Droga Ku Wolności

143 7 7
                                    

- Nicky...ty żyjesz ! - Alexandra jakby wyrwana ze snu zerwała się i rzuciła Mikołajowi na szyję. - Oh Nicki...- Szlochała, zostawiając mokre plamy na jego koszuli.

Trzymała go tak mocno, że ledwo mógł złapać powietrze. - Już dobrze Sunny. Już wszystko dobrze... - Równie wzruszony mężczyzna zatopił twarz w jej falowanych włosach.

Na blade policzki Alexandry zaczął wstępować czerwony rumieniec, a ona sama jakby od żyła. Ramiona ukochanego mężczyzny zwracały jej utracone życie. - Mama ?
- Odezwało się pięć zlęknionych głosów.

Chwilę później gromadka małych istot otoczyła ich ze wszystkich stron i zamknęła w pełnym miłości obwodzie. Łzy wzruszenia kapały na zakrwawioną posadzkę "obmywając" miejsce kaźni.

Zabrakło im słów by wyrazić to co czują. Stali tak w ciszy przytulajac się dobre kilkadziesiąt sekund. Gdy największe emocje opadły piekący ból prawej ręki dał o sobie przypomnieć. Mikołaj wydał z siebie cichy jęk.

Alexandra podniosła głowę i spojrzała mężowi prosto w oczy. Głeboko, pomiędzy szalejącą w nich burzą Zobaczyła ziejącego piekielnym ogniem smoka.

Mężczyzna zamrugał pod wpływem tak przenikliwego spojrzenia. Kobieta jeszcze przez ułamek sekundy czytała z jego płomiennych źrenic i nie spuszczając z nich wzroku chwyciła go za rękę.

Chociaż Mikołaj nie wydał z siebie żadnego dźwięku to jego usta wykrzywiły się w nie przyjemnym grymasie.

Alexandra podniosła na wysokość twarzy swoją dłoń. Gdy na nią spojrzała ujrzała czerwoną plamę świeżej krwi.

- Nicky... - Opuściła wzrok na carskie przedramię. - Ty krwawisz! Jesteś ranny!
- Przerażenie w jej głosie od hipnotyzowało mężczyznę.

-To tylko draśnięcie. Nie ma co się martwić, rana nie głęboka. - Mówił Mikołaj z uśmiechem niknącym w grymasie bólu. Na końcu uśmiechnął się do żony pokazując swoje białe zęby.

- Trzeba to opatrzeć ! - zaczęła chaotyczne rozglądać na boki jak by czegoś szukała. - Bandaż mam w swoim kufrze, który zabrali strażnicy... - Zaniepokojona kobieta puściła męża i dzieci. Zdjęła z siebie beżową chustę i obwiązała nią zakrwawioną rękę.
Mężczyzna syknął.

W tym samym czasie podszedł do nich dowódca. - Panie. Musimy się pośpieszyć jeśli chcecie stąd uciec. - Mikołaj spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Wskazówki pokazywały pare minut po pierwszej. Odwrócił się w stronę żołnierza i kiwnął głową.

Jakob przyłożył palce do ust i wykonał dwa krótkie gwizdy. Chwilę później w drzwiach pojawili się młodzi mężczyźni.

- Teren czysty Panie Kapitanie.
- Zameldowali zgodnym chórem.

- Jednak na zewnątrz pozostało pięciu sowieckich żołnierzy.
- Odparł sucho najstarszy z nich

- Mamy nad nimi przewagę. Nadal sądzą, że i my jesteśmy "czerwonymi ludzikami".
- Powiedział drwiąco Jakob. - Ale ostrożności nigdy za wiele...niech każdy z was weźmie broń.

- Zwrócił się do Mikołaja i wskazał reką na leżące martwe ciała. Jakob podszedł do nieboszczyków i wyrwał srebrne pistolety z zaciśnietych pośmiertnym skurczem rąk po czym podał je byłemu carowi.

Mężczyzna poczuł ciężar żelaznych narzedzi, które chwilę temu miały zakończyć jego życie. Wzbudzały w nim obrzydzenie. Mikołaj westchnął i drżącymi rękami podał broń swojej rodzinie. Dzieci z lękiem trzymały srebrne pistolety a ich matka pobladła.

- Musimy już iść. - Jakob przerwał ciszę i odsunął się na bok robiąc przejście dla rodziny.

Mikołaj delikatnie pchnął swoje córki w stronę drzwi i sam wziął Aleksieja na ręce. Dziewczynki szybko przeszły obok sterty trupów i stojąc na bezpiecznym korytarzu objęły się nawzajem.

Mężczyzna jako prawdziwy dżentelmen puścił swoją żonę pierwszą. Słyszał głęboki wdech Alexandry, która prawie nadepnęła na trupią rękę strażnika.

Szli zwartą grupą. Na ciemny korytarz piwnicy zaczynały padać jasne promienie księżyca wpadajace przez okna znajdujące się na parterze. Kilkanaście stopni schodów i znaleźli się przy drzwiach wyjściowych.

- Teraz uważnie mnie słuchajcie.
- Powiedział szeptem dowódca.
- Za tymi drzwiami nie możecie się odezwać ani jednym słówkiem.
- Jakob spojrzał czy wszyscy rozumieją. Gdy każdy pokiwał ze zrozumieniem głową począł mówić dalej.

- Na środku podwórka stoją trzy samochody. Wsiadacie do środkowego. Wasze kufry już tam na was czekają. Jednak zanim się tam dostaniecie musimy zlikwidować pozostałych strażników. Chłopaki się nimi zajmą ale gdyby coś poszło nie tak to najpierw strzelajcie a później myślcie. - powiedział z naciskiem mężczyzna.

Młodzi żołnierze wyszli na zewnątrz, trzymając za plecami połyskujące ostrza. - Za trzy minuty ruszamy. - odparł Jakob patrząc na złoty zegarek wyciągnięty z kieszeni.

Panowała niczym nie zmącona cisza. Wygladało na to, że wszystko poszło zgodnie z planem. - idziemy. - Powiedział Żołnierz gdy wskazówka po raz trzeci przekroczyła liczbę dwanaście.

Otworzył drewniane drzwi i wychylając głowę rozejrzał się na boki. - Teren czysty. Ruchy!
- Zaczął iść w stronę ciężarówek szybkim krokiem.

Księżyc mocno świecił dlatego nie mogli ukryć się w mroku. Za Jakobem szły dziewczynki potem Alexandra i na samym końcu Mikołaj z synem.

Bezpiecznie dotarli do samochodu. Jakob otworzył tylną klapę i pomógł wejść do środka cesarzównom. Podał rękę Alexandrze, która usiadła obok córek. Mikołaj podsadził syna i już miał wejść do ciężarówki gdy kątem oka dostrzegł wymierzoną w prost na niego lśniąca lufę. Szybko sięgnął za pasek spodni wyciągając pistolet. Wymierzył w cień między dwoma drzewami i w ułamku sekundy wypalił. Obłok dymu unosił się wokół mężczyzny.

Spojrzał w tamtym kierunku. Lśniąca lufa mierzyła w niego nietknięta. Zmieniło się tylko to, że zauważył jeszcze dwoje połyskująco złowrogich oczu.

- Spudłowałem! - to słowo krzyczało w jego głowie. Nie zdąży oddać kolejnego strzału. Czekał na perfekcyjny odwet, który ugodzi go prosto w serce. Wszystko działo się w dziesietnych częściach sekundy.

Wrogi żołnierz nacinąl na spust jednak zanim zdążył dokończyć swój ruch padł kolejny strzał. Złowrogo pobłyskujące oczy nagle otwarły się w wielkim zdziwieniu. Odgłos padajacego na ziemię człowieka dotarł do ich uszu.

Mikołaj spojrzał w stronę, z której rozbrzmiał huk wystrzału. Jakob stał z dymiącym pistoletem w ręku.

- Szybko! Wsiadaj! - Krzyknął
- Mogą wezwać posiłki! - Jakob pobiegł w stronę kabiny kierowcy.

Były car wskoczył do środka wojskowej ciężarówki i usiadł koło żony.

- Co to było !? - Nie zdążyła zapytać Alexandra

Silnik odpalił i samochód ruszył na pełnym gazie. Wszyscy pasażerowie znaleźli się na podłodze.

- Trzymajcie się mocno ! - Mikołaj próbował przekrzyczeć warkot maszyny. Wszyscy złapali się drewnianych ławek.

Auto wyjechało na drogę rozbijajc drewnianą bramę, której kawałki jakimś cudem wleciały do środka ciężarówki.

Koła wpadały w dziury znajdujące się w leśnej dróżce i podrzucały w górę siedzących wewnątrz samochodu ludzi. Smukłe drzewa migały przed oczami.

Po paru minutach wjechali na równą nawierzchnię. Rodzina spowrotem usiadła na ławeczkach.    Podmuch wiatru uderzył  znienacka gdy gęsty las zamienił się w pełne zbóż pole.
Dziewczynki i Aleksiej położyli się na podłodze i zasnęli kołysani przez rozpędzony wóz.

Rodzice z troską obserwowali swoje śpiące dzieci. W ich głowach kotłowało się masę myśli.
Alexandra oparła się na ramieniu Mikołaja i również zamknęła oczy. Sam mężczyzna choć zmęczony i obolały czuwał...

Ostatni Carowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz