Prolog

388 26 19
                                    

Budzik przerwał słodki, leniwy sen Marii. Dziewczyna krzyknęła z dezaprobatą, po czym chwyciła budzik i rzuciła nim o ścianę. Nie dbała o to, że prawdopodobnie po raz kolejny będzie musiała kupić nowy - liczyło się tylko to, by przestał dzwonić.
W końcu miał jednak nadejść moment wstania z łóżka. Maria ubrała się w krótką granatową koszulkę na ramiączkach i obtarte dżinsy. Zeszła do kuchni zrobić sobie śniadanie. Nie wahała się długo nad tym, co zje. Mimo tragicznych okoliczności, postanowiła nie odmówić sobie przyjemności i zaczęła robić swoje ulubione naleśniki. Jakich tragicznych okoliczności? No tak, niedawno zginął w strzelaninie jej ojciec, szef gangu i zgodnie z jego ostatnią wolą to jego córka, Maria Sueska, miała przejąć po nim schedę, przez co dziewczyna musiała szybko wrócić z wakacji w Londynie. Narrator uznał to za zbyt nieistotny fakt, by podać go gdzieś na początku.
Gdy śniadanie było już gotowe i Maria zasiadła przy stole, nagle do kuchni wszedł ON. Największy twardziel w gangu, najprzystojniejszy chłopak, jakiego zna - Henryk Styleski. To znaczy on taki był w jej mniemaniu, bo w rzeczywistości Henryk był jednym z tych, którzy z pistoletem w ręku i wobec bezbronnych są kozakami, ale bez to już niekoniecznie. Facet nie miał zbyt wielkiego szacunku u pozostałych, ale córka szefa go lubiła. A kiedy szef pożegnał się z tym światem i szefową została jego córka, Henryk stał się drugim po niej członkiem gangu.
- Hej, Maria.
- Cześć, Harry... To znaczy Heniu - odparła dziewczyna z ustami pełnymi naleśników, przez co chłopak nie dostrzegł pomyłki.
- Pamiętasz o dzisiejszym wyścigu? - zapytał siadając naprzeciwko niej.
- Jakim wyścigu?
- No wczoraj się już umówiłaś... Głupio byłoby nie przyjść.
- Oczywiście, że tak!
- Spokojnie, wiem że jesteś jeszcze w szoku. W końcu straciłaś ojca. Pomogę ci wszystko ogarnąć.
- Dzięki Ha... Heniu. Jestem ci bardzo wdzięczna. A co z moimi psiapsiółkami z klubu twerkowania?
- Spoko, wszystko do wieczora ogarniemy.

Po załatwieniu spraw nie cierpiących zwłoki typu kupienie nowego budzika, ploteczki i zakupy z przyjaciółkami, z którymi Maria nie słyszała się aż kilka, może kilkanaście godzin, Sueska i Styleski dotarli na miejsce nielegalnych wyścigów. Wieczór był cichy i spokojny. Maria i Henryk usiedli na masce jej auta. Dziewczyna pogłaskała karoserię.
- Ach... Uwielbiam je - westchnęła. - Jest takie piękne... Zawsze chciałam mieć granatowe...
- Eee, jest białe - odważył się zauważyć Henryk.
- Wyobraź sobie, że jest granatowe.
Chłopak już chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Nie będzie przecież podskakiwał szefowej. Głupio byłoby stracić spoko fuchę prawej ręki jeszcze przed upływem 24 godzin od jej zdobycia.
- No dobra, koniec tego - powiedziała nagle wstając. - Czas pokazać tym palantom kto tu jest królową szos, kto tu jest królową... gangu. Tak, królową gangu! - dziewczyna wpadła w euforię. Przez chwilę zatwerkowała nawet z zadowoleniem. - Tak macie do mnie teraz mówić!
- Świetny pomysł, popieram! - Henryk wstał aż z maski i zaklaskał.
- Już, już - Maria uniosła ręce powstrzymującym geście. - Brawa dopiero po wyścigu.
Wsiedli do auta, dziewczyna odpaliła silnik i podjechała na linię startu. Spojrzała w lewo. Obok znajdował się czerwony sportowy samochód z rozkładanym dachem, a w nim młody brunet z włosami zaczesanymi do tyłu i bezczelnym uśmieszkiem.
- H... Heniu? Kim jest ten przystojniak obok?
Styleski spojrzał w lewo i zaczerwienił się z zazdrości. Na szczęście w ciemności nie było tego widać.
- Uważasz, że jest przystojny?
- Bardzo! Kto to? Masz do niego numer?
- Ej, ty! - usłyszeli z lewej. To tamten kierowca zwrócił się do Marii. Dziewczyna zatwerkowałaby z zachwytu, gdyby nie to, że siedziała.
- Tak? - powiedziała z trudem opanowując swój głos.
- Powodzenia, małolato! - rzucił chłopak, po czym pochylił się i otworzył drzwi samochodu od strony pasażera, gdzie wsiadła długonoga blondynka. Facet uśmiechając się bezczelnie pocałował ją w usta.
- A to palant! - niemal wrzasnęła Maria.
- Start za...! - usłyszeli z zewnątrz.
- Nie denerwuj się, zaraz ruszymy - Henryk próbował ją uspokoić.
- Trzy!
- Ja jestem spokojna! - odparła przekręcając kluczyki w stacyjce.
- Dwa!
- Spróbuj po prostu nie patrzeć w lewo. On nie jest tego wart.
- Jeden!
- Spróbuję - odparła i od razu spojrzała w lewo. Bezczelny facet odkleił się właśnie od blondynki a ich usta połączył pomost ze śliny. Maria była wściekła.
- Start!
Dziewczyna natychmiast nacisnęła nogą na pedał. Wszystkie samochody ruszyły. To znaczy wszystkie poza białym... granatowym autem, w którym siedzieli Maria i Henryk.
- Mówiłem ci nie patrz!
- Cicho! - Maria nacisnęła sąsiedni pedał i ruszyła.
Po tym opóźnieniu ciężko było jej dogonić pozostałych zawodników, ale przy drugim zakręcie udało jej się zrównać z przedostatnim autem.
- Dogonię tego palanta! Heniu, przestrzel naszym sąsiadom opony.
- Co? To niezgodne z zasadami.
Maria zmrużyła oczy.
- Królowa nie przestrzega zasad.
Henryk lekko się wahając wyciągnął pistolet, otworzył okno i wycelował w przednią oponę przeciwników. Strzelił. Rozległ się huk i auto szybko weszło w poślizg zjeżdżając gwałtownie na lewo. Otarło się przy tym lekko o prawy tył auta Marii.
- Jeszcze tylko trzech frajerów - powiedziała z satysfakcją Maria.
- Wiesz... Nie musisz tego robić dla niego... - zaczął Henryk, ale szefowa szybko mu przerwała.
- Nie robię tego z jego powodu - skłamała. - Po prostu lubię ostrą jazdę!
Maria wyminęła kolejnego zawodnika. Od dwóch przed nią dzieliło ją dość sporo, ale nie przejmowała się tym.
- Heniu... Zawsze dobrze strzelałeś. Proszę cię, traf w to auto przed nami.
- Ja?
- No tak, przecież umiesz - Maria spojrzała na niego.
- Umiem, oczywiście. Ale... Jestem pewien, że mimo 16 lat jesteś tak dobrym kierowcą, że możesz wygrać ten wyścig uczciwie - spojrzał na nią, w duchu błagając by nie zmuszała go do strzelania. Henryk skrywał bowiem mroczny sekret - nie umiał strzelać tak dobrze jak mówił, wychodziło mu to tylko na bliskie dystanse.
- Zrób to. To rozkaz.
Henryk kiwnął powoli głową po czym wystawił pistolet za okno. Przymierzał się do strzału. Od niego zależało wszystko. Musiało mu się udać. Patrzył ukradkiem na Marię. Musiało mu się udać. Dla niej. Strzelił. Usłyszeli huk pękającej opony.
- Brawo, Heniu, udało ci się! Coś bym ci teraz zrobiła, ale muszę skupić się na drodze.
- Nie znałem swojego męstwa - powiedział zdumiony Henryk.
Nie wiedzieli, że opona drugiego zawodnika pękła przez leżący na torze gwóźdź. Samochód wpadł w poślizg i po chwili stał tak, że stanowił przeszkodę nie do przejścia dla Marii. Musiała zahamować, lecz nie chciała. Nagle usłyszała syreny policyjne i to spowodowało, że ze strachu nacisnęła hamulec.
- Co jest... - nacisnęła po raz kolejny. - Ej! - i kolejny, i kolejny. - Hamulec nie działa.
- C-co? - Henryk dopiero co wyrwał się z oszołomienia własnym sukcesem. - Jak to nie?!
- Trzymaj się mocno!
Maria gwałtownie skręciła i straciła panowanie nad autem i wypadła gdzieś poza tor. Samochód przekoziołkował raz i zatrzymał się na boku. Henryk siłą grawitacji położył się na Marii.
- Ups... Przepraszam. Niezręczna sytuacja - powiedział speszony.
- W sumie to nic nie szkodzi - odparła Maria patrząc Henrykowi prosto w oczy. - Harry, jakie ty masz piękne spojrzenie.
- Harry?
- Nie ruszać się, tu policja! Wyjdźcie z rękami w górze!
Auto mimo że wypadło z wyścigu, nie wypadło z uwagi policjantów, którzy otoczyli je sprawnie, celując w pojazd z pistoletów.
- Tylko bez numerów! - ostrzegł młody komisarz, poprawiając nonszalancko ciemne okulary lufą od pistoletu.

ZdetronizowanaWhere stories live. Discover now