rozdział 6

35 5 8
                                    

Siadłem na podłodze myślałem że jestem już w beznadziejnej sytuacji i po prostu nie zostało mi nic jak po prostu walczyć do końca chociaż i tak było to bez sensu.
Moja prowizoryczna bariera z mebli znalezionych w sklepie zaczynała się rozpadać i szyba już zaczynała pękać czyli to już mój koniec...
Nagle jak poparzony wstałem chyba jednak przeżyje ponieważ przypomniałem sobie o pewnej rzeczy jestem głupi że wcześniej o tym nie pomyślałem... ( XD ciekawe czy ktoś się domyśla o co chodzi)

Pomyślałem właśnie o tylnym wyjściu przecież musiało jakieś być w końcu to był sklep.
Wszedłem szybko na zaplecze sklepu i zobaczyłem to o czym marzyłem drzwi na zewnątrz niestety nie tak łatwo przez szybę w drzwiach zobaczyłem klucz który znajdował się w drzwiach z drugiej strony musiały być zamknięte.

Pewnie właściciel sklepu w pośpiechu uciekał i zamkną pewnie coś go goniło. No właśnie jeżeli tak było to gdzie to coś jest?

Nagle usłyszałam coś za sobą jakiś pies zmutowany jadł jakieś zwłoki był przywiązany. Nagle zauważył mnie i zaczął się wyrywać że smyczy wyglądało jakby miał się zerwać.
Musiałem coś zrobić oczywiście zacząłem próbować wyważyć drzwi ale niestety się nie udało. Próbowałem nadal niestety bez skutku wkoncu stwierdziłem że to nie ma sensu ale na szczęście przypomniałem sobie o broni. Wyciągnąłem ją i strzeliłem do okienka dzięki czemu wyciągnąłem klucz ( strzał do okna zamiast do zamka do drzwi abym mógł zamknąć potem drzwi aby  to coś nie zaczęło mnie gonić lub raczej nie dało rady).
Wyszedłem za drzwi i zamknąłem je ciekawe było to że akurat w tym momencie ten pies czy co to teraz było ponieważ był czymś w rodzaju zombie ale miał rozpołowioną twarz.

Na szczęście drzwi już były zamknięte więc w pośpiechu udałem się dalej byleby tylko opuścić miasto. Nadal słyszałem odgłosy dobijania się zombie do drzwi tego sklepu ale już mnie tam nie było.
Wyszedłem do lasu i już czułem się bezpieczny lecz nagle coś usłyszałam.
Wyciągnąłem moją maczetę którą miałem pod ręką czemu jej wcześniej nie użyłem.
Zza krzaków wyłonił się pies którego pare godzin temu uratowałem. Chyba był do mnie przyjaźnie nastawiony na wypadek miałem dalej wyciągniętą maczetę rzuciłem mu kawałek mięsa który chyba przez przypadek wziąłem bo nie wiem skąd się wziął w moim plecaku.

Pies po zjedzeniu dał się pogłaskać.
Chyba zyskałem nowego przyjaciela i teraz jedynego...

****************************

Witam witam wszystkich serdecznie tu znowu ja powracam do was szczerze zdziwiło mnie coś bo poprzedni rozdział przeczytało mniej osób niż zapowiadało eh ale co tam.
W każdym razie cieszę się że wogule ktoś to czyta jak na to że to jest beznadziejna książka bo moja pierwsza. Dzięki wam za to i zachęcam do komentowania bo jest przyjemnie czytać komentarze a mi ich tu brakuje. Nie spoko o gwiazdki nawet nie mam zamiaru żebrać.
W każdym razie znalazłem takiego ciekawego ester egga:

Mianowicie w tej piosence którą pewnie większość z was kojarzy refren brzmi jakby gość śpiewał "nie jem paliwa paliwa".
W każdym razie dzięki za przeczytanie tego rozdziału.
Ja się żegnam więc narka wszystkim.

The country of zombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz