-Tylko pomyśl o tym Gniezno! To nie jest takie nie moż...
-Poznań błagam, możesz już się zamknąć?!-uciszył mnie już zdenerwowany Gniezno.
Wracamy właśnie z domu Warszawy, po wykonanej robocie.Po znalezieniu "skarbu" prze ze mnie i Kraków, zaczęliśmy tworzyć teorię. Kiedy przedstawiliśmy ją innym, od razu zgasili nasz entuzjazm. Cały czas miałam w głowie słowa Warszawy: "jedyne co znaleźliście to jakiś stary zniszczony gobelin i prawdopodobnie nie udany obraz". Cóż, mógł mieć racje. Jednak miałam wrażenie, ze to nie to. Wraz z Krakowem wysnuliśmy teorię, która była dla mnie bardziej wiarygodna niż słowa naszej stolicy. Na gobelinie obok Polski i Węgier znajdował się jeszcze jedno koło, które było spalone wraz z ramką, gdzie powinno być imię. Wniosek nasunął się sam, że osoba obok Polski i Węgier do ich nieznane nam rodzeństwo. Nazwaliśmy go "X" z powodu, że miał duży X na twarzy. Według Gdańska gdyby była to prawda, to na pewno byśmy o tym wiedzieli, Warszawa zgodził się z nim. Gdyby Polska miała jeszcze inne rodzeństwo niż Węgry na pewno by mu o tym powiedziała, bo przecież jest jej stolicą i przyjacielem. Mógł mieć rację, ale może Polska wolała o tym mu nie mówić, albo sama o tym nie wiedziała. Poczułem jak wszystkie myśli przepływają przez moją głowę na raz. Jednak od razu zniknęły, kiedy przez swoją nie uwagę wszedł am w słup. Zaczęłam masować się za obolałe czoło i patrzyły łam gniewnie na słup ,w który uderzyłam. Mój brat zaczął się nie kontrolowanie śmiać.
-Właśnie to dostajesz, za bujanie w obłokach.-powiedział ciągle się śmiejąc Gniezno.
Obróciłam głowę w jego kierunku i posłałam mu mordercze spojrzenie. Wstałam z ziemi i otrzepałam się z kurzu i pyłu. Popchnęłam mojego brata i zaczęłam obrażona iść przed siebie. Byłam pewna, że Gniezno przewrócił oczami i za mną podążył. Zaczął to mówić jaka jestem dziecina i powinnam się przestać dąsać. Odwróciłam się by mu wygarnąć, kiedy znowu coś w uderzyłam. Całe szczęście udało mi się utrzymać równowagę i nie wywalić się tak jak wcześniej.
-Przepraszam.-wymamrotałam i odwróciłam się, by zarobaczyć Wrocław.
-Nic się nie stało koziołku!-powiedział jak zwykle radośnie Wrocław.
-Koziołku?
-Taka ksywka...i cześć Gniezno!.-odpowiedział mi Wrocław i pomachał do mojego Brata.-Coś się stało? Wyglądasz na przybitą.
-Nic......To konfetti na twoim ramieniu?-spytałam wskazując na kolorowe paski na ramieniu Wrocławia.
-Co? Ach tak tak! Byłem na zajefajnej imprezie!-powiedział Wrocław strzepując konfetti z swojego ramienia.-Powinniście byli przyjść, na pewno byście mieli dużo frajdy.
-Typowy Wrocław spontaniczny i imprezowy.-stwierdziłam.-Ja chyba będę musiała powoli iść. Mam jeszcze kilka spraw do roboty z których muszę się wywiązać!No wiesz obowiązki dużej metropolii.
-A ty jak zwykle jesteś pracowita i rzetelna! No to na razie Koziołku i Gniezno do zobaczenia później!-rzucił na odchodne Wrocław.
Gniezno posłał mi tylko pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. Całe szczęście udało nam się wrócić do domu za nim zaczęło padać. Weszłam do salonu i odwróciłam się do Gniezna. Jednak za nim mogłam mu coś powiedzieć, dostrzegłam jego minę terroru,którą miał wymalowaną na twarzy. Patrzył na moje ramię. Spojrzałam tym kierunku i cicho parsknęłam śmiechem.
-Cześć Pyrek, jak ci minął dzień?-spytałam skaczącego na moim ramieniu ziemniaka.
Pyrek w odpowiedzi skoczył na moją głowę. Zachichotałam i spojrzałam na schody, po których Gniezno wracał do swojego pokoju. Westchnęłam i skierowałam się do kuchni. Mimo tych wszystkich lat on nadal bał się Pyrka. Pyrek jest moim zwierzakiem? roślinką? Cóż jest ziemniakiem, lecz nie takim zwykłym. Oprócz skakania potrafi się jeszcze teleportować do tego nigdy nie gnije i potrafi rozmawiać, ale tylko ja go słyszę. Znalazłam go kiedyś na wykopkach ziemniaków jesienią i od tego czasu się nim zajmuje. Zdjęłam Pyrka z mojej głowy i położyłam go doniczce z ziemią. Dodałam tam wody i trochę nawozu. Taki sposób go karmię. Wiele osób uważa, że jest nawiedzony, albo zmutowany. Druga opcja od razu odpada z powodu, że znalazłam go na ekologicznie uprawianej ziemi i tylko on z wszystkich ziemniaków z stamtąd tak się zachowuje, a co do opętania. Pamiętam jak kiedyś Gniezno z Śremem poprosili Sandomierz, który jest księdzem w naszym parafii, by odprawił egzorcyzmy. Modlił się nad tym ziemniakiem z trzy godziny i tak nic z tego nie wyszło. Widząc ,że Pyrek siedzi w swojej donice i się pożywia wyjrzałam na dwór i obserwowałam ulewę. Przynajmniej nie będę musiała podlewać ogródka. Nadal jednak muszę posprzątać mieszkanie. Nie zwlekając więcej , wyciągnęłam środki czystości i zaczęłam pracę. Trwało do kilka godzin ale się opłacało. Dom, aż lśnił. Przygotowałam szybko obiad, czyli ukochane danie każdego Polaka, pierogi. Szybko zjadłam swój smaczny posiłek i poszłam do swojego pokoju zając się papierkową robotą. Bycie miastem ma także swoje obowiązki. Na niebie było już dawno ciemno, kiedy uwinęłam się z papierkową robotą. Spojrzałam na zegar, który wskazywał 20:16. Wyjęłam swój telefon i spojrzałam na zdjęcie gobelinu, które zrobiłam jeszcze w czasie sprzątania u Warszawy. Najbardziej tajemnice dla mnie były te wszystkie wypalone lub wydrapane osoby. Ten gobelin musiała zniszczyć więcej niż jedna osoba. Trochę szkoda takiego działa sztuki. Potem spojrzałam na zdjęcie obrazu. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że to nie udany obraz, tak jak sądzili Gdańsk i Warszawa. Zastanowiło mnie, także kto i po co namalował ten obraz. Znowu milion myśli napłynęło mi do głowy. Szybko jednak je odepchnęłam. Ta sprawa mnie wykończy, więc muszę przestać o niej myśleć. Ziewnęłam. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo jestem zmęczona. Posprzątałam i uporządkowałam biurko,a także podeszłam do otwartego okna by je zamknąć. Przed zamknięciem wyjrzałam na dwór. Wyglądało na to, że zbiera się na burzę. Czarne chmury i wichura tylko mnie w tym utwierdziły. Spojrzałam na mój ogródek, prosząc by cała moja robota nie przepadła z powodu tego huraganu. W tedy dostrzegłam ten sam cień co rano. Tym razem jednak nie znikną po mrugnięciu oczami. Powolnym krokiem sunął z lasu w kierunku mojego domu. Zamknęłam okno i potrząsnęłam głową.
-Chyba naprawę jestem wykończona.-powiedziałam na głos.
Nagle usłyszałam trzask pioruna, a w domu wysiadł prąd. Przewróciłam oczami i westchnęłam w poirytowaniu. Przynajmniej gorzej być nie może. Od razu pożałowałam tej myśli, kiedy za mną rozległ się głośny huk. Zaniepokojona odwróciłam się i stanęłam oko w oko z cieniem. Z bliska teraz widziałam, że jest zupełnie czarny. Jedyne co się wyróżniało to jego białe świecące oczy. Bił z nich ogień i tajemniczy blask. Wyciągnął swoją cienistą rękę i swoim palcem wskazał na mnie.
-P-p-poznań...-powiedział, a jego głos był niczym wiatr szumiący w starym konarze drzewa. Było jednak w nim coś znajomego.
Próbowałam do niego podejść,ale coś złapało mnie za nogi, a potem ręce. Próbowałam krzyknąć,ale coś go stłumiło. Spojrzałam co mnie złapało i były to czarne macki. Oplatały mnie całą. Zaczęłam się szarpać, bez skutecznie.
Zostałam wciągnięta w ciemność.
//////////////////////////////////////////////////////
Mam nadzieje, że się podobało.
Dziękuje za uwagę!
Za wszystkie błędy ortograficzne przepraszam!
CZYTASZ
Tajemnica Rodu Polskiego
FanfictionKiedy pięć miast polski odkrywa tajemnice polskiego drzewa genealogicznego, muszą przygotować się na pełną zdrad i tajemnic zagadkę Czy podołają zadaniu? Czy przetrwają wszelkie niebezpieczeństwa? Czy ukryta historia ujrzy światło dzienne? Okładka w...