- Wyśpicie się po śmierci! Ruszamy panowie, Bóg i całe Nantucket patrzą!
W uszach dzwonił mi głos owego pierwszego oficera, a w powietrzu zaleciało jego mocnym, amerykańskim akcentem. Był młodym mężczyzną, o którym śmiało i bez wyolbrzymiania można powiedzieć ,,kawał chłopa", choć masy dodawały mu mięśnie, a nie zalegająca tkanka tłuszczowa. Biło od niego siłą i doświadczeniem, jakie zapewne posiadał. Wskazywało na to nawet kilka kości wielorybich, zdobiących jego żakiet. Na moje oko do trzydziestki brakowało mu jeszcze około pięć wiosen, lecz praca na statku odznaczyła jego lico oznakami zmęczenia. Na lewym policzku dostrzegłam szeroką szramę. Widać było, że zamorskie wyprawy były jego życiem, niemalże słona woda płynęła mu w żyłach. A jednak. Nie był to ten taki o, pijusek ze ,,Starego Bryga". Z resztą każdy żeglarz wyższego stopnia na Essex nosił względnie elegancki, granatowy żakiet. To, że pokrywała go warstwa brudu to już inna sprawa.
Każdy o inteligencji wyższej niż kamień zauważyłby od razu napięcie panujące między sir Pollardem a Chasem. Ten drugi miał wyraźną chrapkę na kapitanowanie. Gdybym miała oceniać, pogardziłabym taką postawą. Kapitan to kapitan i trzeba na to zasłużyć. O mały włos unikając stłuczki z rosłą postacią pierwszego oficera, zmierzyłam się z jego popędzającym mnie wrzaskiem i krytykującym spojrzeniem.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Od razu zagonili nas do pracy, by ,,rozprostować kości starej łajby" jak to drugi oficer Joy, którego imię ówcześnie usłyszałam, ujął. Wezwali mnie do prac bosmańskich, które wykonałam z wielką ochotą i niemałą wprawą. Powrót do żeglugi dał mi nieopisany depozyt animuszu. Przez tą całą żałobę po braciach, zapomniałam jak bardzo uwielbiam żeglować. Grube liny zwinnie prześlizgiwały mi się między palcami a ja skupiona byłam na swoim zadaniu. Sklarowałam wyznaczone sznury i cumy, gdy podsłyszałam rozmowę kapitana z pierwszym oficerem. Póki nikt nie zbeszta mnie za obijanie się, może uda mi się wychwycić wymieniane między mężczyznami zdania.
- Chase. To nazwisko spoza wyspy? - Kędzierzawy kapitan prężył dumnie pierś, z subtelną dozą uszczypliwości.
- Tak. Ale morze też jest spoza wyspy - rzucił w Pollarda niebłahą odzywką, ukazując przy tym szereg białych zębów.
- Przyznam, że się zdziwiłem. Zazwyczaj to kapitan wybiera pierwszego oficera.
- Doświadczony kapitan - zaakcentował Chase. Z kontekstu wynika, iż był wybrany do pełnienia tej roli, co znacznie uwierało Pollarda, niemalże równie mocno jak postawa i ton głosu oficera Owena.
- Proszę zrozumieć właścicieli - ciągnął Chase - chcieli powierzyć statek mężczyznom - Potem wymienili kilka słów, lecz okrzyki innych załogantów uniemożliwiły mi ich wyłapanie.
- Proszę zatem wytykać mi błędy - odparł cynicznie kapitan.
- Inaczej nie potrafię - po tych słowach obdarzył sir Pollarda połowicznym uśmieszkiem i oddalił się. Wyczuwałam już z daleka panujące między nimi napięcie, a na dodatek niezbyt pozytywną opinię o młodym kapitanie.
- PETERSON! Jajko znosisz na tej burcie? W te pędy do pracy! - Krzyk załoganta sprawił że podskoczyłam ze strachu. Mam nadzieję że podsłuchiwanie ujdzie mi płazem.
- Panie Chase! Kotwica w górę! - wydał komendę kapitan, na co Chase zaklaskał w dłonie.
- Rozwinąć sztaksel! Panie Lawrence do steru, panie Joy żagle, Ray i Peterson do bezanu. Z ŻYCIEM!
Po krótkiej chwili konsternacji, w końcu zorientowałam się, że do bezanu wezwany był starszy Peterson. Ja tymczasem, skoro nie przydzielono mi konkretnego zadania, uważałam za akuratne, by pomóc przy stawianiu sztaksla. Rzuciłam okiem na Nickersona. Przeszło mnie dziwne uczucie. Był jedyną znaną mi twarzą na pokładzie, choć mnie samej, rzecz jasna nie rozpoznał. Wciąganie kotwicy wymaga dużej siły, dlatego zazwyczaj zajmowało się tym paru chłopa, którzy zajmowali miejsca przy ogromnym kabestanie. Nie inaczej było i tym razem, a jednym z pracujących nad kotwicą był Thomas Nickerson. Mnie natomiast, gdy kliwry już wypełniał wiatr, przydzielono kolejne zadanie.
CZYTASZ
Nie patrz w oczy wielorybom || Essex
Historical Fiction"Jeszcze trudniej niż ciągnąć za fały, jest udawać kogoś, kim się nie jest. Wbrew swojej naturze oszukuję osobę, na widok której nie umiem ukryć uczuć, a jednocześnie oboje wiemy, że... możemy już nigdy nie zobaczyć lądu..." Rok 1819, wyspa Nantucke...