Śniła koszmary. Ciężkie i mroczne wizje, jakich nie chciałaby przepowiadać nikomu, kto odwiedzał boginię losu z prośbą o wróżbę. Lecz jak nie wierzyć snom, kiedy sam Giedymin traktował je jak wskazówki: wyciągnięte dłonie bogów, które przyzywały lub karciły. Gdy podczas łowów w trockiej puszczy, strudzony pogonią za turem, zasnął na wzgórzu, przyśnił mu się żelazny wilk, wyjący tak przenikliwym głosem, jakby sto ich było, a nie jeden. Ledwo otworzył oczy, wezwał kapłana, by objawił mu wolę Niebios, a krive prędko pojął, co bogowie zapragnęli przekazać kniaziowi. Wilk żelazny symbolizował miasto: mury wysokie jak stuletnie drzewa, które dadzą opór krzyżackim najeźdźcom, wieże do samego nieba i bogate wnętrza świątyń, gdzie wyznawcy różnych religii chwalić będą swoich bogów. Zamożne nie mniej niż Ryga, urokliwsze nad grody ruskich kniaziów. Piękne, dostatnie, bogate. A głos wilka jakby ze stu gardzieli to głos tych, którzy rozsławią je na cztery strony świata. Giedymin wysłuchał kapłana do końca, a jeszcze tego roku na wzgórzu, gdzie miał sen, stanęły pierwsze sosnowe zręby nowych domostw. Rodziło się Wilno.
Wielki Książę śnił triumf, a wajdelotka ciemność. Ucieczkę w głąb puszczy, w dzikie i nieprzebyte serce lasu, choć nie wiedziała przed kim. Strach paraliżował ją jak trucizna, kiedy biegła na oślep, tratując paprocie i łamiąc leśne kwiaty, strącając z drzew cierpkie, dzikie owoce. Serce biło jak oszalałe, lecz nie zagłuszyło tętentu kopyt. Blisko, coraz bliżej, na wyciągnięcie dłoni. Tak blisko, że bała się odwrócić, by nie spojrzeć w twarz temu, kto gnał za nią jak wicher, a kiedy znalazła odwagę, uderzył piorun i dębowe ściany zadrżały. I choć tej nocy nie jej zadaniem było strzec ognia, zerwała się z posłania, odziała w ciemności i okrywszy ramiona płaszczem, pobiegła do świątyni.
Bogini przeznaczenia patrzyła jej w oczy nie mniej surowo niż Milda. W chramie było duszniej niż zwykle, bo wrota zabezpieczono wełnianą derką. Posąg obwieszony bursztynem znikał, to znów wyłaniał się z kłębów dymu jak statek, co wpływa do portu w mglisty dzień. Biruta przysiadła u stóp rzeźby. Usta drgnęły, gdy mówiła tak cicho, by nie słyszały jej inne kapłanki.
— Czego chcecie, bogowie? Jaki los mi gotujesz, Praurimo, pani przeznaczenia? Ty, co zaplatasz ludzkie losy jak warkocze, a przyszłość zapisujesz na Niebiosach? Dlaczego przecięłaś moją drogę z drogą księcia Kiejstuta?
Praurima milczała. Ta, która setki wróżb miała dla książąt i zwykłego ludu, nie znalazła ani jednej dla swej kapłanki. Nie dała znaku, zakurzonych ust nie poruszył szept. Perkun ryczał za to wespół z morzem, gdzie mogli być teraz bracia Biruty, Domantas i Wigunt. Oby ich nie pokarano za jej grzech, zatroskała się; oby mściwy Andaj nie porwał ich w głębiny. Bogowie są zazdrośni i gniewni, powtarzała zawsze Milda. Stokroć bardziej niż śmiertelnicy. A może jej obecność nie podobała się bogini? Może usta, które całowały trockiego księcia, nie miały już prawa szeptać zaklęć i modlitw?
YOU ARE READING
HIGH PRIESTESS
Historical FictionNIE ŁAMIE SIĘ PRZYSIĄG DANYCH STARYM, LITEWSKIM BOGOM Kapłanka bogini losu i syn Giedymina. Zakazana miłość, złożone obietnice i okrutna wojna. I ostatni wiek chwały wielkiej, pogańskiej Litwy. [Opowiadanie autorskie. NIE MA żadnego związku z serial...