Budzik nie miał litości. Zwlekła się z łóżka o 6:30, po dwóch drzemkach. Przetarła oczy, narzuciła na siebie kimono i poczłapała do kuchni, żeby włączyć ekspres. W międzyczasie wzięła szybki prysznic, doprowadziła do ładu potargane po nocy włosy, uskuteczniła make-up no make-up i usiadła na kanapie, z nadzieją, że podwójne espresso chociaż trochę pomoże jej złapać kontakt z rzeczywistością. Kawa była ratunkiem na całe zło tego świata. Kofeina powoli zaczynała krążyć jej w żyłach, więc już bardziej obudzona weszła do garderoby i złapała pierwsze lepsze ciuchy z półki. Czarne z czarnym zawsze pasuje, więc nie musiała się długo zastanawiać nad doborem koszulki do jeansów.
Dotarła na Chmielną 10 minut przed czasem, bo dzisiaj metro wyjątkowo współpracowało i nie uciekło jej sprzed nosa. Zauważyła, że Porsche Panamera Kuby wyjątkowo stoi na parkingu przy wejściu do budynku, co potwierdzało, że mężczyzna jest już w firmie, więc weszła jeszcze na sekundę do kawiarni na przeciwko i kupiła dla nich dwie kawy. Tak na lepszy początek dnia. Wjechała windą na 4 piętro, mijając po drodze przemiłą sprzątaczkę, która kończyła myć podłogę w holu i rzuciła jej ciepłe „dzień dobry". Otworzyła drzwi do pokoju na końcu korytarza, ale ku jej zdziwieniu nie zauważyła w środku Kuby. Zostawiła kurtkę i szalik na wieszaku przy wejściu, postawiła po jednym kubku na każdym biurku i uruchomiła MacBooka, którego chłopak musiał przynieść od razu po przyjściu do biura.
Usiadła na swoim miejscu i otworzyła kalendarz Google, żeby przejrzeć i zaktualizować terminy koncertów Quebonafide. Nie było tego dużo, bo główna trasa ruszała dopiero wiosną. Nie zdążyła otworzyć maila z grafikiem, kiedy Kuba wszedł do środka.
- Cześć, jesteś. - stanął, opierając się o framugę drzwi i spojrzał na dziewczynę takim wzrokiem, jakby był wielce zdziwiony, że ktoś się pojawił.
- A miało mnie nie być? Cholera, to mogłam jeszcze sobie pospać. - próbowała żartować, ale nietęga mina Grabowskiego była dowodem na to, że nie jest w nastroju na żarty. - Kupiłam nam kawę. - dodała, wskazując palcem na jego biurko w kącie pokoju.
- Co? - zapytał, jakby wyrwany z głębokich rozmyślań i przeniósł wzrok na Zoję. - A, kawa, tak, dzięki. - bardziej oschle już się chyba nie dało.
- Zrobiłam coś nie tak? - nie wiedziała, jak zareagować. A może w ogóle nie reagować?
- Mam coś na dzisiaj? - odparł, ignorując zupełnie pytanie dziewczyny i wlepił wzrok w panoramę miasta.
- O 13:00 masz tą sesję z Wojciechem, jesteście umówieni przy Warsaw Spire. - wyrecytowała, analizując kalendarz.
- Coś jeszcze? - oparł się o blat i złapał kubek z ciepłą jeszcze kawą.
- Dzisiaj dla ciebie tylko tyle. Ja muszę się zająć tymi biletami na koncert w Gdyni, bo ma być kolekcjonerski drop na Queshop. - stwierdziła, jednocześnie otwierając Photoshopa i kilka podstron ze zdjęciami Kuby, żeby mieć wybór przy tworzeniu grafiki.
- To ja spadam. O 10:00 przyjdzie Krzysiek. - wymamrotał od niechcenia, nie siląc się na jakiekolwiek szczegóły i wyszedł, łapiąc po drodze kurtkę z wieszaka.
Tyle z porannego spotkania z Que. Nie było jeszcze 9:00, a Zoja została sama w biurze, po wątpliwej pogadance z szefem, z której w sumie nic się nie dowiedziała. Nic na temat wczorajszego wieczoru, nic o wysłanej wiadomości, nic sytuacji w samochodzie. Nic o niczym. Kolejny raz zgubiła się we własnych przemyśleniach i czuła się bardziej zmieszana niż wstrząśnięta. Praca w Photoshopie poszła jej całkiem sprawnie, więc zadzwoniła do kilku drukarni w Warszawie, żeby znaleźć najlepszą ofertę, a po podjęciu decyzji przesłała im projekt biletów na maila, razem z kilkoma wytycznymi, co do ilości, rozmiaru i wykończenia. Pierwsze, poważniejsze wyzwanie w pracy zaliczone. Była z siebie dumna, czuła się ważna i potrzebna, a możliwość trzymania ręki na pulsie była czymś, co zdecydowanie poprawiało jej samoocenę.
CZYTASZ
Bo naprawdę na dużo mnie stać... | Quebonafide
Fanfic- Dlaczego uważasz, że zasługujesz na kolejną szansę? - Bo naprawdę na dużo mnie stać... Czy zaborczość i obsesja na punkcie kontroli stanowią przeszkodę nie do przeskoczenia? Czy może jednak warto dać komuś drugą szansę? A co, jeśli znowu jej nie...