04. THE STAINED-GLASS SILHOUETTE

492 35 47
                                    

❝SO NOW I GET TO KNOW THAT ALL THIS SUPER—GODDAMN IT—NATURAL SHIT EXISTS? A BIT TOO LATE, MYCROFT❝

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

SO NOW I GET TO KNOW THAT ALL THIS SUPER—GODDAMN IT—NATURAL SHIT EXISTS? A BIT TOO LATE, MYCROFT

— Zawiodłem, Sherlock.

Krótkie zdanie, rzadko kiedy padające mycroftowe przyznanie się do winy zaważyło ciężko nad stolikiem do kawy na Baker Street. Było równie odrażające na języku co pajęczaki, osnuwające cienką, gęstą nicią postać starszego z Holmesów, dziwnie zgarbionego i zmartwionego. Stłamszona zwykle słabość teraz święciła pierwsze od wieków triumfy, gdy wyprostowała się zdeformowanym kręgosłupem nad pochyloną sylwetką. Jaśniała w oczach przewrotną radością, mdłym światłem, wiązała cienkimi nićmi gardło.

— Eurus mu powiedziała, że prowadzę podwójne życie, że traktuję go jak rozrywkę, zabawkę w czasie wolnym. — Mycroft ukrył twarz w dłoniach. — Uwierzył jej, nie słucha mnie. Nie wiem, co robić po raz pierwszy od osiemdziesięciu lat, Sherlock, i to nie jest zabawne!

Starszy Holmes nigdy nie podnosił głosu, a jeżeli takie zdarzenie miało miejsce — na równi z dyskretnym, morderczym uśmiechem, gdzie nie obejmował on przerażająco martwych, jasnych, oczu bazyliszka — to znaczyło, że zamierza rozpętać burzę, jakiej świat nie widział. A był zdolny do wszystkiego, gdy chciał osiągnąć swój cel.

Sherlock, który parsknął cicho na myśl o tak bardzo śmiertelnych rozterkach miłosnych starszego brata — rok temu wyśmiałby każdego, kto zasugerowałby istnienie serca w jego piersi — przybrał najbardziej niewinną minę w całym swoim szerokim repertuarze.

— Idź do niego, izolacją nic nie zdziałasz.

Mycroft uniósł brew z pogardą, zerknął na brata jakby chciał się upewnić, czy ten czasem nie oszalał.

— Jeśli otrzymam gwarancję, że nie zamorduje mnie w progu, braciszku, to pójdę. Jesteś geniuszem, tak jak ja, i tylko na tyle cię stać? Niedorzeczne — prychnął, po czym jęknął i opadł na fotel. Marmur, w którym wykuto silną sylwetkę, obsiała pajęczyna pęknięć na twarzy, najszersze szczeliny formowały się w okolicach kości łzowych; Mycroft od lat nie był zdolny do uronienia chociażby jednej, jakby chirurgicznie usunięto mu wszelkie możliwości ukazywania uczuć. — Nigdy wcześniej nie spotkałem takiego śmiertelnika, muszę przyznać, że jestem zaintrygowany.

— Powstrzymaj tę balladę, braciszku. — Sherlock uniósł palec w przebłysku geniuszu i zerwał się z kanapy, mało się nie potknąwszy o niebieski szlafrok. Szarawe oczy zalśniły diabolicznie pod rzęsami, strzelając po całym pomieszczeniu. — Nie porwę go — uprzedził już formujące się w oczach i ustach Mycrofta pytanie. — Zapytam Johna, od tego trzeba było zacząć.

Watson wydawał się być ekspertem od relacji między wampirami a ludźmi, w końcu sam żył w jednej od czasów wiktoriańskich, ale gdy po dramatycznym (ze strony Sherlocka) i ubranym w rozpaczliwie kwieciste słowa i wyrażenia (ze strony Mycrofta) streszczeniu sytuacji wzruszył ramionami, obaj bracia zgodnie westchnęli. Wzdychali w prawie identyczny sposób, co zawsze rozczulało ich matkę, bo dawało dowód, że coś jednak łączy jej chłopców oprócz dzielonego przez nich geniuszu, podobnego wiecznie zdegustowanego wyrazu twarzy i skłonności do wbijania szpil wszystkim dookoła. Całą resztę otoczenia zaś irytowało ponad miarę, ponieważ dominowało wtedy uczucie, że bracia Holmes stopili się w jeden, antropomorficzny byt okazjonalnie rozdzielany na dwoje.

SLAY THE CURSED BLOOD. mystrade Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz