Złodziej

200 13 14
                                    

Pochłonęła mnie ciemność





Pustka. To jedyne co widziałam i czułam,a cieniste macki nadal mnie oplatały . Powoli, coraz bardziej zaciskały się na mnie, przez co coraz trudniej oddychałam i powoli się dusiłam. Nagle uczucie pustki we mnie zanikło,a nastało potężne uczucie bólu. Na początku nie rozumiałam co się dzieje,ale potem zrozumiałam. Macki powoli wchodziły pod moją skórę, rozrywając mnie od środka. W życiu nie czułam takiego bólu. Błagałam w myślach, by przestały, by ktoś mi pomógł. Wzywałam każdego: Boga, mojego brata, kogokolwiek, ale nikt nie przyszedł. Czułam, każdy najmniejszy ruch macek, jak wiją się we mnie, oplatają wokół moich narządów,powoli niszczyły mnie od środka. Chciałam umrzeć, byle przestać czuć te torturę. Chyba, ktoś usłuchał się mojego życzenia. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam przed moją śmiercią, była macka wyrywająca moje serce.







-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!-Wrzasnęłam na cały głos.

Zaczęłam hiperwentylować  i chwyciłam się za miejsce, gdzie powinno znajdować się moje serce. Nie wyczułam żadnej dziury, czy rany. Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je wytarłam. Cały czas w głowie miałam te straszne obrazy, który wydawały się takie prawdziwe. Dopiero po dłuższej chwili udało mi się uspokoić, by zacząć myśleć logicznie. Siedziałam na podłodze. Obok mnie znajdowało się wywrócone krzesło, a kilka papierów fruwało w powietrzu. Zdałam sobie sprawę, że musiałam zasnąć w czasie pracy, a wszystko inne było jednym wielkim snem,albo raczej koszmarem. Jednak cały czas myślałam kim była ta tajemnica postać. Coś w niej wydawało się znajomego. Tylko co i z skąd go znałam? Znowu miałam same pytanie bez odpowiedzi. Złapałam wszystkie kartki, które rozrzuciłam i z powrotem ułożyłam je na biurku. Podniosłam wywrócone krzesło i ustawiłam je poprawnie. Chwyciłam mój sennik i zapisałam mój koszmar. Miałam nadzieje ,że jak go zapiszę do może coś mi przyjdzie do głowy, ale znowu nic. Moje przemyślenia znowu zostały przerwane, tym razem przez burczenie w brzuchu. Wyszłam z pokoju i szybko przeszłam do kuchni. Stwierdziłam, że nie mam ochoty gotować dlatego zrobiłam sobie prostą kanapkę z szynką i serem. Spojrzałam na kalendarz, była niedziela. Co oznaczy, że zaraz Gniezno tu zejdzie i zaciągnie mnie do kościoła na wczesną godzinę. Mimo, że jestem wierzą com wolałabym jednak chodzić na późniejszą, godzinę, a nie z samego rana. Chciałabym kiedyś pójść na wieczorną mszę. Jednak oczywiście nigdy się tak nie stanie dopóki mieszkam z takim miastem jakim jest Gniezno. Mimo, że wygląda na słabego, to jeśli chodzi o zaciągnięcie kogoś do kościoła to zmienia się w prawdziwego Goliata. Stwierdziłam, że nie miałam ochoty wysłuchiwać narzekań brata na to, że nie jestem gotowa i jak wolno się przygotowuje. Przygotowałam się do wyjścia i czekałam przy wejściu. Po chwili Gniezno szybko zszedł z schodów i szybko  i uszykował się do wyjścia. Zdawało się, że nie zauważył mnie czekającej przy drzwiach po po chwili głośnio krzykną w głąb domu.

-Poznań pośpiesz się! Wychodzimy!

-Gotowa.- Odpowiedziałam na jego wezwanie otwierając drzwi.

Wyszłam na dwór i zaczęłam kierować się w kierunku kościoła. Gniezno po chwili zwłoki dogonił mnie. Nawet powiedział kilka pochwał za to, że byłam od razu przygotowana. Dotarcie do kościoła nie było problemy, w kościele zajęliśmy tylne ławki. Msza nie wyróżniała się jakoś od innych mszy w tygodniu zwykłym. Na całe szczęście Sandomierz, który jest księdzem w naszej parafii jest prawdziwym kaznodzieją i każde jego kazanie jest poezją i rzeczywiście można się z niego czegoś nauczyć. Liturgia Mszy Świętej  minęło o dziwo bardzo szybko, kiedy wychodziłam z kościoła zaczepił mnie Kraków.

-Hej Poznań!

- O Cześć Kraków! Jak ci mija dzień? Coś się stało?-Przywitałam się z nim.

Tajemnica Rodu PolskiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz