Pustka

160 10 3
                                    

Gdy tylko pracownik dziennej zmiany opuścił lokal zacząłem to co miałem w planach zrobić. Znalazłem pokój dla pracowników, z nadzieją że będzie w nim coś, co będzie mogło posłużyć do pozbycia się tych przerośniętych kukieł. Po otworzeniu drzwi, pierwszym co rzucało się w oczy był niewyobrażalny syf, jaki tam panował. Po szybkich oględzinach nie znalazłem nic, co byłoby odpowiednie do tej roboty. Uznałem, że bez sensu w takim wypadku grzebać w tym miejscu, skoro mogłem przez ten czas pogrzebać w robotach. Liczyłem na to, że nawet bez narzędzi uda mi się je uszkodzić na tyle, by nadawały się wyłącznie na złom. Bez animatroników nie było pizzeri więc gdy one zaczną nawalać doszczętnie zrujnuję Freddy's. W końcu czym była pizzeria szczycąca się swoimi animatronikami bez nich? No właśnie, niczym. Pospiesznie opuściłem pomieszczenie i udałem się pod scenę na której widziałem maszyny. Ku mojemu przerażeniu, nie było ich. Biegiem wróciłem do Safe Room'u i zamknąłem się w nim. Fakt, że animatrony były w stanie się przemieszczać zmieniał postać rzeczy. Nie mogłem tak po prostu podejść, przerwać kilka kabli, wymontować trochę sprzętu jeśli te będą się ruszały. Spojrzałem więc z niechęcią na wszechobecny burdel. Bez lepszego pomysłu zacząłem przeglądać co właściwie się tu znajdowało. Po przeszukaniu biurka stojącego na środku, znalazłem jedynie zapalniczkę. Z rezygnacją schowałem ją do kieszeni i wziąłem się za przerzucanie pudeł. Ku mojemu zadowoleniu znalazłem siekierę. Coś innego jednak przykuło moją uwagę. Pod kolejną warstwą śmieci leżały stare, sprężynowe kostiumy. Te same, które były w pierwszej lokacji. Te same które były odpowiedzialne za śmierć mojego syna. Fakt, że ten chory człowiek trzymał je dalej, doprowadził mnie do furii. Nie czekając dłużej chwyciłem znalezione narzędzie i wyszedłem z pomieszczenia. Tuż przy wyjściu przechodził Freddy, a ja zdenerwowany do granic możliwości rzuciłem się na metalowe zwierzę. Bez opamiętania zacząłem uderzać siekierą, dopóki nie upadł na ziemię. Poprawiłem włosy które wpadły mi do oczu i usłyszałem metalowe kroki za sobą. Ukryłem się za ścianą i poczekałem, aż animatronik podejdzie do pozostałości Freddy'ego. Gdy Bonnie znalazł się na mojej wysokości, wyskoczyłem zza ściany i zacząłem uderzać w jego metalowe ciało. Z perspektywy czasu dziwiłem się, że w starciu z metalem wytrzymała tak długo, w tamtym momencie jednak się to dla mnie nie liczyło. Rąbałem na oślep w fioletowe ciało królika. Nie męczyłem się długo, a królik opadł bez mocy obok brązowego niedźwiedzia. Nim zdążyłem ochłonąć do pomieszczenia wpadła Chicka patrząc na wszystko, powiedziałbym że przerażonym wzrokiem, ale jej martwe oczy nie wyrażały żadnych emocji. Ją również dosięgnął mój gniew. Usiadłem na podłodze, myśląc że to koniec. Jednak moje domysły przerwały rytmiczne uderzenia metalu w oddali. Foxy, jak mogłem zapomnieć o lisiastym kapitanie. Na moją zmęczoną twarz wkradł się nieznaczny uśmiech. Ten lis był moim pomysłem i w swojej złotej wersji miał trafić jeszcze do Freadbear's. Jednak Henry się wstrzymał i wstawił go tutaj, jako SWÓJ pomysł.

-Hey, Mate- warknąłem i przygrzmociłem w łeb lisa. Był zdecydowanie mniejszy od towarzyszy, więc już pierwszy cios powalił go na ziemię. Odrzuciłem siekierę obok pokiereszowanych robotów i wróciłem do pomieszczenia dla pracowników. Usiadłem na podłodze i wpatrywałem się w sprężynowy kostium królika. Patrzyłem na niego, a on wbijał swoje puste spojrzenie w podłogę. Ochłonąłem i spojrzałem na zegar. Dochodziła 5, więc powinienem był się zbierać. Niechętnie wstałem i miałem opuszczać to zatęchłe miejsce, jednak ktoś stanął w drzwiach. A właściwie kilka ktosi. Na przodzie stała Suzie, a za nią w rzędzie czwórka innych dzieci. Po chwili rozpoznałem w nich dzieci których ciała ukryłem w robotach.

-Co wy tu robicie? Wy nie żyjecie!- wykrzyczałem przerażony. Wykluczyłbym możliwość, że widziałem je przez skrajne emocje i duże ilości remnantu we krwi. Czułem ich obecność w tamtej chwili. Ich wyrzuty przebijały się przez moje ciało a ja próbowałem się przed tym ukryć. Szukałem miejsca gdzie ich wzrok by się we mnie nie wwiercał, aż potknąłem się o nogę Spring Bonniego. Spojrzałem na niego, następnie na dzieci i nie widząc lepszej opcji otworzyłem animatronika. Szybko zabezpieczyłem endoszkielet i wcisnąłem się do kostiumu w którym występowałem tyle razy. Gdy już siedziałem w robocie zwróciłem się ku drzwiom. Dzieciaków nie było. Uśmiechnąłem się pod nosem i miałem wstać, jednak zastygłem w miejscu słysząc charakterystyczne kliknięcie. Nie zdążyłem nic zrobić a dziesiątki sprężynowych zatrzasków otworzyło się, przecinając moją skórę i mięśnie. Upadłem na kolana nie mogąc złapać oddechu. Nie był mi jednak potrzebny, bowiem endoszkielet powracał na swoje miejsce. Na miejsce które zajmowałem. Ból jaki czułem w momencie kiedy metalowy szkielet miażdżył moje ciało był nie do opisania, więc nie będę nawet próbował. Trwał jednak jedynie chwilę, a jego miejsce zastąpiła pustka.

Purple guy- morderstwo z innej perspektywyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz