>>Nathaniel<<

12 1 0
                                    


-Nathaniel... to imię kojarzy mi się z aniołami.-milknie. - Nie wierzę w anioły. – odwraca się
w moją stronę i przez chwilę mierzy mnie oskarżycielskim spojrzeniem - Tym bardziej w stróże. –kontynuuje po czym wstaje z parapetu i wychodzi z sali. Chcę ją zapytać dlaczego nie wierzy, czym jest to spowodowane i czy mogę jej jakoś pomóc, ale moja szansa ucieka wraz z jej sylwetką, która znika za drzwiami.

Ta dziewczyna... Nan. Wstrząsnęła mną tak bardzo, ze nawet nie zauważyłem młodzieży wchodzącej do pomieszczenia. Około sześciu dziewcząt usiadło w kole i uważnie mi się przyglądało.

- Witajcie, jestem Nathaniel Woods i jestem tutaj nowym terapeutą, studiuję psychologię. Będziemy spotykać się w tej sali co czwartek przynajmniej przez trzy miesiące. Mam nadzieję, że dobrze będzie nam się pracowało. – kończę i obserwuję te nastolatki niewiele młodsze ode mnie. Widzę w nich buntownicze natury i to jak starają się chronić siebie za zbudowanymi murami. Boże, mam nadzieję, że nie są one zbyt wysokie i grube.

– Chciałbym was lepiej poznać, proszę przedstawcie się i powiedzcie mi kilka zdań o sobie. Chcę, żebyście wiedziały, że te zajęcia i moja obecność tutaj mają za zadanie pomóc wam uporać się
z tym co was trapi.

Tak jak się spodziewałem odpowiada mi tylko cisza. Sześć par oczu patrzy się na mnie przekazując mi, że mi nie ufają. Zaciskam usta i opuszczam wzrok do notatek, które sporządziłem przygotowując się do praktyk, szukając namiętnie w nich jakiejś wskazówki. Nie widzę w nich nic co by się teraz przydało.

Cóż, oko za oko...

- Zanim zaczniemy chciałbym, żebyście coś o mnie wiedziały. Nie jestem tutaj, żeby was oceniać. Chciałbym jedynie wam pomóc, tak jak mnie kiedyś została udzielona pomoc.

Rozglądam się po zebranych osobach. Wciąż odpowiada mi cisza, ale to dobrze, ponieważ jeszcze nie skończyłem. Podciągam rękaw swojego longsleeve'a ukazując kolejno wytatuowane poziomo kreski. Łącznie jest ich pięć.

Zaciskam szczęki z trudem przełykając ślinę. Mam nadzieję, że to pomoże.

- Te kreski oznaczają, że od pięciu lat jestem całkowicie czysty od narkotyków. – przesuwam palcem wskazującym od nadgarstka do zgięcia przy łokciu. -Moją miłością była heroina. Tak jak wy uciekałem od problemów, tyle że ja wybierałem strzykawkę , a nie oferowaną pomoc. Dopiero przedawkowanie obudziło mnie do tego stopnia, że dałem się wpakować rodzicom
w samochód i wywieźć na odwyk. Pomogli mi, ponieważ wbrew temu co ja sobie ubzdurałem, oni wiedzieli lepiej co w tamtym momencie było dla mnie najlepsze.

Nie chciałem opowiadać wszystkiego. Tak jak one mają swoje mury, ja miałem prawo do swoich. Jednakże czułem, że wyznanie chociaż kawałka mojej historii, będzie tutaj kluczowe. Teraz wiedzą, że ja też mam demony i, że nie jestem tutaj, żeby je obrabować z ochrony, ale żeby pomóc im chronić się w zdrowy sposób. Taki, który nie będzie ich przybliżał do depresji czy innych zaburzeń psychicznych.

Po rozmowie z Laurą wiedziałem, że te zajęcia nie będą łatwe. Z resztą, wcale się nie dziwiłem. Znałem te mechanizmy, kiedy nie chcesz mówić o pewnych rzeczach bo dopóki nie wypowiesz ich na głos nie urzeczywistniasz ich.

Odwróciłem się w stronę tablicy, żeby stworzyć niezobowiązującą mapę myśli. Słowem klucz miało być słowo PROBLEM. Złapałem mazak, kiedy usłyszałem szuranie krzesła. Odwróciłem się
i zobaczyłem dziewczynę siedzącą dokładnie naprzeciwko mnie.

Nieśmiało wstaje z krzesła ale szybko daję jej znać żeby usiadła na miejsce. Nie chcę żeby czuła się niżej w hierarchii czy jako obiekt wszystkich spojrzeń , jeśli by stała, ja i pozostali również byśmy musieli. Dziewczyna odpręża się odrobine ale wciąż pozostaje zamknięta. Głowę ma nisko opuszczoną dotykając brodą klatki piersiowej, a dłonie schowane pod udami.
- Jestem Gillian. Mam piętnaście lat i... nie wiem co mam więcej o sobie powiedzieć.

Patrzy wszędzie po sali, tylko na chwilę zaszczycając mnie swoim spojrzeniem.

- Dlaczego tutaj jesteś Gillian? – pytam obracając w dłoni długopis gotowy do sporządzania notatek. Gillian mocniej wciska dłonie pod uda i cicho mamrocze pod nosem.
- Zostałam złapana z narkotykami.

Hmm, narkotyki. Może dlatego odezwała się jako pierwsza, wiedziała, że ja zrozumiem. Tyle, że... Boże, jest taka młodziutka.

-Powiedz mi proszę coś o swojej rodzinie.

Nie chcę, żeby na pierwszym spotkaniu musiała się tłumaczyć z występków. Z doświadczenia wiem, że takie rozmowy należy zaczynać powoli i stopniowo, najlepiej od czegoś niezobowiązującego. Odpręża się jeszcze trochę a na jej usta wkrada się mały uśmiech.

- Och, mam trójkę rodzeństwa i to same siostry. Dwie starsze i jedną młodszą ...- mówi o swoim rodzeństwie i o domu ani słowem nie wspominając o rodzicach. To może oznaczać, że:

a) nie żyją

b) zostawili ją i jej rodzeństwo

c) skrzywdzili ją

Notuję to wszystko i obserwuję jej mowę ciała. Kiedy zadaję jej niezobowiązujące pytania rozluźnia się i otwiera. Zauważam drobne sygnały takie jak uniesienie głowy czy gestykulacja.

Z takim ożywieniem odpowiada na pytanie dotyczące świąt Bożego Narodzenia. Są to jedne z najbardziej rodzinnych świąt, więc informacja o sposobie spędzania ich przez Gillian, może mi sporo powiedzieć na temat jej relacji z rodziną.

Opowiada o potrawach gotowanych przez babcię i o tym jak dziadek podsadzał jej młodszą siostrę, żeby ta nałożyła gwiazdę na czubek choinki. Wygląda na to, że dziadkowie zastępowali jej rodziców.

- To bardzo pocieszające, że twoje relacje z dziadkami są takie mocne i ciepłe Gillian. Wspomniałaś nam już o rodzeństwie i dziadkach. Powiedz jeszcze coś o rodzicach i damy ci już spokój. – uśmiecham się dodając jej otuchy i wtedy zauważam - drobna blondynka, Gillian- zaciska pięści i z powrotem chowa je pod udami. Opuszcza głowę i warczy krótkie:

-Nie.

- Wszystko w porządku Gillian. –w momencie kiedy jej brązowe oczy unoszą się na mnie, krótkim skinieniem głowy potwierdzam, że rozumiem. Przy kropce zatytułowanej „ Rodzice" dopisuję krótko „Temat TABU" i proszę resztę uczestniczek o uszczerbek informacji o sobie.

W ciągu półtoragodzinnych zajęć zapoznaje się z obecną młodzieżą na tyle dobrze, że śmiało można powiedzieć, że proces zaskarbiania sobie ich zaufania został pozytywnie rozpoczęty.

Zbieram swoje notatki zgromadzone dzisiaj i chowam je do swojej teczki. Wychodzę z sali kierując się do pokoju dla personelu kiedy moja uwagę przyciąga cichy śpiew. Idę za dźwiękiem 
i staję przed uchylonymi drzwiami do jednego z pokoi wychowanków. Delikatnie popycham drzwi, a one odsłaniają mi widok wewnątrz. Na łóżku pod oknem siedzi Nan, która przytula dziewczynę z moich zajęć, Gillian,  i śpiewa jej cicho głaszcząc ją po włosach.

- To Nanette Vincent i Gillian Donald. – zaskakuje mnie niski szept Laury. Odwracam się twarzą do niej i widzę jak obserwuje te dwie nastolatki z ciepłym wyrazem twarzy. Jej postawa jest całkowicie inna niż ta, którą mnie przywitała. - To dobre dziewczęta, nie sprawiają żadnych problemów i są bardzo ze sobą zżyte. Nan dobrze opiekuje się Gillian. – milczę i przyglądam się dziewczynie . A więc nie wierzy w anioły stróże ale sama pełni rolę jednego. Ciekawe...

-Dlaczego Nanette tutaj jest? Nie sprawia wrażenia agresywniej, bardziej wycofanej i zamkniętej– pytam kobiety, a ona się spina. Przygląda się jeszcze chwilę scenie w pokoju i szepcze do mnie, a ja bez problemu słyszę twarde nuty w jej głosie.

- Nie mogę opowiadać o problemach naszych wychowanków panie Woods. Jeśli będą chcieli to sami o tym opowiedzą na pańskich zajęciach. Proszę wybaczyć.

Kobieta odwraca się na pięcie i odchodzi wzdłuż korytarza. Znów zwracam swoja uwagę na dziewczyny ale nie słyszę już cichego śpiewu. Gillian usnęła wciąż pieszczona po głowie przez Nan.
Bardzo intrygujące. Wygląda na to, że sam będę musiał powęszyć bo intuicja mi mówi, że dziewczyna o kruczoczarnych włosach nie wyjawi swoich tajemnic. 



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 30, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

KonsekwencjeWhere stories live. Discover now