2

423 41 5
                                    

Nie wiem co się ze mną działo, gdy całkowita niemoc nawiedziła moje ciało, a dotyk stał jedynie mglistym wspomnieniem. Odpływałam do miejsca, gdzie nie czuje się nic, ale tym razem nie potrafiłam dopłynąć do celu. Coś mnie szarpało, coś krzyczało bym wróciła do rzeczywistości, jawy, gdzie nie czekało na mnie nic, może jedynie twarde jedzenie. Powoli znowu czułam każdy centymetr swojego ciała, a na twarzy chłodne powietrze, choć nawet tego nie byłam do końca pewna. Usłyszałam cichy warkot przy swoim uchu, a pod palcami poczułam mocne i stanowcze bicie silnego młodego serca.

Powoli reszta głosów stawała się coraz głośniejsza aż wreszcie zmusiła mnie do znalezienia w sobie nierealnej siły, by podnieść powieki.

— No spójrz na mnie. — warkot znowu zabrzmiał niedaleko mnie, a ciepły oddech owiał moją szyję sprawiając, że poczułam dziwny ucisk w piersi. — Nie mów, że na darmo tam przyszedłem.

— Nie rozumiem...co się stało? — powiedziałam cicho, podnosząc wzrok aż napotkałam niesamowite brązowe oczy. Krzyk zamarł mi w gardle, gdy zrozumiałam, że ten potwór o długich włosach zasłaniających mu twarz i ustach zamarłych w wyrazie wściekłości mnie niósł. Będąc tak blisko niego widziałam, jak odsłonił niesamowite ostre zęby. Jednak najgorsze było to że stałam oko w oko z moim największym wrogiem, wilkołakiem.

— Jak to co się stało? Uratowałem cię. — powiedział, a jego głos bardziej przypominał warkot zwierzęcia niż człowieka. — Nie powiem. — spojrzał na moje ciało, szczególnie zatrzymując się na chwilę na moim biuście i nogach. — Niezła laska mi się trafiła. Tylko trzeba cię trochę podżywić.

— Chcesz mnie zjeść? — spytałam, starając się szybko wymyśleć jakiś plan ucieczki. Ta istota chciała mnie skrzywdzić, a ja nie miałam zamiaru poddawać się losowi, który jak najlepszy kat każe mi samej błagać o śmierć.

Usta wilkołaka wygięły się prawdopodobnie na kształt uśmiechu. Szarpnęłam się w jego ramionach, ale moje wysiłki były daremne.

— Jeśli chcesz tak to nazywać. — mruknął, nie przestając iść.

Byliśmy w lesie, ale mimo to nie widziałam nic poza zarysem drzew ponad nami. Jednak mój nowy oprawca znał doskonale drogę do celu naszej podróży.

— Muszę cię umyć. — powiedział nagle i spojrzał znów na mnie. — i opatrzyć. Powinienem mieć coś jeszcze w apteczce.

— Nie musisz się mną zajmować, wystarczy, że mnie tu zostawisz. — przełknęłam z trudem ślinę. — Dam sobie radę.

— Niestety tak to nie działa. Umyję cię, nakarmię, opatrzę i ubiorę, a następnie porozmawiamy o twoich nowych obowiązkach w domu.

— Obowiązkach? — powtórzyłam, nie rozumiejąc już nic z tego co się dzieje.

— Ale najpierw mycie. — powiedział, ciesząc się kąpiel. Nie do końca wiedziałam co mnie czeka.

Reguła KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz