Połąga nad Morzem Bałtyckim, 1340
— Musisz już wracać? Nie zostaniesz na wieczerzę?
— Droga do chramu długa, a wieczór bliski. Nikt nie wie, jakie licho kryje się w lesie.
— Tobie żadne licho nie straszne. Bogom jesteś obiecana, a oni zadbają, by żaden włos ci z głowy nie spadł.
Biruta przemilczała to, czego lękała się najmocniej. Nie leśnego licha, lecz ludzi. Nocna wędrówka skrajem puszczy, gdzie każdy gad mógł być wysłannikiem bóstw, a każdy niemal dąb poświęcono Perkunowi, niczym była przy gniewie najwyższych kapłanek, gdyby dostrzegły jej późny powrót. Dziewczyna patrzyła na ich srogie oblicza i zaciśnięte w grymasie usta i zastanawiała się, czy każda wajdelotka z czasem staje się taka? Czy lata odosobnienia i samotności, gdy zamiast głosu męża i śmiechu dzieci słucha się jedynie bogów czynią serce kamiennym, a spojrzenie surowym? Czy i ona stanie się taka?
Żegnając bratanków i zaganiając dzieci do chatki, w której zamieszkiwał najstarszy z jej braci, Wigunt, dziewczyna wspomniała, że jeszcze nie dawno tak widziała własną przyszłość. Dom z dębowych bali, pachnący chlebem, pokrzykiwanie dzieci i zmęczony wzrok męża, wracającego z połowu albo z polowania. Ojciec i bracia widzieli ją jako żonę rybaka czy myśliwego, a i ona sama, patrząc na swe odbicie w studni, wyobrażała sobie dzień wesela i ciężki wianek na włosach. Miała być jak matka, i matka jej matki, i każda z kobiet, którym czas pokoju upływał na szyciu i pielęgnowaniu roślin, a czas wojny na modłach o rychły powrót mężczyzn. Bogowie mieli jednak własne plany, kiedy wtargnęli w jej życie jak oddział krzyżacki, który siał spustoszenie w nadmorskich wsiach.
Uciekli do Klaipėdy, zabierając tylko to, co zdołali unieść. Sześć razy słońce wzeszło i sześć razy ukazał się księżyc, a Litwini bronili się mimo lichych sił i szaleńczego natarcia. Mówiono, że sam komtur z Marienburga wyprawił się na miasto, słysząc o skrzyniach bursztynu, zbieranych tu po każdym sztormie. Biruta gotowała strawę, opatrywała rannych i pomagała na tyle, na ile jej dziewczęce ręce pomóc zdołały, ale siódmego dnia pojęła to, o czym bracia i ojciec woleli milczeć. Posiłki nie nadchodziły, coraz więcej obrońców leżało bez ruchu i życia, a mury miejskie zaczynały się kruszyć. W ostatnim ataku, jaki przypuścił komtur, Klaipėda musiała paść, i kiedy losy Litwinów zdawały się przesądzone, a triumf Zakonu pewny, spojrzała w niebo, tam tylko szukając ratunku. Nie widziała siebie w teutońskiej niewoli, pohańbionej i skutej łańcuchem. Wolała oddać się bogom: przeszyć serce nożem, który już ściskała w dłoniach, albo zostać kapłanką, jeśli raczyliby ocalić miasto.
Nie wiedziała, czy ją usłyszą. Czy zdoła przekrzyczeć bitewny zgiełk i podnieść głos aż do tronu Dievasa w niebie, czy wszechmocni, którym podlegał wszak cały świat i cztery jego strony, zechcą zwrócić wzrok właśnie na nią.
— Życie za życie! — krzyknęła, bo też nie miała nic, co mogłaby im obiecać. Poza życiem.
Widać Najwyższym to wystarczyło. Burza, co nadciągnęła nagle od strony morza, musiała być ich dziełem. W oślepiającym świetle błyskawic konie stawały dęba, wdeptując w błoto jeźdźców w białych płaszczach. Zdziesiątkowany oddział rozproszył się w puszczy, pozostawiając bezgłowe ciało komtura na żer kruków i lisów. Biruta patrzyła na nie o świcie, w sukience nasiąkłej krwią, świadoma, że nie wróci już do rodzinnej chaty. Odtąd jej domem będzie chram na świętej górze nad Bałtykiem.
Wracała znaną sobie ścieżką. Czarne włosy, długie niemal do pasa, tańczyły na wietrze, a sosnowe igły i liście paproci plątały się w fałdy jej sukni. Jasna skóra, której nie imało się słońce, czyniła ją podobną bardziej do leśnego ducha niż dziewczęcia z krwi i kości. Nigdy nie uważała siebie za nazbyt urodziwą. Daleko jej było do tych bojarskich cór, które uważano za najpiękniejsze: do Eglė o szkarłatnych ustach czy do Laimė o włosach jak płomień, lecz kto spojrzał w oczy Biruty, nie przestawał o niej myśleć. Jej hipnotyczne spojrzenie miało w sobie coś magnetycznego, co przyciągało ku niej, lecz świadomość, że należy do bogów, ostatecznie zabraniała się zbliżać.
Zbiegała na leśny trakt w chwili, gdy zza zakrętu wyłoniły się trzy sylwetki rycerzy. Kopyta ich koni wryły się w piasek, wznosząc chmurę żółtego pyłu, kiedy zatrzymali się przed dziewczyną. Po amuletach na szyi poznała, że to wyznawcy jej bogów, a po szatach, jakie nosili, że muszą to być możni, kto wie, może nawet bojarzy ruscy? Mało to bywało kupców i szlachty, nawet z Korony i Rusi, co wiarę w Chrystusa przyjęli, a po kryjomu stare bóstwa pytali o radę?
— Daleko do chramu? — zapytał jeden z nich. Przez wzgląd na skromniejszy ubiór mógł być sługą pozostałych dwóch.
— Przed siebie i aż do rozwidlenia dróg, a tam w lewo. Po figurach ofiarnych rozpoznacie, że jesteście blisko — wspomniała wyciosane z lipy rzeźby pomniejszych bóstw, przed którymi stawiano naczynia z miodem pitnym i jadłem, kiedy poczuła na sobie czyjś wzrok.
Mężczyzna na bułanym koniu nie kwapił się do drogi, pomyślałby kto, że zapomniał o celu podróży. Jego oczy, nie niebieskie i nie szare, wpatrywały się w nią od pierwszej sekundy. Brązowe włosy wymykały się spod stalowego szyszaka, na którym niejeden miecz krzyżacki musiał się stępić, bo znaczyły go pręgi po otrzymanych ciosach. Biruta, choć ciekawa przybysza, uciekła wzrokiem. Nie dla niej takie spojrzenia i nie dla niej pogawędki z mężczyznami, nie dla niej uśmiechy i roziskrzone fascynacją oczy. Wyrzekła się tego w dniu, gdy ślubowała bogom wierność, a jej włosy ozdobił biały wianek z drobnych, rucianych kwiatów. Symbol niewinności, jakiej nie wolno jej było utracić.
— Jak cię zwą? — zeskoczył z siodła i zatrzymał się tak blisko, że mogłaby go dotknąć, gdyby tylko wyciągnęła dłoń. — Spotkamy się jeszcze?
— Wątpię, panie — przyznała. To przybysz jakich wiele: wysłucha wróżby, złoży ofiarę, pokłoni się bogom, a później rozpłynie w lesie jak zjawa, a ona zapomni o nim następnego poranka. — Nigdy mnie nie zobaczysz.
Nie dostrzegła białych linii na czerwonym tle, malowanych na jego tarczy. Znaku, jaki nosić mogli jedynie Giedyminowicze. Musiał być więcej niż jednym z pielgrzymów, za jakiego wzięła go kapłanka, a błysk w jego oczach nie był zwykłym blaskiem, ale sam Perkun musiał rzucić iskrę w jego stalowe, bystre oczy. Lecz o tym Biruta miała dopiero się przekonać.
YOU ARE READING
HIGH PRIESTESS
Tarihi KurguNIE ŁAMIE SIĘ PRZYSIĄG DANYCH STARYM, LITEWSKIM BOGOM Kapłanka bogini losu i syn Giedymina. Zakazana miłość, złożone obietnice i okrutna wojna. I ostatni wiek chwały wielkiej, pogańskiej Litwy. [Opowiadanie autorskie. NIE MA żadnego związku z serial...