16. WOJNA BOGÓW. EPILOG

152 14 28
                                    


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


— Chwała Najwyższej Kapłance!

    Pochylili głowy tak nisko, że rozpuszczone włosy dziewcząt muskały ziemię. Przypominali drzewa zgięte pod naporem wiatru, dojrzałe kłosy, które chylą się w pokłonie Matce Ziemi. Pochodnie żarzyły się w ich dłoniach jak wilcze ślepia. Biruta szła między dwoma rzędami jak przez żywą kolumnadę w absolutnej ciszy, bo przy pośredniczce bogów nikt nie śmiał nawet głośniej odetchnąć. Żmudź była krainą prastarych bóstw. Kto przemawiał w ich imieniu, ten rządził tą ziemią.

     Jednakże Biruta nie myślała o władzy, a o ostrzeżeniu młodego Krzyżaka. Przypisałaby mu kłamstwo, lecz coś w jego spojrzeniu kazało jej sądzić, że brzydzi się fałszem nie mniej niż okrucieństwem Zakonu. Może nienawiść nie przeniknęła do jego serca jak trucizna, która zatruła myśli pozostałych? Może był inny jak samotny łowca, który odłącza się od wilczego stada? Dziś przekona się, czy mówił prawdę. Jeśli tak, to uderzą lada moment. Nadejdą, zbliżą się, przyjdą tu.

— Co z nami będzie? Nie mamy nikogo.

     Właśnie taka byłaby Miglė, gdyby nie przeszyli jej drobnego ciałka krzyżacką strzałą: ciekawska i niecierpliwa, nieświadoma, że istnieją pytania, których nie należy zadawać. Jako jedyna miała odwagę odezwać się przy Najwyższej Kapłance. Biruta zajrzała w jej oczy, złociste jak dwa cenne bursztyny.

— Mamy siebie, a nasze serca wykuto w tym samym ogniu co błyskawice Perkuna. Nie bój się — przygarnęła dziecko ku sobie. Ile łagodności było w jej geście, tyle gniewu w oczach. Ci, co stali najbliżej, szeptali później, że żarzyły się jak węgle na tle atramentowej nocy. — Bogowie rozniecili ogień w świątyni, lecz największy rozpalili w naszych sercach. Zwyciężymy. Zobaczysz, że na wyschniętej ziemi zakwitną jeszcze kwiaty. Na zapłakane twarze wróci uśmiech. Skrwawiona Żmudź odrodzi się i zaowocuje, tylko musimy ją obronić. Tej jednej, jedynej nocy.

      Gdyby kazała im rzucić się w morze, poszliby za jej głosem jak za wołaniem topielicy. Słuchali jej urzeczeni, jakby sama Praurima zstąpiła do nich na krawędzi dnia i nocy i zagrzewała do walki, gdy Dievas zapalał pierwsze gwiazdy. Jeśli bogowie schodzą na ziemię — to w noce jak ta, jeśli mówią ustami ludzi — to dziś przemówili przez nią.

      Równocześnie Bóg chrześcijan dał o sobie znać. Teutońska pieśń znów poniosła się z setek gardzieli jak wycie żelaznego wilka ze snu Giedymina, strzeliła w niebo jak iskry z czterech ognisk w czterech zakątkach świętego wzgórza. Obiła się o zabarykadowane wrota, o ostrokół, na którym przycupnęli łucznicy i o dębową tarczę Wigunta. Biruta zatrzymała się tak blisko brata, że ich ramiona się zetknęły.

— Nadchodzą — odsłonił w uśmiechu zęby ostre jak wilcze kły. Spragniony krzyżackiej krwi, gotów był ją chłeptać wprost z rozciętej gardzieli, a w jego spojrzeniu było coś demonicznego. Nieludzki ból uśpił w nim człowieka, a obudził bestię. Litewskie diabły wypełzły z czeluści i zadomowiły się w sercach, w których nie zostało nic, prócz bólu. Mistrz nie miał pojęcia, do czego zdolni są Żmudzini. Obudził w nich demony, wobec których moc traciły nawet pobożne pieśni i najświętsze relikwie. Wojna ludzi stała się wojną bogów. Już nie tylko ziemia, ale i Niebiosa zostaną wstrząśnięte. I nie będzie pokoju na Żmudzi. Ani na Niebie, ani na ziemi.

— Dievasie, panie sprawiedliwości — zaklinała Biruta, mówiła jak w transie i nie mogła przestać, choćby próbowała i chciała. — Praurimo, bogini losu. Andaju, królu morza. Valinasie, panie piekieł. Saule, bogini słońca. Giraitisie, panie łowów, niech nasze strzały nie chybią. Perkunie, królu burzy, niech rażą jak twoje gromy. Dievasie, najwyższy z bogów, użycz nam swej potęgi!

— Tej nocy przejdę przez ziemię i odbędę sąd nad bogami pogan, ja Pan wasz![1] — krzyczał Altenburg, a odpowiadali mu komturowie i knechci, którym dawał ostatnie błogosławieństwo przed walką. — Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz![2]

— Bogowie nieba i ziemi, wzywamy was!

— Jest tylko jeden Bóg!

— Perkunowi Gromowładnemu chwała!

— W imię Jezusa Chrystusa, bracia!

— Dievasie, panie niebios, w twoje ręce składamy losy bitwy! Sławimy imię twoje!

— Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje!

— Wzywam leśne duchy i bestie z dna morza, zjawy widzialne i niewidzialne!

— Wszyscy święci, których relikwie nosimy, módlcie się za nami!

     Nadchodzą. Zbliżają się. Już tu są.

     Winrych mówił prawdę, przemknęło przez myśl Najwyższej Kapłance. Nie skalał ust kłamstwem nawet wobec wroga. Jego Bóg mógł być z niego dumny.

    Tymczasem serce młodego Krzyżaka zdawało się krwawić, rozdarte wpół między litością a palącym poczuciem obowiązku. Między posłuszeństwem Mistrzowi a myślą, że niedobrze czynią jego bracia, źle i zupełnie grzesznie. Między przysięgą wierności, jaką składał w Marienburgu na święte relikwie, że każdy rozkaz starszyzny zakonnej potraktuje jako rozkaz samego Boga a myślą o zdradzie, jakiej się dopuścił, przestrzegając wiedźmę z chramu. Z jego winy wyrósł ostrokół wysoki jak Wieża Babel, przez jego ostrzeżenie poganie zdołali uzbroić się i powitać Zakon deszczem strzał, co spadał z atramentowego nieba jak biblijny deszcz ognia i siarki. Czyż jednak mógł zezwolić na ponowną rzeź? 

— Błogosławieni miłosierni, albo oni miłosierdzia dostąpią — powtarzał sobie, zaciskając palce na rękojeści miecza, na relikwiach, których jako kłamliwy zdrajca nie powinien nawet musnąć dłonią. — Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem...

— Wiedźma im przewodzi — syknął Mistrzowi komtur Elbing, który dostrzegł w Najwyższej Kapłankę tę, co podczas oblężenia groziła im ogniem. — Wszędzie rozpoznam ten głos!

     Altenburg skarcił go wpierw spojrzeniem, a później słowem ostrym jak obosieczny miecz.

— Więc ucisz ją raz na zawsze! Wiesz, co masz robić!

— Przybyli — Biruta napięła cięciwę jak uczyli ją bracia. Teutońska pieśń nie milkła i nie gasła, i nie gasł też ogień w jej oczach. Spojrzała na południe, ku murom Wilna i Trok. Jej wzrok tam umykał, jej myśli uciekały w stronę, gdzie nie powinny podążyć. Może Saule miała rację? Może serca nie da się uciszyć? Może jest jak zwierzę, schwytane w klatkę piersiową jak we wnyka? Może krzyczy, szamocze się i wyrywa ku temu, co zakazane?

— Zapalcie strzały! Niech Zakon pozna siłę naszych bogów!

    A starzy bogowie zdawali się tylko na to czekać.




[1] — parafraza cytatu z Księgi Wyjścia (Wj, 12, 12)

[2] — cytat z Ewangelii św. Mateusza (Mt, 4, 10)



koniec części pierwszej

HIGH PRIESTESSWhere stories live. Discover now