Siedziałem pogrążony w myślach, dopóki nie obudził mnie dźwięk zegara. Chwilę mi zajęło zanim zdałem sobie sprawę z tego gdzie się znajduję. W zapuszczonym korytarzu panował półmrok, jednak zapewne dzięki wbudowanym w robota mechanizmom byłem w stanie zorientować się w przestrzeni. Nie miałem ochoty wychodzić z bezpiecznego kąta, przypominając sobie o porozrzucanych wszędzie demonach przeszłości. Nie mając nic lepszego do zrobienia skupiłem się trochę na ogarnięciu pomieszczenia w którym się znajdowałem i w końcu dostrzegłem kamerę. Kamerę przez którą ktoś mnie obserwował. Kto chciałby siedzieć w takim miejscu i kontrolować starego animatrona?
Henry. Gdy zdałem sobie z tego sprawę poczułem motywację aby ruszyć się i znaleźć tego człowieka.
Ruszyłem momentalnie przed siebie niekoniecznie wiedząc dokąd powinienem się udać. Nie znałem tego miejsca,jednak wychodząc z założenia że jest to następne z Freddy's biuro powinno znajdować się w budynku. Pomieszczenie do którego przeszedłem zdobiła głowa Chici i maska Puppeta. Stałem długo wpatrując się w "dekoracje". Wiele ode mnie wymagało przemożenie się i przejście obok nich. Gdy już znalazłem się w następnym pokoju usłyszałem śmiech dochodzący z miejsca z którego wyszedłem. Przeraziłem się i chciałem uciekać od niego jak najdalej w obawie że dusze wydostały się z masek i będą dalej szukały zemsty. Niestety, system endoszkieletu, który jakby nie patrzeć był uruchomiony, dalej miał kontrolę nad mechanizmami, a jego oprogramowanie kazało podążać za dźwiękiem. Cofnął się więc ku mojemu przerażeniu do pokoju z maskami. Nie mogąc zapanować nad ciałem uważnie przypatrywałem się postaciom co kiedyś miało sprawiać dzieciom radość, aby zauważyć gdyby zaczęły coś robić. Gdy już odzyskałem kontrolę szybko wróciłem do bezpiecznego miejsca i próbowałem się uspokoić. Byłem rozdarty pomiędzy chęcią dotarcia do Henrego, a własnym bezpieczeństwem. Obecność wkurzonych dusz była dla mnie niemal namacalna, przecież nie było możliwości żeby zostały uwolnione, a w tamtym momencie nie miały ciał które by je ograniczały. Obawiałem się do czego zdolne będą rządne zemsty dusze, zamknięte z osobą która odebrała im życia. Bardzo nie chciałem znowu przechodzić przez tamten pokój, jednocześnie zjadała mnie ciekawość czy to na prawdę Henry pilnuje opuszczonej pizzerii. Walczyłem ze sobą czy znów narażać się na wzrok demonów, czy siedzieć na dupie i żałować że nie zrobiłem czegoś co tak bardzo prosiło się o odkrycie. Zbawieniem w tej sytuacji okazał się szyb wentylacyjny. Nie zastanawiałem się dwa razy i gdy tylko go spostrzegłem zacząłem się do niego pakować. Pełznięcie przez dosyć wąskie szyby, w kostiumie który sprawiał że moje ciało była dwa razy większe, nie było najprostszym zadaniem, jednak powoli sunąłem się na przód, a to się liczyło. Minąłem następny zakręt i gdy już myślałem że najgorsze za mną, trafiłem na ślepy zaułek. Zszokowany i rozeźlony wpatrywałem się w kawał blachy który udaremnił mój plan.
Po kilku przekleństwach wymienionych w kierunku niewychowanego przedmiotu martwego zacząłem się cofać do pokoju z którego ruszyłem. Trwało to jeszcze dłużej niż wchodzenie do wentylacji. Podłamany tym jak źle idzie mi tak proste zadanie usiadłem pod ścianą jak wcześniej i wiele nawet nie straciłem, bowiem po chwili wybiła 6 a kostium zastygł dokładnie tak jak powinien. Animatrony działały w kilku trybach- kostiumu, kiedy endoszkielet był schowany a człowiek w nim się znajdujący mógł swobodnie się poruszać, w trybie przyjęcia, w którym były podczas dni pracy i trybie swobodnej wędrówki w której aktualnie znajdował się Golden Bonnie... Springtrap. W nocy animatronik miał "wymuszony ruch" aby mechanizmy się nie zasiedziały, a w dzień miał zmierzać do pokoju z dziećmi i stawać tam jako dekoracja lub by ewentualnie przestawić go na tryb przyjęcia. Tak też więc zostałem unieruchomiony do momentu w którym systemy nie wykryją dźwięków, lub do północy. Nie mając i tak nic do robienia pogrążyłem się w myślach, spędzając kolejne godziny wyłączony na zewnętrzne bodźce.
***
Jak się przewidywałem mechanizmy poluźniły się dopiero o północy. W stanie spoczynku wszystkie ruchome części były blokowane, aby w razie jakby jakieś dziecko postanowiło wejść na animatronika, ten był stabilny. Niestety nie pozwalało mi to poruszać endoszkieletem, a ja musiałem podporządkować się temu jak funkcjonuje moje nowe ciało. Niewykluczone że spróbuję je przerobić na bardziej bierne moim decyzjom, teraz jednak miałem ważniejsze zadanie. Byłem niemal pewny że jest tutaj ponownie, a w tym przekonaniu utwierdziła mnie świecąca się przy kamerze dioda. Z nową energią ruszyłem przed siebie, aby ponownie zastać świdrujące mnie wzrokiem resztki kostiumów. Znów zastygłem w bezruchu. Nie byłem w stanie obojętnie przejść obok tego co zostało z animatroników. Ich puste oczodoły przypominały mi o tym co zrobiłem, aby odwdzięczyć się człowiekowi odpowiedzialnemu za śmierć mojego syna. Te wspomnienia dały mi jednak do zrozumienia, że nie mogę odpuścić w takim momencie. Nie mogłem po porostu puścić tego wolno. Zebrałem swoje myśli i ruszyłem do następnego pokoju, z dala od wymownego wzroku moich ofiar. Dziecięcy śmiech rozległ się w głębi budynku. Odpowiednie systemy go wykryły i zgodnie z przewidywaniami zaczęły kierować animatronika w kierunku głosu. Śmiech jednak nie roznosił się długo, więc po kilku krokach robot zatrzymał się, a ja odzyskałem kontrolę nad ciałem. Otaczały mnie stare automaty, choć na pierwszy rzut oka było widać że nie działają. Niektóre z nich pamiętałem z pizzeri Henrego. Musiałem naprawiać te cholerstwa codziennie, a i tak prawie nikt na nich nie grał. Uśmiechnąłem się pod nosem na to wspomnienie. Jednak nim zdążyłem się dobrze rozejrzeć w budynku rozległ się alarm. Nie miałem pojęcia co to oznacza i zdezorientowany wycofałem się, w obawie że mogłem go zainicjować. Po krótkiej chwili czerwone świata i syreny się wyłączyły, a ja uspokoiłem nerwy. Jednak nie na długo, bowiem włączył się ponownie równie szybko jak się skończył. Dla pewności wróciłem do pokoju z wyjściem, mając nadzieję że to nie moje zachowanie uruchamia jakieś czujniki. W pomieszczeniu w którym się znajdowałem rozległ się dziecięcy śmiech, a ja przygotowałem się na utratę kontroli nad mechanizmem. Strój jednak nigdzie nie przeszedł, co mogło świadczyć o tym że dźwięki dochodzą stąd. Nie było tu jednak nikogo kto mógłby się śmiać. Dopiero w tamtym momencie to do mnie dotarło. Henry włączał głośniki, aby uniemożliwić mi przejście do niego. Ten szmaciarz się mną bawił. Złość ogarnęła moim ciałem. Na chwilę zapomniałem o sytuacji w jakiej się znalazłem i ruszyłem ku jedynemu celu który mi przyświecał. Przez moment nie przejmowałem się duszami, jedynie brnąłem przed siebie w kierunku w którym prowadziły mnie korytarze. Zaszedłem dalej niż zazwyczaj, jednak przerwał mi znany i już serdecznie znienawidzony śmiech. Kostium nie zdążył jednak przejść do poprzedniego pomieszczenia, a w całym budynku rozległy się dzwony świadczące o wybiciu 6 AM. Mechanizmy się zablokowały a moja furia nie znajdowała ujścia. Próbowałem krzyczeć, walczyć z zablokowanymi sprężynami jednak Nic to nie dawało. Wszystko się we mnie gotowało a ja nie byłem w stanie poruszyć nawet pacem. Bezsilność, złość, gorycz i wiele innych nieprzyjemnych emocji mieszało się w moim ciele i było to uczucie gorsze niż jakiekolwiek tortury które sobie wyobrażałem.
CZYTASZ
Purple guy- morderstwo z innej perspektywy
HorrorKsiążka FNaF. W roli głównej Purple guy. TO NIE FF!! TO TEORIA SPISKOWA!!