~Rozdział 6~☆

28 3 0
                                    

- Proszę wejść - kobieta otworzyła szerzej drzwi.
Znalazłyśmy się w obszernym holu. Na marmurowej posadzce rozciągał się czerwony dywan. Ściany były ciemne, pokryte mnóstwem obrazów przedstawiających martwą naturę i chyba jakichś bardziej znanych czarowników. Widać, że budynek był stary, lecz nie można mu było odmówić uroku. Panowała tam tajemnicza aura, a w powietrzu czuć było magię. Gdybym nie była tak przerażona wcześniejszym odkryciem, pewnie zachwycałabym się tym pięknym wnętrzem.
Panna Green zauważyła mój  niepokój, zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się krzepiąco.

- Wszystko w porządku moja droga? - spytała z troską w głosie.

- Tak - odpowiedziałam krótko i zdobyłam się na blady uśmiech.

- W takim razie przejdźmy do mojego gabinetu. Droga jest dosyć długa, więc przy okazji opowiem paniom trochę o historii tego miejsca.

I tak przemierzając o dziwo puste i spokojne korytarze budynku dowiedziałam się o historii tego pięknego miejsca.

Dźwięczny głos Panny Green odbijał się echem od wysokich sklepień szkoły:

-  Historia Acadèmie des sorts zaczęła się już w 1865 roku, we Francji. Założyła ją Marie Lavelle, czyli najwybitniejsza czarownica tamtych czasów. Na początku szkoła cieszyła się niezwykłą popularnością i uznaniem ze strony czarownic. Jednak wszystko zmieniło się podczas I wojny wiedźm w 1872 roku. Akademia musiała zostać przeniesiona w bezpieczne miejsce, czyli tutaj. I tak już zostało. Marie zmarła tuż po zakończeniu wojny, a pieczę nad szkołą przejęła jej córka Inès. Przez te wszystkie lata Akademia miała wiele dyrektorek, każda z nich składała magiczną obietnicę, w której zobowiązywała się chronić szkołę do końca swych dni. Ja również ją złożyłam, dlatego jak możecie się domyślać Akademia jest moim oczkiem w głowie. Dokładam również wszelkich starań, by jak najlepiej przekazać wiedzę magiczną jej uczennicom.

Skończyła mówić akurat gdy zatrzymałyśmy się pod dużymi, pozłacanymi drzwiami. Kobieta tylko machnęła ręką, a one otworzyły się z cichym skrzypieniem.

- Zapraszam.

Gabinet nie był duży, ale bardzo przytulny. Na środku pomieszczenia stało biurko z ciemnego drewna.
Za nim znajdowała się niewielka biblioteczka. A koło okna stał kominek, od którego biło przyjemne ciepło.

- Wow, to wszystko jest takie piękne - moja matka odezwała się chyba po raz pierwszy od kiedy tu weszłyśmy.

Wiedziałam, że była zachwycona, bo tak jak ja, kochała piękne, stare wnętrza.

Panna Green uśmiechnęła się na te słowa.

- Bardzo miło mi to słyszeć. Proszę usiąść - wskazała na dwa fotele stojące pod jedną ze ścian.

Podczas ustalania wszystkiego związanego z moim pobytem, na ramię dyrektorki wdrapała się... fretka. Była piękna i mogłam się założyć, że zaczarowana.

- Dobrze, pobyt został opłacony, a dokumenty podpisane. Myślę, że to już wszystko.

Teraz przeniosła wzrok na mnie.

- Słyszałam, że otrzymałaś swoją magię bardzo wcześnie, pomogę ci nad nią zapanować. Myślę, że możemy się spotykać po podstawowych lekcjach u mnie w gabinecie. Wiem już, że umiesz  znacznie więcej niż dziewczęta z twojego rocznika, ale mam nadzieję, że to nie będzie dla ciebie problemem jeśli zaczniemy na lekcjach od podstaw. Niestety nie mogę cię przepisać do wyższej klasy.

- To żaden problem - zapewniłam ją.

Jednak nie bardzo podobało mi się to, że będę musiała zostawać na dodatkowych zajęciach. Nigdy nie lubiłam gdy traktowano mnie, hmm.. inaczej.

☆Biała Sowa☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz