~Rozdział 4~☆

60 7 2
                                    

Académie des sorts, czyli Akademia Zaklęć - w skrócie A.D.S, była magicznym internatem dla dziewcząt, prowadzonym przez ponoć bardzo doswiadczoną czarownicę - Pannę Green. Znajdowała się na niewielkim wzgórzu otoczonym gęstym lasem.  Jakieś półtorej godziny od naszego domu.
Przynajmniej tyle dowiedziałam się z wywodu mojej matki. Byłam oszołomiona że zapisała mnie do takiej szkoły, w końcu nie chciała mieć nic wspólnego z magią.
A może to byl jej cel? Pozbyć się dziwadła z domu.
Druga sprawą, o którą byłam wściekła było to ze podjęła tę decyzję beze mnie.
Mam tak po prostu zostawić moją szkołę i przyjaciół?!
Babcia nie odzywała sie dopoki jej córka nie skończy mówić, następnie po chwili namysłu rzekła:

- Myślę że to dobry pomysł.

Co?! Teraz jeszcze stawała po stronie mojej matki??!

- Ale nie zostawię moich przyjaciół i szkoły! - zaprotestowałam - A poza tym ty też mnie dużo nauczyłaś. Możesz to robić dalej babciu - popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.
Ta jednak była nieugięta.

- Każda młoda czarownica powinna rozwijać swoje magiczne zdolności pod okiem doświadczonych magów.

Miałam już dość, tym razem zwróciłam się do mojej matki:

- Czemu nie zapytałaś mnie o zdanie?! W końcu ja mam tam chodzić a nie ty!  - krzyknęłam oburzona.

- Bo wiedziałam że byś się nie zgodziła - prychnęła - A poza tym twoje moce, jak sama babcia powiedziała, są bardzo silne a masz dopiero 16 lat. Poza tym, pod okiem bardziej doświadczonych czarownic lepiej nauczyć się ich używać, a co ważniejsze kontrolować - wskazała ręką na oszronione okna.
Nawet nie zauważyłam kiedy to się stało, znowu gniewem zrobiłam takie coś. Czasem naprawdę bałam się samej siebie.
Tyn razem jednak musiałam zachowac zimną krew. Postanowiłam dalej walczyć.

- Ale babcia też jest doświadczona - zaprotestowałam patrząc na staruszke i szukając u niej jakiegoś wsparcia.

W końcu się odezwała.

- Livy ja nie używam magii na codzień. Chodzenie do tej szkoły da ci więcej możliwości i pamiętaj o naszej wcześniejszej rozmowie - mrugnęła powozumiewawczo.
Znowu chodziło jej o moja " misje . Nastała chwila milczenia. Przerwała ją moja matka:

- Czy tego chcesz czy nie jesteś już zapisana. Idź się spakować bo juto rano wyjeżdżasz.

No nie! Ona sobie chyba żartuje.

- Nawet pożegnać z przyjaciółką mi się nie dasz?- prychnęłam oburzona.

-Zawsze możesz do niej zadzwonić - powiedziała obojętnym tonem, nigdy nie lubiła Caitlin.

-Super - warknęłam, po czym trzaskajac drzwiami wyszłam z pokoju niosąc za sobą zimny podmuch powietrza.

☆Biała Sowa☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz