Rozdział 7

40 6 0
                                    

     Wyjechaliśmy z Edynburgu o dziewiątej rano. Malownicze widoki rozmazywały się za szybami auta, tworząc wielką, zieloną plamę. Łąki pełne bujnej roślinności stanowiły ogromny kontrast dla masywnego asfaltu i solidnych mostów. Czekało nas siedem, długich godzin podróży. Należało ten czas jakoś zagospodarować.

     W zasadzie od dziecka nie przepadałam za długimi podróżami. Bezczynne siedzenie na fotelu w aucie, wpatrywanie się w widoki i podziwianie natury szybko przestawało mnie interesować. Humoru także nie poprawiały mi twarze nowych rodziców, którzy zapewniali mnie, że wszystko będzie w porządku, a nowy dom okaże się być wspaniały. To całkiem zabawne, ale nigdy tak nie było. Nowe, nowoczesne domy pełne zabawek były niczym bez Ethana.

- Nie tęskno ci już za końmi? - Zagaił Ethan, rzucając mi przelotne spojrzenie.

- Cóż, może teraz jeszcze nie, ale zapewne wieczorem w łóżku tęsknota przejmie nade mną kontrolę. - Z teatralną dramatycznością chwyciłam się za gardło, udając, że się duszę.

     Ethan parsknął śmiechem, czym wywołał w moim wnętrzu prawdziwe emocjonalne tornado. Starałam się nie myśleć o tym, jak cholernie seksownie wyglądał za kierownicą, jak przekładał dłonią biegi... Jezu Cat, jesteś obrzydliwa. Twój racjonalny umysł pragnie ci przypomnieć, że właśnie uciekasz, tak, uciekasz przed swoim mężem. Mężem, który cię uderzył. Nie minęła nawet godzina, a ty już myślisz o innym mężczyźnie.

     Poczułam, jak szkarłatny rumieniec rozlewa się po mojej twarzy i szyi. Jeżeli on teraz na mnie spojrzy, na pewno zorientuje się, o czym sobie pomyślałam. Odchrząknęłam cicho i kontynuowałam temat, odciągając myśli od dwuznacznych fantazji.

- Konie to naprawdę cudowne zwierzęta. Strasznie żałuję, że nie miałeś okazji do poznania ich nieco bliżej. - Uśmiechnęłam się lekko i westchnęłam cicho. - Nie mam pojęcia, co teraz stanie się z moją stadniną. Za miesiąc odbędą się zawody regionalne, a my mieliśmy być ich gospodarzami... Jasna cholera, co ja powiem tym wszystkim ludziom, którzy u mnie zarabiają na życie? Przykro mi bardzo, ale mojemu mężowi odbiło i jesteśmy zmuszeni zamknąć biznes? Przecież to niedorzeczne. - Coraz to gorsze myśli atakowały mój umysł, denerwowałam się coraz bardziej. Co się z tym wszystkim stanie? Wszystko wskazywało na to, że pięć lat ciężkiej pracy pójdzie w...

- Hej, nie martw się teraz na zapas. To już nie twój problem, tylko Jacka. To on zmusił cię do wyjazdu i nie pozostawił ci żadnego wyboru. - Kojący głos Ethana był jak miód na moje poszarpane nerwy. - A jeżeli naprawdę aż tak cię to martwi, po prostu napisz do niego, żeby zamknął stadninę na czas nieokreślony i wymyślił jakąś wymówkę. Niech powie, że nagle zachorowałaś czy coś takiego. - Puścił do mnie oczko, a stres nieco opuścił moje napięte mięśnie.

      W jego towarzystwie wszystko wydawało się łatwe i pozbawione jakichkolwiek trudności. Uwielbiałam w nim to, że starał się niczym nie przejmować i nie robił z igły widły tak jak ja. Wiecznie opanowany, starał się szukać plusów nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach. Kiedy byliśmy nękani przez naszych pierwszych rodziców, Ethan nigdy nie narzekał. Narażając się na gniew ojca, śpiewał mi przed snem kołysanki, opowiadał żarty i dowcipy i zapewniał, że gdzieś tam na świecie ktoś ma gorzej od nas, dlatego nie powinniśmy narzekać.

     Ethan jest i był najlepszym człowiekiem, jakiego do tej pory spotkałam na swojej drodze.

- Masz rację. To wina Jacka, choć to i tak nie zmienia faktu, że moje imię i nazwisko widnieje w nazwie stadniny. A tak poza tym, to ja głównie spędzałam czas z ludźmi i końmi, Jack tylko siedział w tym cholernym biurze, zajmując się tymi papierkowymi pierdołami. - I tak oto ze smutku oraz żalu przeszłam do wściekłości.

❰Hold me❱Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz