Rozdział 3

248 11 0
                                    

Litzy
Auradon

Brunetka siedziała spokojnie na ławce obok akademika i czekała na swoich przyjaciół, którzy na dobrą sprawę już się spóźniali. Czasem miała ona wrażenie, że ich grupka znajomych nigdy się nie zbierze na czas w komplecie. Trochę ją to denerwowało, ale starała się być wyrozumiała, przecież jej też się zdarzało spóźnić. Najczęściej z powodu blondynki, która siedziała u jej boku i aktualnie szukała w swojej białej torebce błyszczyka.

— Nie mogę go znaleźć, pewnie zostawiłam w pokoju, pójdę go wziąć — stwierdziła w końcu Nelly, będąc gotowa wstać z ławki i ruszyć z powrotem do akademika. Całe szczęście Litzy objęła prędko jej blade ramię i przytrzymała nastolatkę w miejscu.

— Nigdzie nie idziesz, niepotrzebny ci — oznajmiła pewnie ciemnooka. Kiedy zauważyła, że córka Arielki otwiera usta, szybko kontynuowała swoją wypowiedź. — Żadnych „ale", jeszcze ty mi zaginiesz po drodze i już na pewno nie zdążymy!

— Gdzie ci się niby tak śpieszy? — zapytał rozbawiony chłopak z francuskim akcentem, wpychając się między przyjaciółki. Litzy zmroziła go nieprzyjemnym wzrokiem. Tak bardzo go nie znosiła, ale jak na złość mieli wspólnych znajomych i tym samym była wiele razy skazana na jego obecność. Jednocześnie nie potrafiła sobie wyobrazić spotkania ich grupki znajomych bez irytującego syna Esmeraldy.

— Gdzie byłeś tyle czasu?! — Córka Pocahontas oczywiście zirytowała się słysząc tylko to jedno pytanie z jego ust. Potrafiła zrozumieć, że ktoś podchodzić dość lekkodusznie od życia, ponieważ sama tak robiła. Jednak między nimi była jedna dość drobna różnica. Gdy sytuacja tego wymagała, potrafiła wszystko odepchnąć na bok.

— Długa historia... — oznajmił, poprawiając czarną bluzę i patrząc w niebo. Po błękitnym nieboskłonie leniwie płynęły białe chmury. Przymknął przy tym oczy i pozwolił, aby wiatr lekko muskał jego twarz oraz czarne włosy, które jak zwykle były w ogromnym nieładzie.  Córka Pocahontas zacisnęła usta w wąską kreskę, mając ochotę go udusić za samo jego jestestwo. Blondynka po drugiej stronie Francuza błagała w myślach, aby nie doszło między tą dwójką do kłótni.

— Jesteśmy już wszyscy! — Usłyszeli krzyk od strony akademika, skąd szedł wysoki chłopak i sporo niższa od niego dziewczyna. Litzy, widząc ich od razu się poderwała z ławki, poprawiając torebkę na ramieniu.

— To super, chodźmy... — westchnęła Nelly, wstając z ławki razem z Zephyrem. Złapała za ramię córkę Pocahontas i pociągnęła do wyjścia z terenu szkoły.

Grupą wyszli przez bramę główną i spacerkiem ruszyli przez park do miasta. Przy okazji rozmawiali i się śmiali czy wzajemnie denerwowali. Kiedy w końcu weszli na brukowane uliczki pobliskiego miasteczka to od razu odszukali wzrokiem swój cel. Nim się obejrzeli to weszli do kręgielni, która się mieściła w piwnicy kamienicy. Kupili bilety, a następnie zmienili obuwie. Wszystkie zbędne rzeczy zostawili w zamykanych szafkach i skierowali się na tory do gry w kręgle. Syn Herkulesa wpisał imiona wszystkich uczestników rozgrywki, aby następnie samemu rozpocząć ich grę.

***

Francuz szedł razem z córką Pocahontas w kierunku akademika. Zephyr trzymał obie dłonie w kieszeniach spodni, pozwalając, aby lekki wiatr rozwiewał jego czarne włosy oraz bawił się aksamitnym szalem, który swobodnie zarzucił na ramiona. Litzy w tym czasie miała skrzyżowane ramiona na klatce piersiowej, gdy patrzyła uparcie wszędzie byle nie na syna Esmeraldy. To było niesamowite, jak nastolatek obok niej potrafił ją zirytować zaledwie w ciągu kilku chwil, nie robiąc przy tym nic takiego. W tym czasie córka Ariel zawzięcie stukała wiadomość do swojej rodzicielki w telefonie. Natomiast Pearl i Heron... bądźmy szczerzy, każdy w ich otoczeniu wiedział, że prędzej czy później będą razem. Jednak oni zdawali się być na to ślepi, pozostając cały czas przyjaciółmi.

Następcy. Inne historie || PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz