Rozdział 10

862 72 31
                                    

Przepraszamy, wybrany numer w tej chwili nie odpowiada, prosimy-

Draco rozłączył się po raz kolejny, patrząc ze smutkiem na ekran swojego telefonu. Dzwonił już chyba z dwadzieścia razy, a Pansy cały czas go ignorowała. Nie mógł uwierzyć, że obraziła się na niego o taką głupotę. Myślał, że ich przyjaźń znaczyła dla niej coś więcej. Jednak okazało się, że myślała o nim jak o ofierze losu, która nigdy nie potrafi sobie sama poradzić.

Poczuł jak pieką go oczy, więc szybko je zamknął. Przecież tyle razy zapewniała go, że nieważne co by się stało, zawsze będzie przy nim. A tu nagle całkowicie urywa z nim kontakt, bo nie może zapomnieć o swoim głupim szkolnym zauroczeniu. Teraz stracił już oboje Parkinson i Zabiniego, który nawet nie pomyślał, żeby do niego zadzwonić i chociaż spróbować się wytłumaczyć. Wiedział, że było to samolubne z jego strony, ale naprawdę czekał na telefon od niego. Westchnął, jego oddech się trząsł. Widocznie nie był dla nich ważny na tyle, na ile się cenił. Bycie przez nich ignorowanym, bolało go niesamowicie.

Nagle usłyszał otwieranie drzwi. Natychmiast odwrócił się w ich stronę, szybko chwytając różdżkę i chowając ją za plecami. Odetchnął cichutko kiedy zobaczył w progu roztrzepaną głowę Pottera.

– Przestraszyłem cię? – zapytał, co nie brzmiało szyderczo, ale jednak w jakimś stopniu zaczepnie. Niestety Draco był zbyt przygnębiony by podjąć tę grę.

– Twoja twarz zawsze mnie straszy – odparował, siląc się na smutny uśmiech, odkładając telefon i różdżkę na biurko za sobą.

Harry przewrócił oczami, uśmiechając się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.

– Przyszedłem tylko zapytać czy, no wiesz – zaczął, opierając się o framugę. – myślałeś o moim warunku.

– Mówiłem, że to przemyśle Potter – powiedział, mając dziwne wrażenie, że brunetowi zależy na ich współpracy prawie tak samo mocno jak jemu. – Ale biorąc pod uwagę moje obecne położenie, to raczej nie będę miał wyboru.

Potter uśmiechnął się pod nosem, patrząc na swoje buty. Draco przyglądnął mu się i musiał stwierdzić, że spodobał mu się jego dzisiejszy ubiór. Potter był przystojny i kiedy chciał, potrafił dobrze wyglądać, szczególnie w garniturze.

– To jakaś specjalna okazja? – zapytał blondyn, postanawiając się jednak trochę podroczyć. – Czy od teraz codziennie będziesz mnie witał w takim stroju? Nie mam nic przeciwko, ale nie widzę nigdzie kwiatów...

Harry wygładził przód swojej marynarki i skrzyżował ramiona na piersi. Spojrzał na Malfoya z wyższością, jakby ten miał mu czegoś zazdrościć.

– Kwiaty mam, ale nie dla ciebie – oznajmił. – Dla twojej wiadomości idę na randkę do super ekskluzywnej restauracji na Baker Street.

Draco uniósł brwi w rozbawieniu.

– Jesteś pewien, że sobie poradzisz? Wiesz, na pewno mają tam sporo sztućców – zaśmiał się cicho na wyraz twarzy Pottera, a żeby jeszcze bardziej go dobić, postanowił dodać. – I mam rozumieć, że ta cała randka – Zrobił z palców cudzysłów. – to taka forma przeprosin? To może ja też powinienem iść, zważywszy na to, że to w końcu moja wina – powiedział, ze smutną minką pod koniec, na co brunet wypuścił cicho powietrze z ust, poprawiając nerwowo mankiety koszuli.

– Nieważne – prychnął, patrząc na niego ze znudzonym wyrazem twarzy. – Żeby nie był tak jak ostatnio – zagroził, przez co Draco miał ochotę się roześmiać, ale skończył tylko na pobłażliwym uśmiechu. Pokiwał głową na znak zgody, mając nadzieję, że tym razem Potter niczego nie odwali. Ostatnim razem zranił go wystarczająco mocno.

Design me [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz