— DELILAH siedziała w prawie pustym pokoju wspólnym Slytherinu. Dochodziła już godzina dwudziesta trzecia, a jej niemiłosiernie kleiły się powieki. Fotel, który zajmowała, od kilkunastu minut wydawał jej się zaskakująco miękki, a blask bijący z kominka na tyle usypiający, na ile się dało.
Raz jeszcze rzuciła okiem na dwa zwoje pergaminu, leżące na stoliku przed nią, a następnie na stos książek i zeszytów niedbale położonych pod blatem z ciemnego drewna. Chwyciła w połowie opróżniony kubek chłodnej już, czarnej kawy i upiła dużego łyka. Skrzywiła się. W smaku była zdecydowanie okropna.
Po przejrzeniu eseju z transmutacji, porównaniu go z wcześniejszymi notatkami i sprawdzeniu po raz ostatni pod względem poprawności, machnęła tylko różdżką, prostując trochę pomięty pergamin. Następnie zawinęła go i przepasała grubą wstęgą ze schludnie naszytym tematem i jej nazwiskiem (oczywiście, także za pomocą zaklęcia — jej własnego, czym chwaliła się przy każdej okazji).
Po upewnieniu się, że z esejem wszystko już jest w jak najlepszym porządku, odłożyła go do czarnej, szkolnej torby. Zwój z notatkami także wyprostowała, zgięła na pół i odłożyła do drewnianego pudełka z notatkami powtórzeniowymi z transmutacji. Machnęła raz jeszcze różdżką, a zarówno książki, do tamtej pory rozrzucone w nieładzie, jak i pudełko ułożyły się w schludny sposób.
Mimo tego, że w teorii jak najbardziej mogła już iść do dormitorium i położyć się spać, zdecydowała się jeszcze krótką chwilę posiedzieć przy kominku — przy odrobinie szczęścia mogła jeszcze spotkać rok starszą przyjaciółkę — Walburgę Black — która czasami, kierowana wrodzoną ciekawością o późnych porach wyglądała z dormitorium.
Przesiedziała jeszcze chwilę, postukała palcami w oparcie fotela i, krzywiąc się, dopiła czarną ciecz. Przeczucie jednak jej nie myliło i już po chwili z dormitorium uczennic roku szóstego wychyliła się uśmiechnięta Walburga.
— Cześć, Delka, co tu robisz o tej porze? — spytała z uśmiechem, kciukiem wskazując wiszący nad kominkiem zegar, który prawie już wskazywał północ. — Albo wiesz co, nie mów, będę zgadywać. Esej z eliksirów?
Delilah pokręciła głową.
— Esej z eliksirów napisałam już w zeszłą środę. Transmutacja.
— Ale z tego, co kojarzę, na transmutację macie jeszcze dobre półtora tygodnia — powiedziała wolno, mrużąc oczy — czy ty, dziewczyno, życia nie masz?
Lilah udała zastanowienie, także przymykając powieki.
— Tak... z połowy. No wiesz, na pewno tej miłosnej. Może ewentualnie jeszcze towarzyskiej i z pewnością emocjonalnej — dodała, nadal dosyć neutralnym tonem.
— Hej, Delka, dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło — speszyła się młoda Black — naprawdę nie uważam, że czegoś ci to ujmuje...
Jej rozmówczyni przerwała jej, kręcąc głową.
— Weź, żartuję tylko — westchnęła, chociaż w jej głosie wcale rozbawienia nie było. Z resztą, jak prawie nigdy.
— A mogę — Walburga zastanowiła się chwilę, po czym ostrożnie kontynuowała wypowiedź — no wiesz, jak ci się z tym w ogóle żyje? Znaczy, to nie jest jakie ciężkie, przytłaczające ani nic?
— Czasami — odpowiedziała szczerze Delilah — ale głównie jest zatrważająco nudnie. Przynajmniej w moim przypadku.
Walburga pokiwała nieobecnie głową. Miała, jak słusznie zauważyła Della, manierę wypytywania ludzi o tematy zwykle niekomfortowe po tysiąc razy, aż nie wpędzi ich w stan skrajnego zirytowania. Z Fawley raczej jej to nie groziło — rozzłoszczona na pewno nie była, już z przyzwyczajenia.
— A jak to jest z twoją rodziną? W sensie, naprawdę nie reagowali jakoś gwałtownie? — kontynuowała Walburga, już nie z samej ciekawości, a chęci podtrzymania rozmowy.
Delilah pokręciła głową z nikłym uśmiechem.
