Rozdział 2

41 5 0
                                    

     Ostatnie promienie zachodzącego słońca nieśmiało zakradały się przez otwarte drzwi stajni, oświetlając korytarz. Drobinki kurzu wirowały w powietrzu, mieniąc się jak drobne kryształki.

     Westchnęłam cicho i oparłam się o belę siana, napawając się kojącą ciszą. Konie w boksach obok przeżuwały siano, a z oddali docierały powarkiwania silników – instruktorzy i stajenni wracali do swoich domów.

     W związku z organizacją regionalnych zawodów czekało nas sporo pracy. Należało przygotować czworobok, trybuny, konie, wszystko dookoła... Dzisiaj z pewnością będę musiała porozmawiać z Jackiem o zatrudnieniu kogoś dodatkowego do pomocy na czas zawodów. Za ten czas bardzo zżyłam się z instruktorami i pracownikami, tworzyliśmy zgrany zespół.

     Z Jackiem zawsze jednak dbaliśmy, by oddzielać życie zawodowe od prywatnego. Jako jedyni mieszkaliśmy w domu na terenie stadniny, dbając o porządek i solidne przykładanie się do pracy. Przyjacielskie więzy łączyły mnie zaledwie z kilkoma osobami.

     Najbardziej jednak brakowało mi tutaj Kayli. Usiłowałam ją przekonać do pracy chociażby w charakterze zamiatania podwórka raz dziennie, ale ona wolała zostać przy swoim trybie życia. Wiejskie klimaty jej ani trochę nie pociągały. Przywykła do betonowych bloków, całodobowych sklepów monopolowych i ulicznego hałasu. Tak naprawdę odwiedzała mnie raz na dwa miesiące, robiąc sobie weekendowy chillout. W niedzielę wieczorem wyjeżdżała, a jej miastowa rutyna po raz kolejny zaczynała zataczać niekończące się koło.

- Wiedziałem,że cię tutaj znajdę. - Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu izaskoczona otworzyłam oczy. Ostre, jaskrawe światło zalało gwałtownie stajnię, a ja jęknęłam cicho. - Twoje miejsce jest w ciepłym domu, a nie pośród siana. - Jack parsknął śmiechem i oparł się o drzwiczki boksu. 

- Mam prawo być gdziekolwiek zechcę. Pragnę ci przypomnieć, że to ja odziedziczyłam całą tą ziemię, w tym też i stajnię. - Odgryzłam mu się zawadiackim tonem i posłałam mu zadziorne spojrzenie. - Poza tym, przyzwyczajam Diablo do mojego zapachu i głosu. - To właśnie w jego boksie postanowiłam spędzić ten wieczór. W czasie treningu poczułam z tym koniem wyjątkową więź. Rozumieliśmy się bez słów i nie miałam wątpliwości, że właśnie poznałam swoją bratnią duszę.

     Ostatnim razem, gdy poczułam z kimś taką relację, byłam jeszcze małą dziewczynką. Ethana znałam odkąd tak naprawdę nauczyłam się chodzić. Był dla mnie jak starszy brat, choć serce podpowiadało mi, że dla tego chłopaka jestem kimś więcej niż tylko przyrodnią siostrą. Byłam jego oczkiem w głowie. Za każdym razem, gdy ojciec wylewał na nas swoją furię, on był tuż obok... Zawsze wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałam...

     Gdzie on teraz może być? Czy ułożył sobie życie na nowo? Czy u jego boku jest ktoś, kto zasługuje na jego złote serce? Ethan robił dla mnie wszystko, a ja go zostawiłam samego w tych szarych murach domu dziecka... Nie potrafiłam go nawet odnaleźć na cholernym Facebooku!

     Łzy bezsilności zapiekły mnie powiekami, rozmazując wszystko w wielką, bezkształtną plamę. Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc je powstrzymać. Ethan pozostanie w mojej głowie tak długo, jak będzie to konieczne.

- Kotku, co się stało? - Jack w ułamku sekundy otworzył zasuwkę i znalazł się tuż obok mnie. Panika w jego błękitnych oczach wywoływała we mnie okropne wyrzuty sumienia. Wiem, że przed partnerem nie powinno się mieć żadnych tajemnic, ale...

- Nic, przepraszam. To po prostu kolejny natłok nieprzyjemnych wspomnień. - Mruknęłam i uśmiechnęłam się krzywo, mając nadzieję, że Jack połknie haczyk.

     Mój mąż zmrużył podejrzliwie oczy i zacisnął usta w wąską linię. Zaklęłam w myślach, na szybko wymyślając jakąś wymówkę. Rozmowa na tak ważny temat nie powinna przebiegać w boksie. Kiedyś mu powiem, ale jeszcze nie teraz.

❰Hold me❱Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz