11. GIEDYMIN

94 13 21
                                    


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


— Chwała Perkunowi!

     Czas był, by sławić pana gromów. Między szóstym a siódmym miesiącem, gdy błyskawice co noc cięły nieboskłon jak złote, zakrzywione ostrza, przypadał jego dzień. A gdzie świętować jeśli nie w Wilnie, w grodzie wolą bogów i wyciem Żelaznego Wilka powołanym do życia?

    Wydrążony róg bawoli krążył z rąk do rąk, by synowie Giedymina kolejno maczali w nim usta. Ci, którzy żegnali się już po trzykroć w cerkwiach, pod surowym spojrzeniem Pantokratora, z obrzydzeniem patrzyli na zwyczaje pogańskie. Przyodziani w kolczugi, podzwaniający złotymi krzyżami na szyjach, tak różni byli od wyznawców Perkuna, okrytych wilczą skórą, z bursztynowymi amuletami bogini losu. Siedmiu synów Wielkiego Kniazia, bo jeden odszedł już do Przodków, jak siedem dni tygodnia. Splamieni krwią, splątani śmiercią, związani wspólnym losem.

— Chwała Perkunowi!

      Sam Giedymin, siedzący pośrodku uczty, nadlał wina z rogu wprost w płomień, którego zarzewie przyniesiono z wileńskiego chramu. Sześćdziesiąty rok dźwigał na barkach, ale upływający czas nie był tym, co złamałoby Wielkiego Księcia. Tęczówki, nie to szare i nie niebieskie, bystre jak u sokoła, patrzyły czujnie spod wąskich brwi, a palce plątały się w kędzierzawą, krótką brodę. Usta miał szkarłatne od wina jakby skosztował właśnie krwi wroga, jak głosili co bezczelniejsi kronikarze krzyżaccy. Za nim, na równie krwistej tarczy, bieliły się trzy kolumny, pnące się ku niebu. Herb, zwany słupami Giedymina.

     Początkowo Wielki Kniaź współrządził Litwą z bratem, Witenesem, lecz bogowie powołali go do siebie. Rażony piorunem podczas łowów, padł na ziemię martwy w tej samej chwili, gdy cały orszak osunął się na kolana, chwaląc pana burzy[1]. Nie było większej łaski, nie było bardziej błogosławionej śmierci niż ta, którą zadał Perkun, jakby dotknął Witenesa ognistą dłonią na znak wielkiej łaski. Giedymin pożegnał brata, kładąc ogień pod stos, na szczycie którego posadzono martwego kniazia, a słońce odbite w jego zbroi sprawiało, że wyglądała ona na odlaną ze złota. Odtąd rządził samodzielnie — i odtąd częściej modlił się do Perkuna, a żadnego święta nie obchodził tak hucznie jak tego, z pogranicza szóstego i siódmego miesiąca.

     Kiejstut znał historię o śmierci Witenesa i objęciu władzy przez Giedymina, dziś jednak inna opowieść zajmowała jego myśli. Wziął łyk poświęconego napoju i oddając naczynie Montwidowi, pochylił się do Olgierda.

— To prawda, co w Połądze opowiadają? Ojciec zapragnął wajdelotki?

      Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli, mawiał Bóg teutońskich rycerzy. Raz jeden pogański kniaź przyznawał mu rację.

— No mówże! Nie jestem już dzieckiem, żebyś to przede mną krył!

— A owszem —nachmurzył się Olgierd, świadom, że dłużej milczeć, kluczyć i zatajać prawdy nie zdoła. Choć może czynił to nazbyt długo? — Ostatnia z pruskiego rodu, który Zakon wyrżnął, od starców do niemowląt. Upadły święte lasy, więc uciekła między nasze wajdelotki. Bracie, nigdym nie widział, by ojciec patrzył na matkę jak na tamtą młódkę. A i śliczna była, włosy jak pszenica, oczy jak niezapominajki. Ojciec wzywał ją dwa wieczory z rzędu, lecz nie przychodziła, a trzeciego sam pojechał do chramu. Kniaź brał, co chciał, a to, czego pragnął, musiało trafić do niego — Olgierd przetarł powieki, obrazy minionych lat stały się wyraziste, jakby oglądał je ledwie wczoraj. — Znalazł ją w chramie, z przebitym sercem. Krzyku, który wydarł mu się z gardła, nie można z niczym porównać. Jakby w duszy jego zawodził wilk żelazny, o jakim nam mówił. Żałował później...

HIGH PRIESTESSWhere stories live. Discover now