— Tak, naprawdę nie reagowali jakoś gwałtownie. Błagam cię, Walburgo, moi rodzice to puchoni z krwi i kości. Dodatkowo, ojciec ma od dwóch lat ważniejszą sprawę na głowie. Ciągle nie jest do końca pogodzony z tym, że od trzydziestego dziewiątego już nie jest ministrem magii — wyjaśniła. — Swoją drogą, nie sądzę, żeby odzyskał stanowisko, bo zignorował zupełnie Grindelwalda. Już druga kadencja w jego przypadku była dość niespodziewana...
— Zmieniasz temat — przerwała przyjaciółce Black — wałkujesz temat od dwóch lat, jakbyś to ty straciła stołek, a nie twój ojciec.
— Wciąż dwa razy krócej niż ty „nieszczęsne skutki wszystkiego" — stwierdziła Fawley, dźgając palcem kubek po kawie — rozumiem, że Blackowie traktują to wszystko raczej z rezerwą, ale nawet u was chodzi głównie o reputację. Piętnastolatka nie do końca rozumiejąca części emocji nie zalicza się do rujnowania reputacji — oznajmiła, przerywając na chwilę — dużo gorzej wyglądałoby to wszystko, gdybym była schizofreniczką.
— Schizo-czym? — spytała wyraźnie zaciekawiona nowym pojęciem Walburga.
— Mugolska nazwa, mugolska choroba. Nie do końca chce mi się to tłumaczyć. Możemy zmienić temat? — spytała Della, strzykając palcami.
— Nie — powiedziała automatycznie jej towarzyszka — znaczy, czemu nie. Podoba mi się — wtrąciła ostatecznie.
— Cudownie — odetchnęła z teatralną ulgą Fawley — to jak płynie ci no... wszystko? — zamachała w powietrzu rękami, dość nieudolnie próbując zobrazować wypowiedź. — Jest już prawie połowa października, a od początku roku jakoś mniej rozmawiamy.
— Och, nie mówiłam o zmianie tematu — Walburga zmierzyła młodszą przyjaciółkę dezaprobującym spojrzeniem — chodzi mi o niego.
Rzeczywiście, podążając za wcześniejszym, trochę rozmarzonym wzrokiem Blackówny, Della mogła dostrzec Toma Marvolo Riddle'a nonszalancko opierającego się o ścianę i mierzącego je chłodnym spojrzeniem.
— Walburgo, naprawdę? — westchnęła. — Ile czasu będziesz jeszcze wzdychała za och—nieziemskim, cholernym Riddlem? I tak ma gdzieś większość szkoły. Mniejszość to najpewniej tylko nauczyciele.
— Wcale nie jest cholerny — obruszyła się Black — i przyjaźni się z Orionem. Powinien się za mną oglądać, choćby dlatego, że jestem starsza. I mam na nazwisko Black.
— Okej, okej, załóżmy — powiedziała niechętnie Delilah — ale co on robi w pokoju wspólnym — zerknęła przelotnie na zegar — siedem minut po północy?
Walburga zmierzyła ją pół-obrażonym spojrzeniem, po czym odrzuciła do tyłu hebanowe loki i cmoknęła z niezadowoleniem.
— A my co niby robimy w pokoju wspólnym siedem minut po północy? — spytała oskarżycielskim tonem.
Della westchnęła, po czym przesunęła otwartą dłonią po twarzy. Raz jeszcze zmierzyła wspomnianego w rozmowie Riddle'a, z którym, w gruncie rzeczy, zostały sam na sam.
— Nie wiem, Walburgo, rozmawiamy? — wytknęła. — Naprawdę, ja dopiero co skończyłam pisać esej, a ty rutynowo wychyliłaś się z dormitorium. Za to on tu stoi, patrzy na nas i podpiera ścianę.
— No... dobrze, faktycznie — fuknęła Black, pstrykając palcami — ale przynajmniej jest nami jakkolwiek zainteresowany, prawda?
Fawley w odpowiedzi jedynie pokręciła głową ze zrezygnowaniem, po czym, skinieniem różdżki zgarniając ułożone w schludne stosy materiały, udała się w stronę dormitorium uczennic roku piątego. Delikatnie uchyliła drzwi, upewniając się, że nie obudzi swoich współlokatorek i weszła do środka.
Riddle do tamtego momentu mierzył ją chłodnym spojrzeniem, nieznacznie przechylając głowę — i rzeczywiście, był jak najbardziej zainteresowany Delilah Fawley i jej umysłem, który jakimś cudem pozostał na niego zamknięty.
CZYTASZ
𝐀𝐍𝐇𝐄𝐃𝐎𝐍𝐈𝐀 ─ tom marvolo riddle.
FanfictionTom Marvolo Riddle był dla wszystkich wielką układanką zagadek, znaków zapytania i wybrakowania. Okazało się jednak, że niektóre zagadki najtrudniejsze do rozwiązania są z perspektywy najbardziej wyidealizowanej i do bólu subiektywnej ─ samego ślizg...