzyłam ja. Przedemna pojawił się przedmiot który towarzyszył mi ostatnio wyjątkowo rzadko -moja przyjaciółka żyletka. Opadłam na podłogę i zrobiłam kilka długich cięć na moim nadgarstku. Nie czułam żadnego bólu tylko ulgę. Jednak trwała ona bardzo krótko. Po chwili w moim sercu znów poczułam pustkę. Ponownie przejechalam przedmiotem po nadgarstku i schowałam twarz w dłoniach. Podniosłam głowę czując jak krew skanuje z mojego nadgarstka. Świat zawirowal mi przed oczami. Nie miałam siły wykonać radnego ruchu aby zahamować krwawienie. Ale czy tak naprawdę nie chce umrzeć? Czy nie chce dołączyć do moich rodziców? Nie! Nie zrobię tego . Rodzice chcieliby abym się nie poddawana. Zawsze to powtarzali. Pokaże ze potrafię być silna. Ostatnimi siłami sięgnęłam po telefon leżący nieopodal i wybrałam pierwszy numer z listy. Po dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos -Halo? - Luke? -wyszeptałam i zaczęłam szlochać czując jak tracę przytomność.
Luke
Bieglem ile sil w nogach. W mojej glowie krążyły najmrocznejsze myśli. A jesli cos jej sie stalo? Nie mogłem przestac o niej myslec. O jej glosie przepełnionym smutkiem i bolem. Widzac znajomy dom przyspieszylem jeszcze bardziej. Bez pukania otworzyłem drzwi i wbiegłem na piętro. Weszłam do pokoju dziewczyny i zmarlem. Leżała na podłodze a z jej ręki kapała krew. Podbieglem do niej w międzyczasie wyjmojac telefon i wybierając numer 999. Po kilku minutach sanitariusze wkładali bezwładne ciało Brooklyn do karetki. Nie mogłem jechać razem z nią bo "nie jesteśmy rodzina". Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po taksówkę.
Siedziałem na bardzo nie wygodnym krzesełku w poczekalni. Obok siedziało kilka innych zmartwionych osób. Nie przeszkadzało mi to jednak. Myślałem tylko o Brooke. Tak bardzo się o nią martwię. Niewiem co bym zrobił gdyby coś się jej stało. Od dawna mi się podobała ale dopiero gdy ją poznałem poczułem ze musze o nią zadbać. Ze jest dla mnie kimś ważnym. Z prędkością światła wstałem widząc lekarza idącego w moja stronę. -Jest pan kimś z rodziny? -spytał -Tak -sklamalem. -Bardzo mi przykro. -powiedział lekarz spuszczajac głowę, a ja poczułem jakby ktoś mnie znokaltowal.
####
no i mamy rozdział. taki sobie o. Nie jest najlepszy ale jest. chciałabym podziękować wszystkim którzy czytają moje wypociny i tak nie wiem co jeszcze powiedzieć
gwiazdkujcie , komentujcie i motywujcie ♥do następnego ♥
CZYTASZ
You Set Me Free ♥ l.h
FanficBrooklyn nie była świadoma tajemnicy która ją otaczała z każdej strony. Nie długo jednak dowie się jaką ważna wiadomość jej rodzice zabrali do grobu. ★★★★★★★★★★★★★★ Zapraszam do czytania ♥