Catriona
Dzwonek mojego telefonu brzmi w tej chwili jak alarm bombowy. Po omacku próbuję znaleźć urządzenie na szafce nocnej, ale zamiast tego słyszę tylko huk, z jakim komórka upada na podłogę.
– Cholera... – szepczę zirytowana.
Z wielką niechęcią otwieram oczy, a po kilku sekundach siadam mozolnie na łóżku. Jestem tak zmęczona, że mogłabym zasnąć na stojąco. Walcząc z zamykającymi się powiekami, zerkam przez okno, dostrzegając, że Warszawa nadal jest pogrążona we śnie. Miasto, w którym rządzą pieniądze, również musi odpocząć.
Kiedy podnoszę telefon z podłogi, natychmiast zauważam na ekranie imię Niny.
– Czego chcesz? – pytam rozdrażniona. Zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi po drugiej stronie słuchawki rozlega się głucha cisza. Zaniepokojona rozglądam się pospiesznie wokół, po czym dostrzegam zegar na ścianie, którego wskazówki pokazują trzecią rano. – Jeśli znowu jesteś pijana i masz zamiar śpiewać hity Lady Pank, to od razu informuję, jesteś już trupem – tłumaczę przez zaciśnięte zęby.
– Kat... – zaczyna moja przyjaciółka drżącym głosem, powstrzymując płacz. – Potrzebuję cię.
– Co się stało? – W moim tonie pojawia się obawa.
Znam Ninę dłużej niż dziesięć lat: jest silną kobietą, która nie wie, co to płacz czy słabości. Jeszcze nigdy nie słyszałam jej w tak żałosnym stanie. Jeśli coś nie szło po jej myśli, to zawsze znajdowała wyjście z sytuacji, podnosząc dumnie głowę.
– Proszę cię, przyjedź tutaj – instruuje mnie. W tym samym czasie słyszę kobiece głosy w tle, po czym Nina ot tak się rozłącza.
Wpatruję się w ścianę przez parę sekund, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Od kiedy zostałam psem, który zawołany w środku nocy, przyjdzie grzecznie, machając ze szczęścia ogonem? To nie jest odpowiedni czas na takie refleksje, więc po prostu biorę kilka głębokich oddechów. Nie pomaga to ani trochę w opanowaniu rosnącej we mnie irytacji, więc zaczynam liczyć do dziesięciu. To również nie skutkuje, ale Ninie przecież mogło się stać coś poważnego, a ja tracę czas, rozmyślając o głupotach. Zdążę jej to potem wygarnąć, chociaż pewnie znowu zapomnę.
Nie zapalając światła, łapię pierwszy lepszy kardigan z krzesła oraz kluczyki do samochodu, a następnie wychodzę w pośpiechu na klatkę schodową. Wszyscy sąsiedzi smacznie śpią w wygodnych łóżkach, natomiast ja biegam jak szalona po korytarzu. Wokół mnie panuje przerażająca cisza, przerywana co jakiś czas przez dźwięk kropelek wody, spadających na kafelki z rur podwieszonych pod sufitem. Staram się zachować spokój, ale w tej chwili do mnie dociera, że naoglądałam się za dużo horrorów. Wiem, że przecież nie czyha na mnie tutaj żaden zabójca z dziwnymi perwersjami, mimo to i tak zerkam za siebie, by sprawdzić, czy nikt za mną nie idzie. Lepiej być uważnym, niż wykrwawić się na podłodze, bo ktoś uderzył cię siekierą w plecy.
Wyrywam się z nocnych rozmyślań o potworach czających się w mroku i schodzę na dół, próbując skupić się na czymś o wiele ważniejszym. W co znowu mogła wpakować się Nina? Wiele razy musiałam ratować ją z problemów, jednak dzisiaj jej głos brzmiał niesłychanie poważnie i tajemniczo. A co, jeśli spadając ze sceny, zrobiła sobie krzywdę? Albo ktoś ją pobił? Może ktoś dosypał jej narkotyków do drinka? Albo ktoś ją porwał? Z każdą minutą zaczynam się coraz bardziej martwić. Próbuję zapanować nad okropnymi scenariuszami kreowanymi z prędkością światła przez mój mózg, lecz nie idzie mi to za dobrze. Przecież zadzwoniła do mnie, więc nie może być aż tak źle.
Trudno byłoby nie zauważyć klubu, w którym pracuje Nina. Nawet najbardziej nieuważny człowiek dostrzegłby wielki różowy napis Gniazdo Rozpusty wraz z podobizną pani wymachującej nogą. Zostawiam starego mercedesa na opustoszałym w tej chwili parkingu. Czyżby w poniedziałek o trzeciej nad ranem nie przychodził tutaj nikt poza takimi szaleńcami jak ja?
CZYTASZ
Dziedzic podziemia. Szept diabła (ZOSTANIE WYDANY)
RomancePierwszy tom serii mafijnej, której akcja rozgrywa się w Warszawie! Mafia, krew i pieniądze. Tylko to się dla niego liczy. Ludzie bali się wypowiadać jego imię. Ten rosyjski diabeł był ucieleśnieniem wszystkiego, co najgorsze. Jego ciało pokrywały t...